„Wampir, który mdleje na widok krwi? Czy można wyobrazić sobie większe kuriozum? I większe upokorzenie.”*
Fobia jest to lęk przed ludźmi, zwierzętami lub różnego rodzaju zjawiskami czy też przedmiotami. Prawdę mówiąc lęk może wywołać dosłownie wszystko. Jedni boją się pająków, drudzy ciemności, a jeszcze inni liczby 666. Każdy może czuć lęk przed czymś innym, a przyczyną tego stanu rzeczy mogą być jakieś traumatyczne przeżycia z przeszłości lub wmówienie sobie tego. O ile jestem wstanie zrozumieć wszystkie fobie jakie istnieją, nie do przyjęcia było dla mnie to, że wampir odczuwa lęk na widok krwi.
Ceniony psycholog, Greg Hewitt, po wielu latach nieustannej pracy ma zamiar wreszcie udać się na zasłużony urlop. Gdy wychodzi z pracy dziwnym trafem zamiast udać się do swojego samochodu kieruje swoje kroki jakby nigdy nic do innego i najzwyczajniej w świecie mości się w jego bagażniku i zamyka za sobą klapę. Gdy odzyskuje świadomość okazuje się, że jest przywiązany do łóżka i zdobi go kokarda. Czyżby miał być prezentem dla kogoś? Jak się okazuje Greg nie wiele się myli, ale nie zostanie seks niewolnikiem, tak jak sobie wyobrażał, tylko zostaje poproszony by wyleczył z hemofobii dwustu dwu letnią wampirzycę, Lissianne. Sprawy się nieco komplikują gdy wampirzyca myśli, że ten przystojniak jest pokarmem dla niej i gdy smakuje jego krwi okazuje się, że to może być ten jedyny, na którego czekała od tylu lat. Czy Greg wyleczy Lissi z jej fobii? Jak sobie poradzi ze świadomością istnienia wampirów? Czy jest on tym jedynym, z którym spędzi resztę życia?
Opowieści o wampirach w chwili obecnej na rynku wydawniczym jest mnóstwo i trudno jest znaleźć coś godnego uwagi wśród tych wszystkich książek. Wszystko co można było już wymyślić powstało i zostało tylko powtarzanie utartego schematu, co prawdę mówiąc wychodzi z różnym skutkiem. Jedne książki mimo przewidywalności bronią się innymi aspektami, a drugie niestety niczym nie zaskakują, a nawet nudzą. Jakie było „Ukąszenie” Lynsay Sands?
Prawdę mówiąc przez dobre sto stron zastanawiałam się jakie licho podkusiło mnie do nabycia tej książki. Niby czytało mi się szybko i przyjemnie, nawet się pośmiałam, ale wszystko było… takie nieprawdopodobne, że aż sztuczne. Z czasem przestało mnie to tak mocno razić i mimo wszystko czytana powieść mi się spodobała. To co jest zdecydowanym plusem „Ukąszenia” to historia powstania wampirów, wytłumaczenie czemu muszą pić krew (ludzką!) i dla czego tak szybko się regenerują gdy coś im się stanie. Fakt, może wydawać się to naciągane, ale mnie przekonało i wydaje się być dobrze wymyślone. Wszystko ładnie objaśnione, że tak powiem, ma ręce i nogi. Druga sprawa - tym razem role bohaterów się odwracają i to Ona jest piękną, silną i bogatą wampirzycą, a On choć śmiertelnik wcale nie jest cichym, zakompleksionym i zamkniętym w sobie mężczyzną. Wręcz przeciwnie, Greg okazuje się być ciachem, do tego pewnym siebie. Uważam, że to było bardzo dobre posunięcie ze strony autorki, bo utarty schemat on silny i piękny, a ona zamknięta w sobie i zakompleksiona staje się nudny, nawet bardzo. Co jeszcze przypadło mi do gustu to humor występujący w powieści, zbiegiem czasu zrozumiałam, że książka jest napisana z przymrużeniem oka. I tak zaczęłam ją traktować. No i opisy miejsc oraz wydarzeń, które nie raz wywoływały we mnie chichot.
Uczciwie muszę przyznać, że jeśli chodzi o akcję oraz samą fabułę to nie wiele się działo. Greg był przywożony i wywożony z domu matki Lissi, prawie przez całą powieść, gdzieś w trakcie tego wszyscy (oczywiście w tajemnicy) prosili go by wyleczył wampirzycę z jej fobii. Lissi ktoś próbuje zdemaskować podając jej zupę z czosnku… no i jeszcze kilka wydarzeń. Jak tak teraz się patrzy to może jednak się działo, ale wymagającego czytelnika to z pewnością by nie zadowoliło. Dużym mankamentem powieści jest to, że pierwsza część jest naprawdę nudnawa i do tego nie racjonalna nawet jak na historię o wampirach.
Szczerze mówiąc nie mam jakiś specjalnych odczuć po przeczytaniu tej powieści. Emocje były umiarkowane i. zbytnio nie przeżywałam tego co się działo, ale też nie było czegoś takiego, że czytałam ją bez żadnych uczuć. W jakimś tam stopniu wczułam się w całą tą sytuację, a bohaterowie zyskali moją sympatię. Sympatyczni, z poczuciem humoru, ze swoimi udziwnieniami i powiązaniami rodzinnymi tworzyli grupę osób, którą chętnie by się poznało osobiście i z pewnością polubiło. Książka nie jest jakimś mistrzostwem, ale jako książka dla relaksu sprawia się idealnie i mimo wszystko nie żałuje, że ją przeczytałam.
„Ukąszenie” jest pozycją, która zdecydowanie nie wszystkich zadowoli, ale ci mniej wymagający czytelnicy spędzą z nią miło czas. Lekka, nie zmuszająca do intensywnego myślenia. Czasem irytuje, a czasem bawi, jednak w ogólnym rozrachunku oceniam ją na plus. Pierwsza część na tyle mnie przekonała, że chętnie sięgnę po kolejne tomy.
*str. 85