„Crescendo” Becca Fitzpatrick
wyd. Otwarte
rok: 2011
str. 395
Ocena: 4/6
Niezwłocznie po zakończeniu lektury „Szeptem” Becci Fitzpatrick, sięgnęłam po kontynuację serii pod intrygującym tytułem „Crescendo”. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć znaczenia tego słowa. Stwierdzić jednak muszę, że po pierwszej części, której tytuł sugerował wyciszenie i spokój, druga część intrygowała mnie tym bardziej.
Jakie były moje oczekiwania? Chyba dość wysokie. „Szeptem” ustawiło poprzeczkę na niespotykanym poziomie. Obawiałam się więc, że „Crescendo” może nie dorównać pierwszej części powieści. Czy dorównało? Cóż, przekonajmy się.
Chyba nie ma osoby, która sięgnęłaby po „Crescendo”, wcześniej nie zaglądając do „Szeptem”. Jeśli są takie osoby, to cóż. Współczuję. Nie jest to bowiem seria, którą można rozpocząć w dowolnym momencie. Każda akcja ma swoją reakcję i to, co wydarzyło się w „Szeptem”, ma wyraźne odzwierciedlenie w „Crescendo”. Nie czytając części pierwszej czytelnikowi trudno będzie się odnaleźć w świecie Nory Grey, szesnastoletniej potomkini Nefila. Akcja powieści rozpoczyna się w kilka miesięcy po zakończeniu poprzedniej historii. Zaczynają się wakacje. Letnia szkoła. Letnie obowiązki. Żar lejący się z nieba. Niemal identyczny żar spala Norę i Patcha, jej anioła stróża. Para jest zakochana, a może raczej pożądająca się bez pamięci. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Każdy moment poświęcają na odkrywanie siebie i zacieśnianie łączących ich więzi. Nadchodzi jednak wieczór, podczas którego Nora decyduje się na jawne wyznanie uczuć, którymi darzy chłopaka. Jaka będzie jego reakcja? Czy odpowie tym samym? Czy to wyznanie zmieni coś w życiu obojga? Jak potoczą się ich losy? Jakie jeszcze wzniesienia przygotowała mroczna przeszłość Nory i Patcha dla nich obojga? Czy poradzą sobie z nowymi przeszkodami? O tym będziecie musieli przekonać się sami, wczytując się we wciągające „Crescendo”.
Jak ja odebrałam tę książkę? Muszę przyznać, że nieco gorzej niż „Szeptem”. Czemu? Chyba przede wszystkim ze względu na brak dojrzałości Nory. Liczyłam, że wraz z rozwojem akcji dziewczyna będzie dorośleć. Nie mówię, że tego nie zrobiła. Wydaje mi się jednak, że niewystarczająco. Ale to jedynie subiektywne odczucie, biorące się zapewne z faktu, iż sama dawno mam za sobą magiczną szesnastkę i już od ponad dekady nie myślę jak nastolatka. Nie mogę jednak ukryć, iż mimo wspomnianej niedojrzałości książka bardzo mi się podobała. Czytało się ją bardzo przyjemnie, a kolejne strony przelatywały mi przez palce w zdumiewającym tempie. Każda kolejna przeszkoda na ścieżce Nory napawała mnie strachem i nie mogłam wprost się doczekać zakończenia tej podróży.
Niestety nie mogę Wam zdradzić, jak zakończyło się „Crescendo”. Wspomnę jednak, że podczas ostatnich stron włos mi się jeżył na głowie i ciarki przechodziły moje ciało. Jedno jest pewne. Autorka bez wątpienia zaserwuje nam dalsze losy Patcha i Nory. Innej opcji nie widzę. Mimo, iż pierwsza część zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu, to zachęcam Was do lektury i tego tomu. Warto go przeczytać i poznać dalsze losy Nory i Patcha. Na koniec wspomnę jeszcze, że w części tej, głęboko ukryte, będzie prawdziwe imię głównego bohatera, na które zapewne niejedna z czytelniczek czeka z zapartym tchem :).