Nadążyć za sobą recenzja

Książka - Nadążyć za sobą

Autor: @southbell ·5 minut
2011-04-29
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Państwo Porawscy są rodzicami Łukasza, u którego w drugiej dobie życia nastąpiło niespodziewane zatrzymanie akcji serca i choć dziecko zostało uratowane, to stało się poważnie niepełnosprawne ruchowo. Ta krótka książka jest relacją matki o walce o zdrowie i sprawność syna, ale także opowieścią o samym Łukaszu, o jego woli walki, charakterze, o nim samym, jako podmiocie, a nie przedmiocie czyichś starań i troski, i to samo w sobie wystarczająco mnie ujęło.

Niepełnosprawność syna wywróciła życie całej rodziny do góry nogami. Rodzice nie zamierzali się poddać, nie chcieli widzieć Łukasza na wózku inwalidzkim. Zaczęli poszukiwać informacji o sposobach leczenia i rehabilitacji, odwiedzili różne ośrodki w Australii czy Stanach Zjednoczonych, poddawali syna najróżniejszym badaniom i terapiom. Przede wszystkim jednak narzucili sobie i dziecku rygorystyczny program codziennych ćwiczeń, a także zmienili swój sposób żywienia.

Wielu ludzi im zarzucało, że odbierają synowi dzieciństwo, że unieszczęśliwiają go, zmuszając do codziennej rehabilitacji, że są bezwzględni i mają wygórowane oczekiwania. Oni się jednak nie poddali i po kilkunastu latach wiedzą, że było warto, wie to również Łukasz, który nie będzie nigdy biegał, ale chodzi, a jego sprawność manualna również wciąż się poprawia.

Nie da się ukryć, że rodzice Łukasza, poza ogromną determinacją i miłością do syna, dysponowali jeszcze czymś, co się okazało bardzo istotne, a mianowicie odpowiednimi funduszami. Zakładam tak, ponieważ autorka pisze o wyjazdach za granicę do różnych ośrodków, nigdy jednak nie pojawia się problem pieniędzy na takie eskapady. Oczywiście nie jest to z mojej strony żaden zarzut, to świetnie, że mieli takie możliwości, ale przede wszystkim, że je wykorzystali. Faktem jest jednak, że gdzieś w głębi ducha pojawił się u mnie żal, że wielu równie zdeterminowanych i kochających rodziców nie może sobie pozwolić na taką pomoc dla dzieci.

Książka jest krótka i treściwa. Autorka nie kryje swoich uczuć, chwil zwątpienia, ale i ogromnego szczęścia. Nie znajdziemy tu jednak taniego sentymentalizmu czy ckliwości, pani Porawska jest raczej rzeczowa i konkretna, skupia się głównie na faktach i na obserwacjach. Opowiada o tym, co ją boli czy smuci, ale nie czuje się ofiarą złego losu, raczej, razem z mężem, rzuca mu wyzwanie.

Moją uwagę zwrócił przede wszystkim jeden aspekt życia Łukasza. Otóż gdy jego rodzice zaczęli robić rozeznanie w kwestii szkoły dla syna, okazało się, że nigdzie nie widziano go zbyt chętnie, zawsze były jakieś problemy. Zresztą w ogóle, w naszym kraju nie mieli poczucia, by ich syn był akceptowany. Łukasz ostatecznie poszedł do szkoły w Stanach Zjednoczonych, a potem w Wielkiej Brytanii. Czytam opowieść jego matki o obu tych szkołach i uwierzyć wprost nie mogę. Łukasz bowiem w szkole ma również odpowiednie zajęcia rehabilitacyjne, jest lubiany wśród kolegów, bo chociaż źle chodzi, niewyraźnie mówi a nawet czasem się ślini, to jest jednak dobry z przedmiotów ścisłych, zwłaszcza matematyki, i tym im imponuje. A co, jeżeli takie dziecko zapragnie grać w piłkę nożną? Okazuje się, że nie ma problemu. Łukasz stoi na bramce, a kiedy przepuści gola, koledzy z drużyny go pocieszają, że najlepszym to się zdarza. Czy takie dziecko może brać udział w biegach? Dlaczego nie? Wprawdzie na metę dociera ostatni i raczej idzie, niż biegnie, ale koledzy głośno go dopingują, bo wiedzą, że dla niego dotrzeć na metę to niemal tak, jak wygrać zawody.

