Ludzie, którzy mają ten szczególny dar patrzenia tam, gdzie nie sięga wzrok przeciętnego Kowalskiego, nigdy nie mieli komfortowej sytuacji. Albo nazywano ich pomiotami diabła, ciepło witając brudnymi widłami i rozżarzonymi jasnym blaskiem pochodniami, albo otaczano rodzajem bojaźliwej czci, tak czy siak, przyklejając im łatkę odmieńców i zwichrowańców. Jeśli chcecie zobaczyć, jak to wygląda współcześnie, a do tego, jak można na tym zarobić niegłupi grosz, Sean Stewart oprowadzi Was po zakręconym, jak kolejka górska w amerykańskim parku rozrywki, życiu Williama „Truposza” Kennedy’ego.
Will to facet po przejściach, który para się bardzo nietypowym zajęciem. Wykorzystując swój nadprzyrodzony talent, za odpowiednią opłatą przepędza duchy, gdzie pieprz rośnie. A że zawsze brakuje mu gotówki, chętnie przyjmuje najbardziej dziwaczne oferty pracy. Gdy któregoś dnia, dzwoni do niego niejaki Tom Hanlon, kuzyn, prosząc o pomoc w pozbyciu się z garażu widma martwej dziewczyny, Will nawet sobie nie wyobraża, w jak poważne kłopoty się pakuje. Rozpoczyna się gra ze śmiercią.
Sean Stewart, mimo że dłubie w szeroko pojętej fantastyce od jakiegoś czasu, to jego nazwisko raczej nie jest powszechnie kojarzone z grozą. Cechą wspólną jego książek jest mieszanie konwencji gatunkowych. W utworach Stewarta znajdziemy horror, science-fiction, kryminał i fantasy.
„Krąg doskonały”, pomimo że usilnie wtłaczany przez marketingowców w ramy gatunku horroru, tak naprawdę nie ma z nim zbyt wiele wspólnego. Przez całą powieść wyraźnie snuje się pokaźnych gabarytów wątek obyczajowy, który dominuje nad pozostałą treścią książki Amerykanina. Powieść Seana Stewarta to przede wszystkim smutna historia głównego bohatera, Willa, którego życie naznaczone jest miriadami niepowodzeń, nieszczęść i kuksańców od losu. Wątek nadprzyrodzony przyjmuje postać swego rodzaju fasady dekoracyjnej, zaś najbardziej zajmująca jest tu historia człowieka, który widzi rzeczy niedostępne przeciętnemu śmiertelnikowi. Nie ma co zatem liczyć na żadne strachy na lachy, bo z każdą stroną coraz bardziej grzęźnie się w bagnie przeszłości Williama Kennedy’ego, poznając jego pierwsze miłości, małżeńskie problemy, wzloty, upadki i ciężar daru, który czyni go ludzkim odmieńcem. Hasło z okładki, sugerujące, że „Krąg doskonały” jest najlepszym horrorem od czasów „Szóstego zmysłu”, należy włożyć między dzieła Hansa Christiana Andersena i braci Grimm. Bo to zwykła bujda jest, mówiąc zupełnie wprost. I przyznam szczerze, że czuję się z tego powodu oszukany i zawiedziony. Bo nie dość, że żaden to horror, to jeszcze książka pełna jest niespójności i nieuporządkowanych wątków, które czasem mają się nijak do bieżących powieściowych wydarzeń.
Powieść Seana Stewarta to trzecia liga popkulturowej literatury. Owszem, chwilami jest całkiem sympatycznie, lekko i zabawnie (czym można sobie poprawić humor po dniu ciężkiej pracy), ale te ponad trzysta stron ani nie zachwyca, ani też nie zachęca w jakiś szczególny sposób do dalszej lektury. Wielbiciele „Wskrzesiciela” i „Nocnej straży”, które stanowią swoiste wizytówki autora, po przeczytaniu „Kręgu doskonałego” mogą zachodzić w głowę, czy to na pewno ten sam Stewart. Określenie „można, ale niekoniecznie” wydaje się tutaj pasować jak ulał.