Historia tworzy się w przerwach pomiędzy uderzeniami pałeczek w blaszany bębenek. Odpryski dwubarwnej politury losowo dzielą między siebie role przełomów w życiorysach - jednej, kilku lub milionów osób. Zachęcona słońcem lekka nadbałtycka bryza niesie metaliczny brzęk wydobywany przez małego dobosza. Dźwięk ten, niezwykle leniwy, zwiastuje tam - na styku drewnianego i politurowanego świata - hekatombę atomów, rozpierzchających się we wszystkie strony by na zawsze zmienić bieg wydarzeń.
Mówi się, że siłą woli można zdziałać wszystko, że wszystko można osiągnąć. Jak bardzo paradoksalnym wyda się pytanie o to, czy można wspólnie kreować przyszłość? Czytając "Blaszany bębenek" wciąż stawiałem sobie takie pytanie. Autor "trylogii gdańskiej", noblista, kreując postać Oskara Matzeratha prawdopodobnie miał na celu przeprowadzenie czytelnika przez 42-kilometrową linę rozpiętą pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Skąd maratońska miara? Bo maraton biegnie się bez przerwy, a tak właśnie czyta się "Blaszany bębenek" - trudno jest oderwać się od oczywistej i zaskakującej zarazem logiki głównego protagonisty.
To nie jest saga rodzinna (być może z lekka przyprawiona barbituranami?), choć na początku takie można odnieść wrażenie. Grass pokazuje, jak wygląda mikro- i makrokosmos Freie Stadt Danzig z wysokości 92. centymetrów, gdzie wszystko - czas i ludzie - jest interwałem. Jak ziarnka piasku na blasze bębenka spoczywają kościoły, małżeństwa, sklepy kolonialne, przepici trębacze, transportowce, kocięta... Do czasu, aż Dobosz wydobędzie dźwięk. Po uderzeniu ziarenka wznoszą się i opadają, a przy zetknięciu się z podłożem znajdują swoje nowe miejsce. Takie takty zabrzmiały i w życiorysie Oskara Matzeratha, karła, który wzrost swój zawdzięcza nieszczęśliwemu wypadkowi dziecięciem będąc (a przy okazji wypełniając postulat o nierośnięciu, w ramach protestu przeciw dorosłym). Komunikuje się ze światem za pomocą bębenka i jak nietrudno zgadnąć - niewiele osób spośród otoczenia okazuje się wystarczająco "muzykalnych". Oskar nie wydaje się żałować swoich decyzji; lawirując pomiędzy pragnieniami i faktami odnajduje własną ścieżkę, która ostatecznie zaprowadzi go do metalowego łóżka w zakładzie dla nerwowo chorych, skąd prowadzi opowieść.
Niezwykle zróżnicowana forma narracji wymaga od czytelnika stuprocentowego zaangażowania się w lekturę, co przy interesujących realiach i nietuzinkowych dramatis personae powoduje pełną immersję w tok opowieści. Gunther Grass nie boi się sięgać po dosadny realizm, zahaczający wręcz o pornografię czy lekki turpizm. Chwile te dawkowane są jednak w odpowiedniej ilości - wystarczającej jednak, by mocniej zacisnąć zęby.
Świat przedwojennego Gdańska i świeżej Republiki Federalnej Niemiec zbudowany z gorzko-groteskowych cząstek wydaje się zaskakująco spójny. "Blaszany bębenek" jest powieścią niezwykłą, angażującą i motywującą do myślenia o oczywistych rzeczach z perspektywy trzeciej osoby. Nie bój się czasem wyjść z siebie - nie zawsze musisz trzaskać drzwiami.