Bajka to czy rzeczywistość? Autorka nie wspomina w ogóle o tym, by ktoś się z Łukasza naśmiewał, by ktoś wykorzystywał jego niepełnosprawność, a on sam jest dzieckiem pogodzonym ze sobą, kochającym siebie, przyjmującym ze spokojem wszystko, co niesie mu życie. Nawet jeśli jakieś niemiłe epizody się zdarzały, to widać nie miały większego znaczenia, skoro nie pojawiły się w książce. Ja się tymczasem zastanawiam jak to jest możliwe, że istnieje taka przepaść między Polakami a Amerykanami czy Brytyjczykami? Przecież u nas w Polsce do dziś czasem niepełnosprawnych wytyka się palcami, ciągle jeszcze można usłyszeć, że takie dziecko to kara za grzechy rodziców. Mimo istnienia integracyjnych szkół wciąż o prawdziwą integrację jest bardzo trudno, z takich dzieci się drwi, takie dzieci się często poniża, a jeśli nawet nie jest tak źle, to i tak nie mają one zwykle zbyt wielu kolegów, bo wielu ludzi wciąż nie ma ochoty się z takimi przyjaźnić. Myślę sobie, i proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, że gdyby u nas takie dziecko grało w jakiejkolwiek drużynie piłkarskiej, choćby w celach czysto rozrywkowych, to o ile same dzieci by go stamtąd nie przegoniły, zrobiliby to z całą pewnością ich rodzice. Zawsze znalazłby się ojciec czy matka uważający, że takie dziecko obniża poziom drużyny, a więc sprawia, że inne dzieci są stratne. Czy u nas zresztą można by zaimponować innym dzieciom ocenami z matematyki? Tych, co się dobrze uczą uważa się raczej za kujonów, co nie przeszkadza czasem się przymilić, gdy potrzebne jest zadanie domowe albo pomoc podczas sprawdzianu. Ja wiem, że w naszym kraju sporo się zmienia, widzę to i doceniam, ale podczas lektury tej książki uderzyło mnie właśnie to, jak wiele nam jeszcze brakuje do bycia naprawdę tolerancyjnymi, do tego, byśmy ludzi takich jak Łukasz tolerowali nie z litości czy chrześcijańskiego współczucia, ale tak po prostu, bo są ludźmi, jak wszyscy inni, i zasługują na godne traktowanie. Można oczywiście mówić, że obecnie dzieci czy młodzież jest taka czy owaka, ale kto przede wszystkim za to odpowiada? Bezwzględnie uważam, że ich rodzice, a w dalszym stopniu również nauczyciele.

Książkę całkiem dobrze się czyta, sporo można się z niej dowiedzieć o wychowywaniu i codziennym funkcjonowaniu niepełnosprawnego ruchowo dziecka. Ja ze swojej strony chcę przede wszystkim życzyć Łukaszowi i jego rodzinie, by dalej trwali we wzajemnej miłości, szacunku i nadal dążyli do jednego celu, jakim jest jak największa samodzielność chłopca. Nie wątpię, że wiele jeszcze na tym polu się uda zrobić. Łukasz ma bowiem coś, czego nie ma wielu sprawnych ludzi. On siebie kocha i akceptuje, a dzięki temu da sobie radę ze wszystkimi przeciwnościami, jakie tylko napotka na swej drodze

Moja ocena:

Data przeczytania: 2011-03-09
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Nadążyć za sobą
Nadążyć za sobą
Ella Porawska
9.7/10

"Łukasz jako dziecko idzie przez życie, doświadczając radości, smutku i bólu. Mieszane uczucia powodują splot zdarzeń, które głęboko pozostają w pamięci. Czy ma on szansę na szczęśliwe dzieciństwo? ...

Komentarze
Nadążyć za sobą
Nadążyć za sobą
Ella Porawska
9.7/10
"Łukasz jako dziecko idzie przez życie, doświadczając radości, smutku i bólu. Mieszane uczucia powodują splot zdarzeń, które głęboko pozostają w pamięci. Czy ma on szansę na szczęśliwe dzieciństwo? ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Nowe recenzje

Zawsze i wszędzie
Zawsze będę kochać tę książkę
@aga.misiak3:

Ile ta książka wywołała we mnie emocji to głowa mała. Na początku książki poznajemy Grace, która akurat rozchodzi się ...

Recenzja książki Zawsze i wszędzie
Billy Summers
Wciągająca i wielowarstwowa opowieść o Billy'm ...
@burgundowez...:

Moją majówkę rozpoczęłam od książki „Billy Summers” autorstwa Stephena Kinga, która z miejsca przyciągnęła moją uwagę. ...

Recenzja książki Billy Summers
Debit
Konieczność jest matką wynalazków, ale też ojce...
@jorja:

„W ekstremalnych sytuacjach ważne jest poczucie, że ktoś coś robi, nawet jeśli nie wpływa to na rezultat”. Nie ...

Recenzja książki Debit
© 2007 - 2024 nakanapie.pl