O tym, że twórczość Meghan March jest mi bliska, nie będę pisać po raz kolejny. Przecież jest to już wiadome – sama powtarzam to za każdym razem. Kiedy więc zobaczyłam, że na polskim rynku pojawi się najnowsza książka autorki, trochę oszalałam. Z radości oczywiście. Kreol był dla mnie obietnicą czegoś nowego, świeżego i przede wszystkim wciągającego. Czy faktycznie tak się stało? O tym poniżej.
Magnolia wie, że nawet ją - najlepszą przyjaciółkę króla nowoorleańskiego półświatka obowiązują jakieś zasady. Z pokorą ich przestrzegała. Nie wiedziała jednak, że lojalność i szacunek nie gwarantowały jej stuprocentowego bezpieczeństwa. Magnolia była silną kobietą o twardym charakterze, ale jednocześnie miała nadzieję, iż wszelkie duchy przeszłości pozostaną martwe. Moses wyjechał z miasta kilkanaście lat temu. Teraz wrócił. Dla niej. Żałował swojej decyzji sprzed lat, a jednocześnie wciąż miał nadzieję na odzyskanie Magnolii. Na ich drodze stają trudne decyzje do podjęcia, a ktoś wciąż czyha na życie kobiety. Czy uda im się przetrwać?
Przede wszystkim: główna bohaterka to prawdziwa petarda. Takie właśnie postacie kobiece lubię - pewne siebie, twarde i niedające sobie wejść na głowę. Magnolia zdecydowanie ma w sobie to coś, co sprawiło, że nie potrafiłam oderwać od niej swoich myśli. Zaimponowała mi swoją wewnętrzną siłą, a gdy dowiedziałam się, co przeszła - mój podziw wzrósł jeszcze bardziej. Uważam ją za jedną z lepiej wykreowanych bohaterek w powieściach romantycznych i zdecydowanie potrzebuję takich bohaterek więcej w swoim czytelniczym życiu.
Moses okazał się sympatycznym i inteligentnym facetem, lecz z nim nie zdołałam nawiązać tak dobrego “porozumienia”, jak właśnie z Magnolią. Moses również został dobrze wykreowany, lecz dla mnie zabrakło mu tego czegoś, co sprawiłoby, że również nie mogłabym od niego oderwać swoich oczu. Liczę na to, że w kolejnym tomie autorka skupi się na jego postaci równie mocno i że będę mogła poznać go jeszcze lepiej.
Akcja w Kreolu zaczyna pędzić od pierwszej strony. Czytelnik znajduje na kartach tej powieści bardzo dużo ciężkiej, momentami duszącej wręcz atmosfery, krwawych scen oraz pokazów prawdziwej siły - zarówno tej fizycznej, ale znacznie częściej tej psychicznej. Przyznam Wam szczerze, że czytając pierwsze strony tej książki, miałam takie myśli, że to może być jednak pozycja, która mnie rozczaruje. Pierwsze kilka stron – mimo tej akcji, nie potrafiło mnie wciągnąć. Dopiero po przejściu jednego, dwóch rozdziałów poczułam napływającą ciekawość, a potem poszło już z górki. Pochłonęłam ten tytuł w jakieś dwie godziny i absolutnie potrzebuję kontynuacji na już.
Pióro Meghan March, jak w przypadku innych jej książek, jest lekkie i sprawiające, że książkę czyta się szybko i bardzo przyjemnie. O tym, że w pewnym momencie nie wiedziałam, kiedy przewijam kartki, też muszę wspomnieć - tak wiele się działo kilkadziesiąt stron przed końcem. Nie zabrakło tutaj też słodszych momentów, które stanowiły idealną równowagę dla wszelkich brutalnych wydarzeń.
Dlatego też dla miłośników słodko-gorzko-brutalnych romansów ta pozycja z pewnością będzie propozycją wręcz idealną. Jeżeli więc należycie do tego grona czytelników - zainteresujcie się tym tytułem, a być może odkryjecie kolejną perełkę.