Włodzimierz Sojka zaproponował do kolekcji książek, które przeczytałem, tytuł „Poezje i inne herezje”. Już sam tytuł pokazuje że mamy w rękach coś zabawnego: parodię, groteskę, paszkwil literacki. Gdy przejrzałem, przekartkowałem książkę, zauważyłem – trudno nie zauważyć! - że Sojka umieścił w „Poezjach …”, oprócz tytułowych wierszy, krótkie formy prozatorskie. Felietony, bajki, opowiadania. To co się rzuca w oczy to przekładanka. Polega ona na tym że poezja jest porozdzielana prozą. Mnie taki układ nie za bardzo się podoba. Wolałbym, aby wiersze były osobno, a proza osobno. W takim układzie można pokusić się o śródtytuły. Skromnym mym zdaniem można je wziąć z tytułu książki.
Minęło kilka dni od przeczytania „Poezji …” i – mówię szczerze – niewiele zapamiętałem z tej książeczki. Pamiętam, że od czasu do czasu parsknąłem śmiechem, w kilku miejscach uśmiechnąłem się. Były takie miejsca kiedy z tyłu głowy zapalała się czerwona lampka. Ja już to gdzieś czytałem ( słyszałem), tylko innymi słowy wypowiedziane. Czułem się jakbym siedział na widowni i oglądał średniodobry występ kabaretowy. No, może być. Ale tylko na chwilę, na moment. Po wyjściu z teatru – od razu zapominamy wszystkie skecze. Taką książkę, o której pamiętamy tylko w czasie jej czytania, nazywam dobrą pozycją na podróż pociągiem. Z pewnością szybciej minie podróż, wtopimy się w kanapę wagonową, przestaniemy istnieć dla otoczenia. Inaczej niż Adaś Miauczyński, bohater kultowego filmu „Dzień świra”. Niedawno przypomniałem ten obraz, i trudno jest mi wyobrazić aby ten człowiek usiadł spokojnie i czytał jakąkolwiek książkę. Tym bardziej w wagonie kolejowym. Jest taka scena z filmu – jadąc pociągiem bohater stara się skupić w czasie pisania wiersza ...
Myślę że dobrze iż Adaś Miauczyński nie czytał „Poezje i inne herezje” Włodzimierza Sojki. Z pewnością użyłby ostrzejszych słów, człowiek z wykształceniem polonistycznym powinien szybko dostrzec niedociągnięcia omawianej pozycji. Ja nie jestem polonistą i jestem łagodniejszy w wyrażaniu opinii. Stąd obraz wagonu kolejowego.
Są książki – cytaty. W takich pozycjach łatwo dostrzec zdania, które zostają w nas na zawsze. W „Poezje i inne herezje” nie ma takich zdań. Można nawet powiedzieć, że to co zaproponował Sojka, już kiedyś przeczytałem, u innych pisarzy. Nie jest to odkrywcze z pewnością. Z drugiej strony ( nie tylko medalu) nie jest pozbawione uroku. Jak to powiedzieć? Są piękne kobiety, są brzydkie. Ale są takie mające pewną dożę urody. Często mówi się o nich przeciętne. I taka właśnie jest książka Sojki. Nic się nie stanie jak jej nie poznamy. A co się stanie kiedy ją poznamy? Czas szybciej minie. Tyle.
Trzeba oddać Autorowi to że na stu sześćdziesięciu kilku stronach widzimy poprawną polszczyznę, Sojka prawdopodobnie ma coś wspólnego z polonistyką. Jest nauczycielem? Wykładowcą uniwersyteckim? Na trzeciej stronie okładki czytamy że bawi się słowem. Ja bym dodał że także obrazami, tropami znanymi z literatury. Zwrócił moją uwagę fragment „Pan Tadeusz. Księga XII i pół”. Jest to parafraza – tak myślę – „Księgi XIII Pana Tadeusza”. Erotyczna trawestacja epopei narodowej przypisywana między innymi Aleksandrowi Fredrowi, to arcydzieło w swojej kategorii. A propozycja Sojki? Takie sobie rymowanie. Miejscami, nie powiem, udane, ale poza tym – miałkie, niestety. A dlaczego zwróciła moją uwagę ta opowiastka wierszem pisana? Sam temat przyciąga uwagę. Puścić wodze wyobrazni na temat tak znanego utworu, to nie lada wyzwanie … Z pewnością Włodzimierz Sojka ma wiele wspólnego z Adamem Miauczyńskim. Obaj chcieli napisać utwór który będzie dobrze przyjęty przez Czytelników. Wyszło średnio. Tyle.