„Za kurtyną: Perygeum” autorstwa Laury Savaes, stanowi drugi tom trylogii „Za kurtyną”, w której panuje renesansowy klimat, fizyka kwantowa oraz klasyczny rok, a uczucia są silniejsze niż czas i przestrzeń. Zdaję sobie sprawę, że są tutaj osoby, które nie kojarzą poprzedniej części, dlatego chciałabym Wam powiedzieć, że jest to historia, która łączy w sobie elementy fantastyki oraz romansu (w tym tomie było zdecydowanie więcej elementu drugiego, ale o tym za chwilkę).
Nazywam się Lena Rajska i pozwól, że zabiorę Cię w podróż do Ardiven. Niestety do tej pory nie potrafię wyjaśnić jakim cudem się tutaj znalazłam oraz jakim cudem moje uczucia przyczyniły się do wybuchu wojny... Do tej pory nie potrafię określić, czy widzę siebie u boku Cedrika, czy jednak Eavana, jednak wiem jedno - razem z bratem musimy stawić czoła wyzwaniu i wrócić do domu... Kto zwycięży w tej polityczno-miłosnej grze? Czy Dominik i Lena zdołają wrócić do domu? Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? I jak podjąć decyzję, gdy każdy wybór jest tragiczny?
„Za kurtyną: Perygeum” jest zdecydowanie lepsze od swojej poprzedniczki! Pamiętam, że pisząc recenzję pierwszego tomu niesamowicie narzekałam na niektóre błędy autorki, a tutaj nie mam się do czego przyczepić. Pani Laura wykonała kawał dobrej roboty - tym tomem autorka zaprezentował siebie z lepszej strony oraz pokazała na co tak naprawdę ją stać.
Sądziłam, że już w pierwszym tomie Savaes przedstawiała mi cały stworzony przez siebie świat - jak możecie się domyślić byłam w błędzie. Poza miejscem wydarzeń autorka przedstawiła mi bliżej bohaterów swojej trylogii. Lena, której wcześniej nie znosiłam, odrobinę dojrzała i zaczęła w końcu podejmować racjonalne decyzje. Może i postać naszej głównej bohaterki uległa poprawie, to jej relacja pomiędzy nią, a Cedrikiem i Eavanem już niekoniecznie... Kiedy już sądziłam, że wszystko się wyjaśniło i nasza Lena wie kogo wybiera, autorka zaserwowała taki zwrot akcji, którego zupełnie się nie spodziewałam - tak się nie robi! Ile ja mam teraz czekać na trzeci tom?!
W historii pojawia się nowy bohater - Dominik, wprowadził on odrobinę zamieszania w fabułę, jednak jego osoba pomogła mi zrozumieć jakim cudem Lena była w stanie przedostać się do innego wymiaru. Czy tylko ja w czasie czytania obawiałam się, że Lena oraz Dominik przez swoją wiedzę doprowadzą do zagłady?
„Za kurtyną: Perygeum” należy do pozycji, w których prawie cały czas coś się dzieje - może kilka rozdziałów spowodowało moje znużenie, to jednak było ich stosunkowo mało. Ten tom pozwolił mi lepiej zżyć się z bohaterami, dzięki czemu w końcu zdecydowałam po czyjej stronie barykady powinnam stanąć: Team Cedrik, czy Team Eavan - co oczywiście zdradzę Wam jak będę po lekturze trzeciego tomu ;)
Czy książkę polecam? Niestety jeśli nie czytałeś/aś poprzedniego tomu warto byłoby byś to narobił/a. Niby autorka na samym początku przybliża nam fabułę poprzedniej części, to jednak uważam, że warto ją przeczytać, by jeszcze bardziej wczuć się w tę historię. „Za kurtyną:Perygeum” jest bardzo dobrym tytułem, którego zakończenie pozostawi u Was duży niedosyt.