Zanim Jerzy Urban został niesławnym rzecznikiem rządu Jaruzelskiego, był świetnym dziennikarzem opisującym rzeczywistość PRL-owską. W tej książce dostajemy historyjki sądowo-kryminalne dziejące się w latach 60. i 70. Pierwotnie publikowane jako cotygodniowe felietony w tygodniku ‘Kulisy’, cieszyły się wówczas wielką popularnością.
Książka czytana po latach odsłania drugie dno: opisuje rzeczywistość codzienną PRL-u w bardzo ciekawy i niebanalny sposób; nie ma tu wielkiej polityki, opozycji i partii, jest zwyczajne życie, nieduże szwindle, romanse, mała stabilizacja. Czyta się to po latach świetnie, wprost trudno się oderwać. Wątpię, żeby owe historyjki były prawdziwe, raczej są efektem wyobraźni autora, ale to nie zmniejsza ich wartości.
Mamy oto przestępstwo typowe ówczesne: kradzież materiałów budowlanych z państwowego placu budowy, bo wtedy drogie dziatki mieliśmy gospodarkę niedoboru, to znaczy wszystkiego brakowało. A ludzie się budowali i na gwałt potrzebowali odpowiednich materiałów.
Typowy napad w PRL-u: urzędniczka punktu skupu żywca wiezie z powiatu do pracy 780 tys. zł na wypłaty, jadąc na rowerze przez las. Ktoś jej wsadza kij w szprychy i zabiera torbę.
Dostajemy romantyczną historyjkę o tym jak dziewczyna zawarła fikcyjne małżeństwo, żeby dostać warszawski meldunek (bo wtedy drogie dziatki, żeby zamieszkać w stolicy, potrzebny był meldunek, który dostać było niełatwo), a potem się w swoim mężu zakochała, i powstał problem...
I jeszcze, kapitalna jest historyjka jak to przewodniczący rady zakładowej w prowincjonalnym zakładzie, sprawdzał, czy brygadzista ma kochankę. A sprawdzał, wchodząc do domów pracowników na chama, bez zaproszenia.
I styl książki jest fajny, próbka tegoż: „Po przebyciu chorób dziecięcych i lektur Kraszewskiego Małgorzata B. ukończyła chlubnie szkołę podstawową i rozpoczęła wykształcenie na szczeblu średnim, które przerwała na klasie dziewiątej skutkiem konfliktu, jaki powstał pomiędzy nią a naukami matematycznymi.” Fragment zeznań „...we współżyciu fizycznym z Weroniką K. znalazłem się niechcący bez żadnej mojej winy.”
Reasumując: jest to kawałek historii PRL-u, który trudno znaleźć w książkach historycznych.