Gdy dowiedziałam się, że powstaje druga część przygód Zofii Wilkońskiej, w mojej głowie natychmiast pojawiło się mnóstwo pytań! No bo cóż takiego jeszcze mogło by się wydarzyć? Pierwsza część była bardzo udana, lecz czy drugi tom jej dorówna? Dzisiaj po przeczytaniu lektury mogę Was uspokoić i śmiało powiedzieć, że Jacek Galiński zdecydowanie podołał kontynuacji – i to jak!
Ten kto miał przyjemność zaczytać się w pierwszej części ten wie, jaką „cholerą” jest bohaterka książki – starsza pani o dosyć specyficznym uosobieniu, które w zależności od sytuacji może irytować, śmieszyć lub zachwycać. Tej kobiecie nie straszna jest policja – zresztą według niej ona i tak do niczego się nie nadaje. Nie straszni jej zaczepiający ją bezdomni – bo jak się okazuje z nimi również można się zakolegować. Niestraszni jej także niebezpieczni gangsterzy, a nawet… no właśnie.. kolejny trup!
„– Halo, proszę pana… – zwróciłam się do nieboszczyka. – Czy pan z tego wyjdzie?”
Starsza Pani po raz kolejny znajduje się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, lecz jak by to ująć – gdzie diabeł nie może tam Wilkońską pośle. No i posłał.. I przez to uruchomił lawinę kolejnych szalonych wydarzeń z udziałem bohaterki.
Zofia Wilkońska postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, aby wyjaśnić okoliczności zaistniałej zbrodni. Musi jednak bardzo uważać, gdyż ofiara omyłkowo wzięta zostaje za JEJ SYNA, a wszystko dlatego, że tup znajduje się w jego domu. Czy to możliwe, aby jej syn miał coś wspólnego z tą sprawą? Autor w prawdziwy i zabawny sposób pokazuje, jak matka, nawet żywiąc żale do swojego dziecka staje po jego stronie. Postawa Zofii w tej sytuacji wydaje się być bezmyślna, ale czy jest tak do końca?
W tej części Autor nie tylko uczynił z Wilkońskiej dobrego detektywa, ale także obdarzył ją smykałką do interesów (choć nie do końca legalnych). Nie poskąpił okazji umieszczenia jej w klubie nocnym i nie pożałował jej znajomości z trójką bezdomnych. Jak możecie się domyślać – dzieje się niesamowicie!
Jacka Galińskiego ani na chwilę nie opuszcza ogromne poczucie humoru, z którym spotykamy się już od pierwszej części. Ja śmiałam się co chwilę ;) Wydawało mi się, że w tej części śmiechu było znacznie więcej, jednak jest to tylko moje subiektywne odczucie. To, co trochę mnie zaskoczyło i bardzo zyskało moje uznanie to, fakt, iż pomiędzy śmiechem i żartem Autor przemycił nam również kilka naprawdę fajnych i wartościowych życiowych mądrości. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie wynotować, niektórych z nich:
„Bo co jest ważne? Nie rzeczy. One raz są, raz ich nie ma. Przemija wszystko. Wszystkie przedmioty i zdarzenia. Ważne jest to, co po nich zostaje, a zostaje po nich to, co jest w nas. W naszych umysłach, pamięci, wspomnieniach. Jeżeli to zniknie, jeżeli się o tym zapomni, to koniec.”
„ […] trzeba wziąć się w garść. Walczyć o sobie . Nikt za nas nic nie zrobi, niczego nam nie da. Same musimy sobie wszystko wywalczyć. Jeśli człowiek chociaż na chwilę się zatrzyma , to tak naprawdę się cofa. Bo w tym czasie inni idą do przodu.”
Autor pokazuje nam w książce, jak przewrotny jest świat, gdy oszustwo goni oszustwo. Stawia przed nami również pewną postać, o której do tej pory była tylko mowa, a której zniknięcie na pewno nie jednego czytelnika intrygowało. Natomiast zakończenie – nieprzewidywalne.
Jeżeli jesteście gotowi na dawkę humoru - momentami czarnego, na trochę mądrości życiowych i dobrą zabawę – ta pozycja jest dla Was!