„Ludzie robią ze strachu głupie rzeczy, których nigdy by nie zrobili, gdyby się nie bali”
Podróż na bezludną wyspę nie kończy się tak, jak była zaplanowana. Jej uczestnicy odkrywają przerażające rzeczy. Morderczyni spotyka na swojej drodze dziewczynę, z którą się zaprzyjaźnia. Podróż przez wiejskie drogi w świecie, w którym zapadł wieczny zmrok. Jedenaście opowiadań w nowej książce autorki Kredziarza - C.J. Tudor.
„Spojrzenie w mrok” to antologia zawierająca 11 opowiadań. Jak pisze sama autorka, kilka z nich miało być odrębnymi powieściami, kilka z nich leżało już w szufladzie i czekało na swój moment. Przed każdym z nich autorka zamieściła krótki wstęp, który wyjaśnia, kiedy powstało opowiadanie i jaka historia się z nim wiąże. Widać, że powstawały one w różnym czasie, bo bardzo się od siebie różnią.
Podtytuł tej książki obiecuje nam „jedenaście odcieni makabry”. Nie do końca się z tym zgodzę. Były tutaj opowiadania, które faktycznie mnie zachwyciły i czytałam je z przyjemności. Natomiast większa część sprawiła mi jednak zawód. Okładka i opis sugerują, że dostaniemy przerażający zbiór, który wywoła ciarki na naszych plecach. Natomiast chociaż były tutaj bardzo intrygujące historie, to chyba żadne nie sprawiło, że byłam przerażona. Od razu powiem, że nie będę opisywała każdego opowiadania, bo nie mamy na to miejsca. Natomiast chcę opowiedzieć o tych, które najbardziej mi się podobały i o opowiadaniu otwierającym cały zbiór.
Antologię otwiera „Ostatni rejs” i moim zdaniem był to fatalny wybór na początek. Po pierwszych dwóch stronach opowiadania odłożyłam książkę, bo myślałam, że nie przebrnę. Po długiej przerwie wróciłam i doczytałam tę historię, natomiast nie zrobiła ona na mnie najlepszego wrażenia. „Ostatni rejs” opowiada o świecie, w którym ludzie mieszkają na wycieczkowcach, ponieważ ziemia jest zbyt zniszczona, aby na niej żyć. Cały pomysł był fantastyczny. Natomiast zabrakło mi w nim dynamiki. Było bardzo powolne, rozwijało się w ślimaczym tempie.
Natomiast kolejne dwa opowiadania, bardzo przypadły mi do gustu. „Blok” opowiada o grupie dzieciaków, które wchodzą do opuszczonego bloku. Tam spotykają coś, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu, a głód o słowo, które rozbrzmiewa na każdym piętrze. To opowiadanie było nietuzinkowe, bardzo przemyślane, a otwarte zakończenie sprawiło, że chciałam więcej (o dziwo, bo nie przepadam za takimi zakończeniami).
„Zwodniczy blues” to opowiadanie, które w mojej topce jest na pierwszym miejscu. To historia małżeństwa, które w klubie spotyka niezwykle utalentowanego muzyka Grubasa, który wale nie był gruby, który nie jest tym, kim się wydaje. Jest ono bardzo klimatyczne, daje vibe bluesowego klubu pełnego niepokojących cieni i wypełnionego dymem papierosowym. A zakończenie to majstersztyk i sprawiło, że w głowie miałam mętlik.
I teraz czas na ostatnie opowiadanie, które sprawiło na mnie takie wrażenie, że warto o nim opowiedzieć. „Koniec świata, jaki znamy” to historia ojca i córki, którzy zostali zaproszeni do rezydencji jego przyjaciela, aby tam ukryć się przed końcem świata i potworami. Fantastyczne wprowadzenie, genialne poprowadzenie narracji i poruszenie tematu dyskryminacji z finałem, który szokuje, ale którego można się jednocześnie spodziewać. Bardzo przyjemnie byłoby przeczytać całą książkę zrealizowaną z tego pomysłu.
O reszcie opowiadań nie widzę potrzeby się wypowiadać, ponieważ nie zapadły mi tak w pamięć, jak te, które wymieniłam. No może jeszcze „Pył” był bardzo nietuzinkowy i faktycznie w pewnym momencie mnie zaciekawił. Natomiast reszta zlała mi się w jedno i nie za wiele z nich pamiętam.
Zwykle tak jest, że antologie są bardzo nierówne. Uważam, że jest to poniekąd cecha tego gatunku. Chyba nie znam antologii, w której wszystkie opowiadania byłyby tak samo dobre. I tutaj jest to samo. Liczyłam jednak na więcej strachu i dreszczu niepokoju. Natomiast książkę przeczytać warto, chociażby dla tych trzech opowiadań, które wymieniłam.