Koszmary zasną ostatnie recenzja

"Koszmary zasną ostatnie" (i reszta)

Autor: @S.anna ·8 minut
2021-11-06
1 komentarz
2 Polubienia
Po - nie boję się użyć tego słowa - traumatycznym doświadczeniu, jakim było dla mnie zetknięcie się z pisarstwem Marcela Woźniaka do kolejnego tzw. "toruńskiego kryminalisty", Roberta Małeckiego, podchodziłam duuużo ostrożniej niż pies do jeża.

Opinie w sieci były w większości pozytywne, ale tak się złożyło, że doskonale pamiętałam, że w chwili, gdy rozpoczęłam lekturę "Powtórki" wspomnianego Marcela Woźniaka miała ona na Lubimyczytać jedną recenzję odbiegającą od ogólnych ochów i achów, a na blogach - żadnej (w każdym razie ja się na żadną nie natknęłam). BTW spotkanie z twórczością pana MW nauczyło mnie, że nie wierzy się recenzjom, a już zwłaszcza tym zakończonym zdaniem "za egzemplarz dziękuję wydawnictwu...".

Słowem, pan Małecki miał u mnie raczej pod górkę.

Trylogii toruńskiej początkowo w ogóle nie chciałam ruszać, ale gdy w mojej bibliotece pojawiła się trylogia chełmżyńska pomyślałam sobie, że, a co tam, raz się żyje. Chełmżę znam, swego czasu często w niej bywałam, ale nie oszukujmy się, nie jest to przypadek Torunia, mojego rodzinnego miasta, które kocham, i literackie mordowanie którego znoszę nie najlepiej, ewentualny spis ulic chełmżyńskich w charakterze wartkiej akcji zniosę lepiej, niż spis ulic toruńskich, i w ogóle - zobaczy się.

Prawie od pierwszej strony okazało się, że nie miałam się czego bać.

Przede wszystkim rzucało się w oczy, że co jak co, ale research to nie jest słowo obce Robertowi Małeckiemu. W niektórych recenzjach, które czytałam szczegółowy opis pracy policji przedstawiany był jako wada, podczas gdy w moich oczach była to niewątpliwa zaleta. Praca policjanta nie była dzięki temu zabiegowi przedstawiona jako strzelanka łamane przez mordobicie w stylu amerykańskich filmów sensacyjnych, a policjant nie był dzielnym szeryfem, który strzela do wszystkiego, co się rusza, bo taką ma akurat fantazję - przeciwnie, drobiazgowy opis sporządzania raportów, wzywania na dywanik do szefowej, by się wytłumaczyć z ryzykownych posunięć, siedzenia po godzinach, bo trzeba uzupełnić dokumentację, łykania w pośpiechu kanapki popijanej dopiero co zalaną wrzątkiem herbatą, bo zaszło coś, co trzeba natychmiast sprawdzić bardzo tę pracę uwiarygodniało. Że już nie wspomnę (chociaż może powinnam, bo nie jest to rzecz bez znaczenia), że autorowi nic się nie "kłebowało koło płotka" (ani nigdzie indziej), nie "opierało o ścianę z wytrzeszczem" i nie "wypływało spod podeszw", słowem - jego polszczyźnie niczego (albo bardzo niewiele ;)) zarzucić nie było można.

Przeczytałam całą trylogię nie bez przyjemności, śledztwo było logiczne, postacie dobrze skonstruowane, język jak najbardziej ok, zindywidualizowany dla każdego z bohaterów, czasoprzestrzeń nie zakrzywiana, bardzo mi się podobało (ale to jest kwestia osobnicza, znam osoby, które to doprowadzało do szału) niespieszne tempo akcji, detale, nad którymi autor pochylał się z uwagą, oraz uważam, że Robert Małecki ma niezwykły talent do tworzenia nastroju (fizycznie odczuwałam panującą w książkach aurę, czy to był mróz, odwilż czy upał, wszystko jedno, aczkolwiek, again - kwestia osobnicza), nawet, jeśli były rzeczy, które zgrzytały (a były - na przykład brakowało zaskoczenia i efektu WOW, wszystko kręciło się wokół paru osób, które koniec końców rzeczywiście okazały się w ten czy inny sposób zamieszane w zbrodnię - ale z drugiej strony, czy jest to bardzo dziwne w miejscowości takiej, jak Chełmża, niedużej, w której wszyscy są ze sobą powiązani więzami czy to towarzyskimi, czy rodzinnymi?), po lekturze byłam bardziej niż mile zaskoczona i już się tak bardzo nie bałam trylogii toruńskiej.

