Po pierwszym oczarowaniu „Pocałunkiem północy” jak na skrzydłach poleciałam do księgarni po drugą część. Obawiałam się, że „Szkarłat północy” może okazać się czymś o wiele gorszym niż pierwszy tom „Rasy Środka Nocy”, jak to już nie raz miało miejsce w wypadku innych serii. Zdecydowanie się nie rozczarowałam i mogę się nawet podkusić o stwierdzenie, ze kontynuacja tej historii bije o głowę swój początek.
Tess jest weterynarzem, który darzy zwierzęta bezgraniczną miłością i żadnemu nie odmówi pomocy. Pewnej nocy zastaje w swoim gabinecie, pokiereszowanego (delikatnie mówiąc) mężczyznę. Dante to wampir, który właśnie niemal cudem uniknął śmierci. Jest na skraju wytrzymałości, a jego ciało by uleczyć rany potrzebuje krwi. Tak się składa, że jego ofiarą staje się Tess. Planuje on po prostu napić się z niej, wymazać pamięć i zniknąć jej życia. Sprawy się jednak komplikują. Kiedy mija pierwsze zamroczenie, Dante dostrzega znamię. Tak charakterystyczne, że nie da się go z niczym innym pomylić. Kobieta jest Dawczynią Życia i łączy ją teraz z nim specyficzna, nierozerwalna więź...
Książka jak i cała seria nie jest jakimś literacki fenomenem. Nie doczeka się prawdopodobnie ekranizacji, mało kto czeka na premierę kolejnego tomu z ogromnym napięciem. Ot taki tam romans paranormalny. Ja jednak bardzo polubiłam Rasę Środka Nocy i bardzo żałuję, że nie mam czasu zapoznać się kolejnymi tomami.
W „Szkarłacie północy” mamy dwójkę nowych bohaterów (no może oprócz Dante, ale o nim za dużo nie było). O parze z poprzedniej części nie dowiadujemy się prawie nic nowego. Mimo to historia Zakonu toczy się dalej. Na czarnych rynku mrocznych istot pojawia się się pewien narkotyk - Karmazyn. Wprowadza chaos wśród wampirzej społeczności i zbiera spore żniwo, uzależniając w ekspresowym tempie. I właśnie w środek tego zamieszania wpada Tess. Z pozoru urocza Pani Doktor, jednak skrywająca pewną mroczna tajemnicę. W końcu jest dawczynią życia.
Dante też nie jest zwykłym wampirem. Odziedziczył po swojej matce dar, który okazał się prawdziwym przekleństwem. U kogo znajdzie wsparcie i zrozumienie?
Język tekstu jest prosty i lekki w odbiorze, fakt faktem jest również lekko wulgarny. Sceny erotyczne, krótko mówiąc daleko odbiegają od schematycznych romantycznych uniesień. To niestety często odstręcza potencjalnego czytelnika. Jednak powiedzmy sobie szczerze, książka te nie niesie, ze sobą żadnych większych wartości. Jest to miła lekturka (może trochę ironicznie powiedziane), która czyta się dla chwili rozrywki, a nie dla zapoznania się z górnolotnymi frazesami. Ja jednak uwielbiam takie mało ambitne pozycje i sięgam po nie nader chętnie oraz polecam je każdemu.
Akcja nadal pozostaje jakby w tle całej fabuły. Pierwsze miejsce zajmuje tu romans. Wprawdzie cała sprawa z Karmazynem dodaje tu nutkę sensacji, ale nadal jest jej bardzo malutko. Głównie motyw miłości dwójki bohaterów jest tu wałkowany w nieskończoność, choć jest tu kilka wątków zaczepiających o treść kolejnego tomu.
Okładka całkiem ładna, choć wydaje mi się że zrobiona jakoś tak na odczepnego. Ja prawdopodobnie zrobiłabym to bardziej artystycznie, mimo iż programy do obróbki graficznej mnie nie lubią. Chwała jednak za to, ze jest taka, a nie inna. A miała być początkowo taka paskudnie, ohydnie, koszmarnie, wściekle różowa, że od samego widoku robiło mi się słabo. Ale to już moja własna awersja do tego koloru.
Kolejny tom cyklu to „Przebudzenie o północy” opowiadające o losach Tegana (mojego ulubionego bohatera).
Magiastron.blogspot.com