Tego autora zapewne przedstawiać nikomu nie muszę, bo albo każdy czytał albo przynajmniej słyszał o jego książkach. Ze względu na brutalność, na ciekawe, mocne sprawy, a przyznam, że będąc na spotkaniu autorskim zrozumiałam też, że jest świetnym człowiekiem, którego zwyczajnie życie nieco pokiereszowało, a o czym mówić niekoniecznie chciał.
Nie ukrywam, że ja Cartera powieści znam częściowo. Bo niestety, łapałam za losowe tomy, kiedy wpadały mi w ręce i tak przeczytałam trzy. Postanowiłam jednak, że teraz zrobię to jak należy i wezmę każdą po kolei na tapetę, a przy okazji chcę skompletować cały zestaw w nowej odsłonie graficznej. Dzięki wydawnictwu Sonia Draga mam już na półce "Krucyfiks", czyli pierwszy tom serii z Hunterem w roli głównej.
Zaczynamy od tomu pierwszego, więc na szczęście ryzyko spojleru dotyczy tylko tej konkretnej książki, a nie całego cyklu, bo im później w las, tym łatwiej przez przypadek komuś coś zdradzić. Jak na okładce możecie przeczytać, jest to mroczny thriller. W zasadzie to powiedziałabym, że kryminał, ale ma w sobie tak wiele cech dreszczowca, że to mieszanka gatunków. Czy to na plus?
I właśnie idąc tropem kryminału w tym przypadku również na dzień dobry dostajemy trupa. Zostaje znalezione ciało kobiety w parku narodowym Los Angeles. Przed śmiercią była okrutnie torturowana i tutaj muszę zaznaczyć, że nie każdy zniesie to, jak Carter potrafi dobitnie opisywać takie sceny. Są paskudne, okraszone detalami i potrafią czytelnikiem wstrząsnąć. Kobietę znaleziono natomiast w pozycji dziwnej, bo przywiązanej za nadgarstki do dwóch bel, a między nimi została ona umiejscowiona tak, by wyglądała jak by klęczała. Moją pierwszą myślą było, dzięki Bogu, że jej nie przybijali, serio. No ale to nie wszystko, bo na jej karku zostaje znaleziony dziwny symbol, podwójnego krzyża, jak ten na okładce książki. A żeby tego wszystkiego było mało, to okazuje się, że do podobnych zbrodni dochodziło dwa lata wcześniej i wtedy w śledztwie brał udział Hunter, który wcale nie był przekonany, czy złapano i skazano odpowiednią osobę, a ponieważ była to kara śmierci, to tym razem musiałby to być naśladowca, ale skąd znałby szczegóły dotyczące zbrodni, skoro wiedziały o nich tylko osoby biorące udział w śledztwie?
Jak już wspomniałam, Carter jest dobitnie szczegółowy w opisywaniu paskudnych zbrodni. Do tego stopnia, że wręcz można poczuć od tej książki smród śmierci i cierpienia. Jak sam autor mówi, widział już tyle zwłok, miejsc zbrodni, że mało co go może zaskoczyć, ale myślę, że czytelników jego książek wręcz przeciwnie, może zaskoczyć aż nad to. A najciekawsze jest to, że skoro pracował przy tego typu sprawach, choć nie w roli śledczego, to naprawdę ma skąd czerpać inspirację i chyba w moim przypadku to najbardziej nadal odbija mi się w głowie echem... to owszem fikcja literacka, ale jeśli takie rzeczy ludzie robią w rzeczywistości?
Jako thriller i kryminał "Krucyfiks" spełnia obie role zdecydowanie. Mamy trupa, mamy śledztwo, ale z drugiej strony ogromny niepokój, duszna, ciężka atmosfera i przechodzący po ciele dreszcz, bo skoro złapali nie tego co trzeba, to ilu takich zwyrodnialców mogło uciec i nadal zabijać?
W tym miejscu współczuję śledczym i wszystkim osobom, które musiały się zmierzyć z tą sprawą. A wierzcie mi, postacie są stworzone tak, że czułam się jak w teatrze, przed oczami miałam każdego z nich dokładnie wiedząc jak ma wyglądać. W taki sposób właśnie ich Carter wykreował. Nie wspominając o Hunterze, który dołącza do listy moich ulubionych postaci fikcyjnych ze spraną psychiką.
Czyta się szybko, książka jest świetna i trzymająca w napięciu. Nie da się przy niej nudzić i nie da się jej odłożyć nawet na chwilę, bo ciągle do niej odpływa się myślami. Choć nie polecam czytać przy jedzeniu, chyba, że ma się niewrażliwy żołądek (o ile przy tak brutalnych scenach to w ogóle możliwe).
Podsumowując, to świetny początek serii i żałuję, że wcześniej nie zaczęłam właśnie od początku. Za to teraz moja radość z tego, że pochłonę wszystkie tomy na raz... ogromna! I nie, nie pominę tych, które już czytałam, będzie reread!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.