Z przyczyn oczywistych byłam jej bardziej ciekawa niż chełmżyńskiej (i również z przyczyn oczywistych w trakcie lektury nie byłam w stanie uciec od porównań z trylogią Marcela Woźniaka, za co przepraszam, ale to silniejsze ode mnie), musiałam tez na nią dłużej poczekać, bo w bibliotece była do niej kolejka oraz zapisy.

Ale w końcu się doczekałam i mogłam przystąpić do lektury.

Marek Bener, bohater całej trylogii, w tomie pierwszym jeszcze dziennikarz toruńskiej „Gazety Miejskiej”, ma jeden cel – odnalezienie zaginionej żony Agaty, która 1 listopada 2010 roku wyszła z domu i zniknęła bez śladu, oraz dziecka, z którym w chwili zniknięcia była w ciąży. Od kilku lat przeznacza na to każdą wolną chwilę i każdy grosz. Coraz bardziej zmęczony i coraz bardziej załamany stara się wytrwać w podupadającej już gazecie (potem zakłada własną), wciąż prowadząc osobiste prywatne śledztwo, a także śledztwa w sprawie innych zaginięć, coraz częściej bowiem to do niego zamiast na policję zwracają się bliscy osób zaginionych.

Przede wszystkim czuć, że to debiut, i chyba odradzam czytanie całości "jednym cięgiem", bo muszę przyznać, że sama po takim maratonie miałam dość i przy lekturze części trzeciej czułam narastające zniecierpliwienie. Książki były - w zamierzony, jak sądzę, sposób - chaotyczne, to znaczy składały się z krótkich, urywanych w kulminacyjnym momencie epizodów w stylu filmowym, które - im bliżej końca - splatały się w całość. Mam wrażenie, że autor za bardzo chciał zaciekawić czytelnika. Słuchanie audiobooka to musi być koszmar, ja w ogóle nie jestem zbyt dobra w słuchaniu, rozpraszam się dość łatwo, ale nawet tylko czytając te rwane, nie dokończone scenki często sprawdzałam, czy nie przeskoczyłam jakiegoś rozdziału. Słuchania nie potrafię sobie wyobrazić.

Bener nie jest bohaterem, którego się kocha od pierwszego wejrzenia, a nawet od któregoś kolejnego można mieć problemy, chociaż jest to jednak kwestia gustu, więc może inaczej - JA nie polubiłam Benera od pierwszego wejrzenia, mimo, że współczułam mu od razu. Wyrywający mi się chichocik powodowała też jego kreacja na superbohatera - nic mu się nie może stać, nic mu się nie może nie udać, a jak dostanie w mordę, to może ciut spuchnie, ale siły i sprawczości mu to nie ujmuje. Przy lekturze drugiego tomu to już w ogóle narastało we mnie pytanie - czy w Toruniu nie ma policji? Przebóg, w rodzica zaginionej nastolatki, który nie leci kurcgalopkiem na policję, tylko idzie do lokalnego dziennikarza, "bo pan ma doświadczenia, a ci gliniarze to, wiadomo" wierzę tak raczej nie bardzo.

A propos Toruń. Toruń był opisany dos-ko-na-le. Po prostu doskonale. Nie mogę tego wiedzieć na pewno, ale mam wrażenie, że osobom, które Torunia nie znają w zorientowaniu się w zawiłościach akcji w ogóle nie przeszkadzają wzmianki, jaką ulicą jedzie Bener i w jaki zaułek skręca, podobnie jak mi nie przeszkadzają takie wzmianki, gdy czytam dobrze napisany kryminał, którego akcja toczy się w, bo ja wiem, Chorzowie. Natomiast jako torunianka (która w dodatku przez większość życia mieszkała dokładniusio vis-a-vis biura Benera z czasów, gdy pracował on w "Echu Torunia") mogę wyłącznie bić brawo, i to czasem na stojąco. Jeśli autor pisze, że Bener idzie do banku i kupić drożdżówkę, zajmuje mu to dokładnie tyle czasu, ile powinno. Gdy pisze, że jedzie jakąś ulicą, skręca w inną, wysiada i trzy minuty później puka do drzwi podejrzanego, to tak właśnie jest. Ramy czasowe są rzetelne, solidne i ani drgną. Mowy nie ma o epatowaniu piernikami, Kopernikiem, perłą gotyku i szczegółowym spisem ulic Starówki oraz Bydgoskiego Przedmieścia. Mowy nie ma, by bohater teleportował się z ulicy Mickiewicza na Skarpę w sześć minut. Po doświadczeniach z trylogią pana Woźniaka jest to doznanie wręcz euforyczne.

