Były bramkarz reprezentacji Polski dziękuje tytułowej "bohaterce" za wspólne lata na piłkarskich arenach. Nie brakowało tam wielkich, spektakularnych sukcesów. Ale i nieraz zdarzało się przełknąć gorzki smak porażki ...
Józef Młynarczyk to jeden z najlepszych bramkarzy w futbolowej historii naszego kraju. A medal zdobyty na mistrzostwach świata w 1982 roku, oraz największe klubowe trofea globu, wygrane w barwach portugalskiego Porto - czynią go najbardziej utytułowanym golkiperem. Ot, "prosta matematyka"...
Od "początku" było wiadomo, że coś będzie "na rzeczy", bo Młynarczyk od najmłodszych lat polubił sport. I z wzajemnością, choć nie zawsze była to tylko piłka nożna. Ta ostatnia zaczęła być najważniejsza, gdy nasz bohater był już nastoletnim młodzieńcem.
A sport w tamtych niełatwych czasach, był jedną z niewielu (uczciwych) szans, by znacząco poprawić warunki życia. Swojego, a także najbliższych...
Młynarczyk, gdy już całkowicie poświęcił się piłce, był uważany za przyszłego reprezentanta kraju. Tego, który przejmie "naszą bramkę" po legendarnym Janie Tomaszewskim. I rzeczywiście - tak się stało, choć bywały momenty, gdy kariera naszego bohatera "chwiała się i trzeszczała"...
W jednym z pierwszych spotkań z biało- czerwonym orzełkiem na piersi Młynarczyk puścił bowiem gola, który i na tzw. "podwórku" byłby powodem do kpin ze strony obserwujących. A tu "cała Polska" przecież widziała... Na szczęście wpadka z Węgrami nie podłamała jednak "Młynarza"...
A później była sławetna "afera na Okęciu", gdy nieco zdołowany problemami w życiu prywatnym bramkarz "resetował" się przy alkoholu. Trudno dziś określić, w jakim dokładnie stanie pojawił się na zbiórce przed wylotem na mecz - ale został dyscyplinarnie zawieszony...
Te zawirowania nie przeszkodziły mu jednak być istotnym elementem ekipy, która w 1982 roku zadziwiła piłkarski świat, wskakując na podium podczas hiszpańskiego mundialu...
Oprócz sukcesów z reprezentacją Młynarczyk zostawił także swój "ślad" w europejskiej piłce klubowej. Do dziś bowiem kibice pamiętają jego udane mecze w barwach Widzewa, czy zwycięski marsz z FC Porto po wszelkie możliwe futbolowe trofea...
Książka wydana w formie takiej dłuższej rozmowy/wywiadu z jej bohaterem. Czyta się szybko i przyjemnie, niekiedy z westchnieniem "ech, były (sportowe) czasy"...