"Przynieście mi głowę wiedźmy" interesuje nie tylko swoim tytułem, który jest dość niespotykany, dosłowny, ale i zabawny, lecz także tym, że ta nowela jest debiutem pisarskim Kim Harrison, czyli jej być albo nie być. Pierwsza część serii o Zapadlisku nakłoniła mnie do kupienia także następnej, bo świat, który autorka nam przedstawia, naprawdę różni się od innych książek urban fantasy, które dziś możemy czytać. Muszę jednak przyznać, że okładka nie zachęca do zakupu, choć na pewno nawiązuje do treści, ale niestety nie jest za dobrze wykonana i ładna. To jednak ma znaczenie drugorzędne....
Zapadlisko to miejsce, gdzie zamieszkują różne gatunki powstałe w wyniku prowadzonych badań nad zmodyfikowaną genetycznie żywnością. Miejsce, jak każde inne, a jednak to, co w nim żyje, jest całkowicie niezwyczajne, bo zamieszkują tu istoty i zadziwiających właściwościach oraz mocach. Tu też poznajemy Rachel Morgan - czarownicę, a także agentkę pracującą w Inderlandzkiej Służbie Bezpieczeństwa, w skrócie ISB, która jest odpowiednikiem ludzkiego FBI. W pracy nie idzie jej ostatnio najlepiej, powierzone zadania nie kończą się pomyślnie, a na dodatek szef przydziela jej najnudniejsze misje, w których nie może się wykazać. Podejrzewa, że chce się jej po prostu pozbyć. Postanawia odejść z ISB, a wraz z nią odchodzi wampirzyca Ivy, jedna z najlepszych agentek, której szef ISB, Denon, na pewno pozbywać się nie chciał. Do czarownicy i wampirzycy dołącza jeszcze mały pixy o imieniu Jenks, bez którego magicznych właściwości ciężko byłoby Rachel przetrwać to, co działo się potem. Kiedy bowiem Denon, rozwścieczony utratą Ivy, nakazuje swoim ludziom znaleźć Rachel i zabić, rozpoczyna się prawdziwy pościg...
Choć sama opowieść i pomysł są bardzo ciekawe, Harrison przedstawia nam ten świat w sposób chaotyczny i z początku trudno było mi się w nim odnaleźć. Już od pierwszych stron jesteśmy wrzuceni do jakiegoś dziwnego miejsca i zasypywani informacjami o istotach, o których nie mamy pojęcia. O tyle, o ile później dowiadujemy się, czym są pixy, fairy, dziwne amulety i klątwy, o tyle wciąż miałam wrażenie, że chaos w treści utrzymuje się od początku do samego końca. Przez to całość czyta się dość trudno i długo, aby przypadkiem nie ominąć niczego ważnego, ale jest to jednak jedyny minus całej książki.
Moim ulubieńcem z pośród bohaterów jest Jenks, czyli nasz mały pixy, który pojawiał się zawsze tam, gdzie powinien, obsypywał pyłkiem ze skrzydełek tych, którzy mówili za dużo i nienawidził, gdy nazywano go chrabąszczem. Nie dość, że jego wypowiedzi były często zabawne i stawał się przez to pewnym światełkiem w całym mrocznym świecie pościgów i ucieczek, ale był też przecież niezwykle odważny i nie przeszkadzały mu w tym ciężkie rany odniesione w boju. Ivy to taka wiecznie smutna wampirzyca, bo nie praktykująca, czyli nie pijąca krwi już od trzech lat. Tego na pewno należałoby jej pogratulować, a jednak, wciąż żyjąc w stresie, że ktoś znów nosi jej ubranie i przesiąka jej zapachem, nie potrafi się zbyt często uśmiechać i silić na dowcipy. Może taki właśnie był jej urok? W gruncie rzeczy nawet ją polubiłam. Postać Nicka jest dla mnie zupełnie bezbarwna i nieciekawa, a szkoda, bo to jedyny mężczyzna, który mógłby tu trochę namieszać (na co liczę w następnej części Zapadliska). Sama Rachel jest przedstawiona ciekawie, pełnie i bez żadnych niedomówień. Można ją polubić choćby za dar pakowania się w kłopoty.
Książka jest bardzo zabawna, co w mojej opinii daje jej wielki plus, bo uwielbiam te krótkie żarty, które pojawiają się na najmniej spodziewanym momencie. Humor jest świetny, a głównie za sprawą Jenksa, który zawsze wie, gdzie wcisnąć swoje trzy grosze. Zachowania bohaterów są szczere i prawdziwe i nie są to kolejne sztuczne i zmyślone charaktery. Było tutaj wiele scen, które szalenie mi się spodobały, a to ze względu na zawarty w nich humor, czy po prostu opisanie całej sytuacji. Przewodnik dla randkowiczów, Rachel więziona jako norka, pierwsza ucieczka Rachel przed ISB, walka ze szczurem, atak głodnej Ivy. Było tego trochę, a wszystkie były wciągające i niespotykane.
Trudno jest wyrazić się o tej książce w kilku słowach i jasno określić, czy warto przeczytać, czy nie. Mi się spodobała, choć przyznaję, że czytałam ją kilka dni, nie potrafiąc się wdrożyć w ten niecodzienny świat. Myślę jednak, że przedarcie się przez ten ciężko opisany tekst nie będzie problemem dla fanów urban fantasy, którzy naprawdę chcą poznać kilka nowych istot. W gruncie rzeczy Harrison przedstawia nam świat ciekawy, wprowadza coś, czego w innych książkach być może nie spotkamy. Sama historia Rachel jest interesująca choćby dlatego, że ciągle coś się w niej dzieje, wciąż nowe napięcia, zwroty akcji, zabawne komentarze, urokliwe postacie... Chyba jednak warto.
http://www.kilkastrondziennie.blogspot.com/