A propos "braku policji" (oraz pana Woźniaka) - policjantem, z którym współpracuje Bener jest Leon Brodzki, bohater trylogii Marcela Woźniaka. Natomiast Bener pojawia się u Woźniaka jako bohater drugiego planu. I, jak by to ująć... nie jest to wymiana, na której Rober Małecki dobrze wyszedł, natomiast więcej niż dobrze wyszedł Marcel Woźniak. Brodzki u Małeckiego jest tym, kim pewnie miał być u Woźniaka - starym (doświadczeniem), zmęczonym gliną, ekspertem w swoim fachu, krótko przed emeryturą. Natomiast Bener u Woźniaka jest podrywaczem z Koziej Wólki, najpiękniejszym z całej wsi, ględzącym "poetycko" i bez sensu oraz posiadającym nadludzkie umiejętności (na przykład jako jedyny dziennikarz daje radę dobiec do mostu, na którym wiszą zwłoki przed zablokowaniem go przez policję, biegnąc prosto z redakcji z Rubinkowa I do mostu Piłsudskiego, jedyne 6,5 km w, tak na oko, 3 minuty, niech się schowa Usain Bolt).

Ja wiem, rozumiem, nawet na swój sposób mi się to podoba - taka wymiana bohaterów, takie puszczanie oka, trochę reklama, trochę żart, a trochę podsuwanie potencjalnemu czytelnikowi pomysłu na lekturę... rozumiem też, że panowie się prywatnie znają, lubią, nie ma w tym nic dziwnego.

Ale.

Ale może to wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Ja, na przykład, zostałam do trylogii Roberta Małeckiego długotrwale zniechęcona właśnie dlatego, że po "Powtórce" plątał się Marek Bener (a i sam autor też się tam przewinął). Owszem, ostatecznie ją przeczytałam, ale podchodziłam do niej nieufnie, ostrożnie i nastawiona na "nie" tak bardzo, że bardziej nie można. Do myśli, żeby przeczytać pozostałych toruńskich "kryminalistów" jeszcze nie dojrzałam psychicznie. Wiem, że są osoby, którym się ta wymianka spodobała i na których podziałała. Ale mimo to... trochę bałabym się utraty zaufania czytelników, którzy dali mi się złapać na to mrugnięcie okiem i niewinny, w zamiarze, żarcik. Gdybym trafiła na trylogie panów w odwrotnej kolejności, gdybym - po przeczytaniu zupełnie przyzwoitego kryminału osadzonego w moim ukochanym miejscu na świecie, a którego autor w oryginalny sposób zachęca mnie do przeczytania innego kryminału osadzonego w moim ukochanym miejscu na świecie - w ten inny kryminał zainwestowała (w mojej bibliotece Marcel Woźniak jest niedostępny) pieniądze... cóż, moja sympatia dla reklamującego autora zostałaby poważnie nadszarpnięta. Jestem zbyt biedna na tego rodzaju pomyłki. I nie ja jedna w tym najpiękniejszym z krajów.

Podsumowując - trylogie (obie, toruńską i chełmżyńską) przeczytałam z przyjemnością, nie wykluczam, że spotęgowaną pozytywnym rozczarowaniem, którego doświadczałam w czasie lektury, i kiedyś jeszcze chętnie po kolejne książki Roberta Małeckiego sięgnę.

Ale bohaterów już bym na jego miejscu nie pożyczała ;).

Moja ocena:

Data przeczytania: 2021-02-03
× 2 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Koszmary zasną ostatnie
3 wydania
Koszmary zasną ostatnie
Robert Małecki
7.4/10
Cykl: Marek Bener, tom 3

Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dzi...

Komentarze
@OutLet
@OutLet · około 3 lata temu
nauczyło mnie, że nie wierzy się recenzjom, a już zwłaszcza tym zakończonym zdaniem "za egzemplarz dziękuję wydawnictwu...".
Krzywdząca opinia. Albo inaczej - generalizująca.
@S.anna
@S.anna · około 3 lata temu
Zapewne. Swego czasu czytywałam recenzje i im ufałam. Przełomem była wspomniana lektura Marcela Woźniaka oraz recenzji dotyczących jego, ekhm, dzieła. Przeczytałam chyba wszystkie, które wtedy były dostępne w internecie, było ich około osiemdziesięciu, a z tych osiemdziesięciu - 95% to były recenzje blogerów dziękujących za egzemplarz recenzencki. Na osiemdziesiąt recenzji jedna była negatywna. Pozostałe już nie to, że pozytywne, ekstatyczne były, pełne ochów, achów, zachwytów nad pięknem języka i subtelnym rysunkiem postaci. I, oczywiście, podziękowań dla wydawnictwa.

