"Zmieniają się epoki.
Zmieniają się tunele.
Zmieniają się ludzie.
Zmieniają się problemy.
Tak naprawdę wszystko wciąż jest takie samo.
Historia to nieprzyjemności, które przydarzyły się komuś innemu..."
"Piter" to nie postać w masce przeciwgazowej, jaką każdy widzi na ponurej i ciemnej okładce, choć niewątpliwie tak sobie wyobrażałam głównego bohatera. "Piter" to Petersburg po gruntownych zmianach wywołanych odgórnie, bez żadnego porozumienia się ze społecznością. Zmiany te wywołał wybuch bomby atomowej - po dawnym Petersburgu zostały tylko wspomnienia i żal wśród cudem ocalałych w rosyjskim metrze, które w powieści Szymuna Wroczka stanowi ich jedyny dobrobyt i miejsce do życia. Stało się jednocześnie ich schronem oraz przekleństwem. Wroczek udowodnił, że istnieją sytuacje, w których śmierć jest lepszym wyjściem niż podłe egzystowanie, w wyniku którego wyzwalają się w ludziach najniższe popędy. Sama nie wyobrażam sobie mojego życia w takich warunkach i jednocześnie potępiając bohaterów, podziwiam ich za zaradność i hardość.
Iwan to digger wytypowany do miana głównej postaci wśród wielu innych mieszkańców stacji Wasilieostrowskiej. Digger to nietypowy zwiadowca, z racji fachu żyjący w niepokoju i niewiedzący, kiedy nadejdzie jego godzina - jego zadaniem jest podejmowanie złowrogich misji, także na powierzchni, na której zdążyły się zadomowić inne stwory. Tuż przed ślubem Iwana - tak, pod powierzchnią również można przynajmniej starać się utrzymywać pozory szarego życia - zostaje wykradziony agregat zasilający prądem stację. Prąd jest niezbędny do przeżycia. O kradzież i zabójstwo zostają oskarżeni Chodnicy z innej sfery, a Iwan zostaje wysłany na wojnę z towarzyszami.
Człowiek człowiekowi wilkiem. W postnuklearnym światku nie stworzono jednolitego społeczeństwa z oddanych sobie jednostek- bohaterowie idą na pogrom Chodnikom uważanym za bestialskich złodziei, spotkane osoby na Admiratielskiej wcale nie są przyjazne, w Wenecji ludzie żyją nad wszystkożernymi stworzeniami w wodzie, Weganie są wspominani jako największe zło, nie wspominając o jedzących ludzkie mięso gnilakach i grupie kastratów - pokoleniu pokrzywdzonych przez nieżyjącego już przywódcę. Wroczek sygnalizuje potęgę wszędobylskiego zła, kuszącego nienawiścią i mocą sprawczą łatwiejszą i silniejszą od dobrych chęci. O wiele częściej zamiast z altruizmem spotkałam się z egoizmem i zdradą w tych wszystkich grupach. Przemoc zapętla się i stanowi nierozwiązywalne koło, powraca w najmniej spodziewanych momentach, a zabójcze w rękach ludzi naboje są używane jako moneta przetargowa. Czy ludzie zostali do tego zmuszeni czy po prostu łatwiej jest być złym? Czy łatwiej tak dawać sobie radę z niebezpieczeństwami? Nawet labirynt ślepych nie pozwala wyjść z niego żywym i ze zdrowymi oczami...
Iwan wydaje się nie zbaczać z etycznej ścieżki, lecz morduje, ale w obronie swoich. Czyż nie powinno być na odwrót - w obliczu wspólnego nieszczęścia każdy dba o każdego, aby razem stawić czoła trudnościom, mroku i aurze grozy? Podejrzewam, że nawet pierwszorzędny utajony zdrajca z Pitera przyznałby mi rację. Ale już on wie, jak uśpić czyjąś czujność i wbić nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie.
