Rose ma tylko trzynaście lat, gdy umiera jej ojciec; dziewczynka musi przenieść się do domu sędziwych ciotek, które mają nad nią sprawować pieczę póki z zamorskiej podróży nie wróci jej prawny opiekun, wuj Alec. Dziewczynka nie zna mężczyzny i obawia się, czy znajdą wspólny język. Szczególnie, że w domu ciotek jak na razie czuje się raczej jak jedna z nich, a nie młoda panna. Uznana za słabowite dziecko nie może wychodzić na dwór, faszerowana specyfikami na podreperowanie zdrowia.
Wszystko jednak zmienia się, gdy przybywa wuj Alec. Ów mężczyzna o posturze niedźwiedzia szybko zmienia codzienne nawyki Rose- dużo powietrza, zajęć domowych, a przy tym kontaktu z kuzynostwem, czyli siedmiorgiem kuzynów. Każdy z chłopców ma odrębny, indywidualny charakter, dlatego też dziewczynka ma dużo pracy w dogonieniu rozbrykanego towarzystwa. Mimo tego chłopcy kochają kuzynkę jak młodszą siostrę, szukając u niej wsparcia za każdym razem, gdy dzieje się coś niedobrego.
Jak ja uwielbiam takie historie! Dopiero przy takich opowieściach człowiek może naprawdę odpocząć, przenosząc się choć na chwilę do sielskich czasów dzieciństwa, gdy problemy dnia codziennego jeszcze nie zaprzątały głowy tak intensywnie. Zresztą, znana nam z serii Małe kobietki Louisa May Alcott za jednym pociągnięciem pióra potrafi przenieść swoich czytelników do idyllicznego, stworzonego przez siebie świata. Dlatego też tak chętnie sięgamy po jej książki.
Śmierć rodzica to jedna z największych tragedii w życiu dziecka; dla Rose to jednocześnie zmiana całego dotychczasowego życia. Tęskni za ukochanym ojczulkiem, a otoczona sędziwymi ciotkami nie może znaleźć swojego miejsca w świecie. Jej myśli przybrały kolor żałoby, którą nosi codziennie. Ma obawy przed poznaniem wujka Aleca, nie wie, czego się spodziewać- czy może być gorzej niż u obecnych opiekunek? Co prawda dziewczynka nie może narzekać, bowiem ma dach nad głową i ciepły posiłek, aczkolwiek... jej codzienność jest po prostu szara, bez żadnego promyka słońca. Liczne zakazy również skutecznie odbierają chęć do czegokolwiek. Nic więc dziwnego, że Rose wygląda jak cień samej siebie. Dlatego też gdy tylko wuj Alec ujrzał to toczone żałobą dziecko, postanowił wypróbować na niej swoje własne metody wychowawcze. Uzgodnił z jej dotychczasowymi opiekunkami, że daje sobie rok - jeżeli po upływie tego czasu stan dziewczynki ulegnie poprawie, ogłosi sukces. Jeżeli nie, dziewczynka wróci pod opiekę ciotek.
Ta historia przyciąga do siebie nie tylko przez postać Rose, ale również jej siedmiorga kuzynów. Każdy z nich ma inny charakter, dzięki czemu łatwo ich rozróżnić (choć przy takiej liczbie to i tak nie lada wyczyn!). Od razu przyjęli dziewczynkę do swojego grona, za co ona, wdzięczna (choć początkowo spłoszona towarzystwem chłopców) poświęca im lwią część swojego czasu. Ich relacja jest korzystna dla obu stron- główna bohaterka uczy się swobody przypisanej młodzieży, oni zaś delikatności względem innych. Rose niejednokrotnie dała im przykład do naśladowania swoim zachowaniem, ma na nich większy wpływ niż którakolwiek z ciotek. Nie bez znaczenia są też "lekarstwa" wuja Aleca- ruch, praca, towarzystwo. To on ma ogromny wpływ na zmiany, które stopniowo zachodzą w dziewczynce. Z wylęknionego, osamotnionego dziecka za jego sprawą przeistoczyła się w pełną współczucia i dobroci młodą kobietkę. Sądzę, że i w dzisiejszych czasach jego zabiegi szybko postawiłyby na nogi niejednego człowieka.
Cóż mogę więcej dodać? Ośmioro kuzynów to lektura pełna miłości, którą czyta się z czystą przyjemnością. Jak już wspomniałam, idealna lektura dnia codziennego.
Znajdziecie ją u wydawnictwa MG :)