Cóz. To doświadczenie uświadomiło mi, naiwnej, że w ogóle istnieje takie coś, jak recenzja za książkę. I nauczyło mnie ostrożności. Czy też, jak kto woli, krzywdzenia i generalizowania.
× 1
@OutLet
@OutLet · około 3 lata temu
I choćby z powodu tej jednej negatywnej przykre jest generalizowanie. Poza tym, najpierw piszesz, że nie wierzy się recenzjom, dopiero dodajesz, że zwłaszcza tym z podziękowaniami. Wynika z tego, że Twoim też nie warto wierzyć.
@S.anna
@S.anna · około 3 lata temu
No proszę Cię. Osiemdziesiąt recenzji, siedemdziesiąt dziewięć pełnych ochów i achów, jedna negatywna, i naprawdę to ma być generalizowanie? Żeby ich, no nie wiem, dwadzieścia było. Ale jedna? Przykro mi, ale nie powiem sobie: "Co prawda czytałam pińćset recenzji książki otrzymywanej od wydawnictwa, wszystkich takich samych, nawet z wyrażeniami podobnymi, ale nie będę generalizować, bo jedna była uczciwa!". Niech tam, mogę uchodzić za generalizującą krzywdzicielkę.

BTW pobawiłam się w analizowanie recenzji trylogii Woźniaka (to znaczy, wtedy to nie była trylogia, bo ostatni tom jeszcze nie wyszedł). Wszystkie pozytywne pochodziły od blogerów, czytających egzemplarze recenzenckie. Mniej pozytywne i negatywne pojawiły się, gdy książki pojawiły się w księgarniach i bibliotekach, i zaczęli je czytać zwykli czytelnicy. Następnie pierwszy tom ukazał się w nowym wydawnictwie, które wysłało swoje egzemplarze recenzenckie, i oceny znów poszybowały w górę. Więc, trudno, ale pozostanę przy baaaardzo ostrożnym podchodzeniu do recenzji blogerskich.
× 1
@OutLet
@OutLet · około 3 lata temu
Trudno, ja również pozostanę przy swoim wypowiedzianym zdaniu. Choćby dlatego, że czasami (rzadko, bo nie jestem "zawodowym" blogerem - ale zdarza się) też dostaję książki od wydawnictw i nie oceniam ich dobrze z tego powodu.
× 1
@S.anna
@S.anna · około 3 lata temu
Ja też :D. I też rzadko. I też ich dobrze z tego powodu nie oceniam (no, chyba, ze myślę, że są dobre). Ale ostrożności w podchodzeniu do recenzji egzemplarzy recenzenckich raczej się już nie pozbędę (i rozumiem, jeśli ktoś do moich podchodzi nieufnie, w końcu jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie :)).
Koszmary zasną ostatnie
3 wydania
Koszmary zasną ostatnie
Robert Małecki
7.4/10
Cykl: Marek Bener, tom 3
Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dzi...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„Koszmary zasną ostatnie” to finałowy tom debiutanckiej trylogii autorstwa Roberta Małeckiego z dziennikarzem Markiem Benerem. Poprzednie części pozostawiły czytelników z wieloma pytaniami, na które ...

@ksiazka_w_kwiatach @ksiazka_w_kwiatach

Podrażnione demony reagują jak wściekłe psy. Pojawia się gniew, złość i przeszywajacy mrok, owiany tajemnicą przeszłości. Niezabliźnione rany doskwierają a koszmary ciągle żywe zaczynają straszyć w c...

@monika.sadowska @monika.sadowska

Pozostałe recenzje @S.anna

Ludzie z mgły
"Ludzie z mgły" Izabela Janiszewska

W niedzielny poranek dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz, studiująca w Krakowie i odwiedzająca rodziców w weekend, wychodzi z domu i wszelki ślad po niej ginie. Zrozpaczen...

Recenzja książki Ludzie z mgły
Piętno
"Piętno" Przemysław Piotrowski

Po "Piętno" Przemysława Piotrowskiego sięgnęłam, albowiem podjęłam się ambitnego zadania przeczytania jakiejś pozycji pióra wszystkich tych autorów, których reklamy rzuc...

Recenzja książki Piętno

Nowe recenzje

Most na Drinie
Kronika pewnego mostu
@Remma:

Wzniesiony przez Mehmedpaszę most stanowi pretekst do opowieści z dziejów Bośni w latach 1516 – 1914. Most stanowi cent...

Recenzja książki Most na Drinie
Wioska małych cudów
Wioska małych cudów
@tomzynskak:

Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu cudów. Nie jakiś magicznych i nierealnych, a takich najzwyklejszych, które mogą wy...

Recenzja książki Wioska małych cudów
Dom ciało
Wersy płynące przez wnętrze…
@edyta.rauhut60:

Poezja wiele ma oblicz. Dzisiaj chciałabym Ciebie, Czytelniku zaprosić do poznania jednego z nich. Jak możemy przeczyta...

Recenzja książki Dom ciało