Mimo, że Wroczek podjął opowieść w narracji trzecioosobowej, opisy uczuć bohaterów i ich odczuć zewnętrznych, nawet obrzydliwych, dotykają silnie samopoczucia czytelnika - moje serce biło na równi z sercem Iwana. Charaktery postaci i ich zewnętrzny wygląd są nakreślone szybko, krótko, aczkolwiek zdecydowanie i konkretnie. Umiejętność skondensowania istotnych materii w tekście tak, aby jednocześnie wydawał się nie napisany pobieżnie, to wielki plus dla Wroczka - przykuwa najmocniej, magnetycznie uwagę czytelnika wtedy, kiedy trzeba i nie pozwala na błądzenie myślami w trakcie lektury. Wroczek urozmaica powieść badawczymi, filozoficznymi i swobodnymi wynurzeniami rosyjskiego podstarzałego profesora, koszmarami sennymi Iwana. Profesora wyróżniam jako najlepszą drugoplanową postać, a jeśli chodzi o sny Iwana - po dwóch pierwszych już było wiadomo, co rozpoczyna się jako sen, a co jako jawa, więc straciły dużo na wartościowym elemencie zaskoczenia.
Niesamowite, że postacie tego posępnego miejsca wypowiadają się niekiedy w humorystycznym, ironicznym tonie i znajdują czas na zabawę towarzyską w postaci...meczu piłki nożnej lub nocnych pogaduszek. Szczerze mówiąc, sytuacja meczu zraziła mnie po oczach, ale nie miałam nic przeciwko ironizowaniu dialogów i wykorzystywaniu komizmu sytuacyjnego. Bo dialogi są w tej powieści warte podkreślenia - zajmują znaczną część objętości powieści i nie zdziwię się, jeśli niektórym się to nie spodoba. Musiałam przywyknąć do faktu, że Wroczek kwintesencję mrocznego metra zawarł w pierwszych dwóch rozdziałach. Późniejsze opisy są już bardzo krótkie, rzadsze, a i sposób opisywania ich wydaje się wtórny, chociaż ciągle miałam nadzieję na kreatywne wzmianki o poszczególnych częściach metra, a nie tylko skupianie się na technicznych faktach i oświetleniu. Nieco szersze opisy powracają oczywiście przy walkach i pobudzają co nieco wyobraźnię, w tym momencie odpowiedzialną za krwawe obrazy.
Po makabrycznym tonie pierwszego rozdziału czułam się względnie zawiedziona i nieusatysfakcjonowana, gdyż byłam bardzo złakniona obrazowości i sugestywności opisów. Zostało mi to w pewnym stopniu wynagrodzone zajmującą fabułą i akcją, która brnie do przodu głównie dzięki dialogom. Nie nużyły mnie one ani na chwilę, zamiast czytać kolejne senne makabry Iwana, wolałam powrócić do istotnych rozmów bohaterów w ekspedycji lub do scen walk.
Piter należy do Uniwersum Metro 2033, wykreowanego przez również rosyjskiego pisarza. Dmitry Glukhovsky stworzył mroczne, postapokaliptyczne uniwersum, wizję świata i metra moskiewskiego po ataku nuklearnym w dwóch książkach: Metro 2033 oraz Metro 2034, do którego wciąż dołączają swoją twórczość inni pisarze - m.in. właśnie Wroczek oraz Andriej Diakow. Mogę powiedzieć, że z serią zapoznaję się trochę na opak - nie sięgnęłam najpierw do inicjujących powieści pomysłodawcy, lecz wybrałam Pitera. Nie mogę więc dokonać oceny książki przez pryzmat poprzedników ani jej porównać. Czy to dobrze, czy to źle? Polecam się także zapoznać z osobą Glukhovskyego - można dowiedzieć się, skąd właściwie wziął się pomysł na taką serię i jak została ona początkowo odebrana:)
Moja ocena to 7/10 - bez wątpienia byłaby wyższa, gdyby Wroczek dostarczył tak spragnionym czytelnikom jak ja uczty dla wyobraźni również poprzez relacje opisowe, nie tylko dialogowe. Hm, lecz czy wtedy powieść niepotrzebnie by się rozrosła? Nie jestem teraz w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ale myślę, że jego talent dał radę by sprostać temu niewielkiemu wyzwaniu. Być może otrzymamy coś jeszcze z rąk Wroczka, ponieważ zakończenie z jednej strony wydaje banalne i niepociągające, a z drugiej zdaje się być otwarte, a ja jestem ciekawa losów nie tylko Iwana. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego pasjonata powieści utrzymanych w duchu katastroficznym i postapokaliptycznym.
Zainteresowanych Uniwersum zapraszam na stronę polską
http://metro2033.pl/ :)