Jarosław Iwaszkiewicz "Książka o Sycylii",
Chcąc sięgnąć pamięcią do pierwszych skojarzeń, które po latach przychodzą mi do głowy, kiedy słyszę "Sycylia", odnajduje w pamięci serial transmitowany przez polską telewizję na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. To "Ośmiornica" z bezkompromisowym komisarzem Cattanim, w którego rolę wcielił się Michele Placido ścigający sycylijskich mafiozów, nie tylko z racji wykonywanego zawodu, ale mając również do wyrównania prywatne porachunki, ponieważ mafia porwała mu ukochaną córkę.
A jednak to nie pierwsze, sprzed lat, skojarzenie Sycylii z mafią, również z bohaterami "Ojca chrzestnego", choć to z pewnością temat niezwykle interesujący, stało się zalążkiem pomysłu odwiedzenia wyspy, a jej urodziwe połączenie pięknej przyrody z istniejącą zabytkową, a w wielu miejscach również starożytną architekturą, bliskość morze i nadzieja na odrobinę promieni słonecznych, którą można mieć nawet w styczniu.
Na Sycylii wielokrotnie bywał również Jarosław Iwaszkiewicz, a jego "Książka o Sycylii", choć składająca się z rozdziałów pisanych jeszcze przed II wojną światową i tuż po jej zakończeniu zastąpiła mi tradycyjny przewodnik po wyspie. Reportażowo-eseistyczne rozważania głównie na temat historii i sztuki, w mniejszym stopniu natomiast polityczno-społeczne otwierają drzwi wyspiarskiej krainy mającej niezwykle bogatą historię. Spodziewałam się, że po tylu latach od napisania mogą "trącić myszką", będą w wielu miejscach nieaktualne, a jednak okazuje się, że sztuki i piękna przyrody nie dotyka upływ czasu. Może brakuje mi nieco w "Książce o Sycylii" większego pochylenia się nad życiem codziennym mieszkańców wyspy. W tym wypadku Jarosław Iwaszkiewicz okazuje się być bardziej turystą, a jednocześnie opiewającym piękno pisarzem, niż reporterem zainteresowanym ludzkim losem.
Ten typ literatury, to w moim przekonaniu, dużo bardziej inspirująca forma poznawania krain i nieznanych dotąd miejsc niż klasyczny przewodnik. " Przy zwiedzaniu nowego miasta mam swoją metodę. Naprzód idę, gdzie mnie oczy poniosą, wzdłuż i w poprzek ulicami, potem wychodzę na jakieś zrozumiałe miejsce, na przykład plac przed katedrą, przed ratusz czy coś w tym rodzaju, i rozpoczynam po omacku zwiedzanie. Wieczorem biorę do ręki przewodnik i sprawdzam, co widziałem".