"Nim padnie pierwszy strzał" to książka autorki, której książki niekoniecznie do tej pory przypadały mi do gustu, ale postanowiłam sprawdzić, czy może jednak uda się nam ze sobą zgrać.
Bo wiecie, Katarzyna Żwirełło wcześniej wydawała pod pseudonimem Vera Eikon. Ostatnio można zauważyć, że sporo polskich autorów postanawia ujawnić się i zacząć wydawać pod własnym nazwiskiem, a nie właśnie pod pseudonimem. Czy to dobrze? W sumie nie robi mi to różnicy, ale czy nie lepiej zachować spójność?
A oprócz tego, że nowe nazwisko, to jeszcze nowe wydawnictwo! To pierwsza powieść autorki, która została wydana właśnie przez Dreams. Wcześniej była Filia, był selfpublishing, który też stał się ostatnio modny i coraz więcej osób postanawia właśnie tak swoje książki wypuszczać na rynek czytelniczy.
Ale do celu, zacznijmy od tego o czym jest "Nim padnie pierwszy strzał". Gangi. Samo to słowo sprawia, że gdzieś czuje się na plecach dreszcz niepokoju i ma świadomość, że ci ludzie są brutalni, nie cofną się przed niczym i tym razem tak właśnie jest. Podczas zatrzymania, które suma summarum się nie udaje, ginie jeden policjant, a drugi zostaje ranny. A w tym miejscu zaczyna się przewidywalność, bo młody policjant postanawia zrobić wszystko aby złapać sprawców. Wszak ten ranny funkcjonariusz to był jego mentor. Oczywiście również policja w całości nie pozwoli by śmierć kolegi poszła na marne. A przy tym wszystkim, przez to, że nie udało się doprowadzić do zatrzymania, cały kraj patrzy im na ręce, więc łatwo być nie może.
To historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami i tu mogłabym przymknąć oko na to, że jest bardzo, ale to bardzo przewidywalna. W zasadzie wiadomo co się wydarzy od niemal początku, a jednak miło by było gdyby wydarzyło się coś zaskakującego, jakiś zwrot akcji, a ja wręcz regularnie miałam w głowie "no tak, czemu mnie to nie dziwi". Dla mnie to jest wada, bo albo idzie się w literaturę faktu i robi się z tego genialną opowieść o policjantach, ich służbie, poświęceniu i ryzyku zawodowym, a przy tym o odrobinie ich prywatnego życia, albo się inspiruje wydarzeniami i jednak próbuje stworzyć intrygującą, nie pozwalającą się odłożyć powieść.
Ciężko mi powiedzieć w jakim gatunku ta książka powinna być umieszczona, bo ani to kryminał, ani sensacja z prawdziwego zdarzenia. Powiedziałabym, że to powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjnym, a miał być kryminał, miało się dużo dziać, wyścigi, pościgi, wybuchy! A tu... opowieść o ludziach, których pracę się docenia, ale skupiona na dramatach, ckliwych momentach i na tworzeniu tekstu tak, by wyciągnąć z niego jak najwięcej wspaniałych złotych myśli.
Cóż, okazuje się, że to jednak nie jest mój klimat czytelniczy. Gdybym chciała przeczytać taką książkę, to zdecydowanie szukałabym literatury faktu. To jak powieści obozowe inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, a w sumie nie mające wiele wspólnego z tym, jak to wyglądało.
Żeby tak nie ofukiwać tej powieści, to powiem szczerze, że autorka pisze ciekawie i przyciąga czytelnika, ale jednak grupa odbiorców powinna być nieco jaśniej określona.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Dreams