Druga część nowej serii autorstwa Laury Savaes zachwyciła mnie o wiele mocniej, niż poprzedni tom. Pokochałam jeszcze bardziej Adriven, zmieniłam nastawienie do brata Leny i… zmieniłam też typ książkowego męża?
Po pierwszym tomie serii, gdzie poznajemy Lenę, która z utęsknieniem wspomina brata, roztrząsając jego brak oraz obserwujemy jej kolejne perypetie związane z trafieniem do obcego dla niej wymiaru, gdzie nieco namieszała mogę z ręką na sercu powiedzieć, że w „Perygeum” ta dziewczyna zmieniła się o co najmniej 180 stopni. Lena jako bohaterka zrobiła ogromny krok naprzód i nie daje sobie wejść nikomu na głowę. Tę przemianę widać już od początku jej przygody w tajemniczym świecie, ale tutaj nabiera ona rozpędu. Lena, dotąd ugodowa, stawia na szali swoje szczęście, żeby postępować słusznie i za to zyskuje mój ogromny szacunek. Nie jest zależna od nikogo i nawet jej brat nie jest już jej potrzebny do życia jak powietrze. Odcięła pępowinę i ruszyła naprzód. Brawo Lena!
Pozostali bohaterowie również zaskarbili sobie moją sympatię, a szczególnie Dominik, którego uważałam z początku za nadopiekuńczego i wkurzającego złotego chłopca. Teraz mogłabym się z nim zaprzyjaźnić, bo jak się okazało on również zmienił się pod wpływem wielu wydarzeń, a jego humor i osobowość dodają mu tylko uroku. Cóż dodać – łapię jego żart i doceniam gust muzyczny.
Wątek wojny, która wybuchła już na dobre jest bardzo dobrze poprowadzony i podoba mi się to, że nie jest pokazana sielankowo. Jest czasem krwawo i brutalnie, ale co ważne podczas lektury czułam jak wpływa ona na naszych bohaterów. Ich traumy, lęki i plany… Autorka świetnie je uchwyciła, a zagrania polityczne obu stron to majstersztyk. Brakowało mi większej ilości polityki w tomie pierwszym, ale tom drugi wynagrodził mi to idealnie.
Jednak… żeby nie było też za kolorowo… Ogromnym minusem był dla mnie trójkąt miłosny ciągnący się od pierwszej strony książki. Tułanie się Leny od jednego faceta do drugiego i ciągłe wracanie myślami czasami tak bardzo mnie irytowały, że miałam ochotę trzepnąć naszą bohaterkę i krzyknąć „Halooooo?! Lena oszalałaś?!”. Jednak przyznać muszę, że po zakończeniu tomu pierwszego, czyli „Apogeum”, byłam całkowicie za Cedrikiem i choć dalej kocham go ogromnie… w tym tomie moje serce ciągnie i do Eavana. Tutaj warto wspomnieć, że poznajemy postacie dwóch miłości Leny o wiele lepiej, co dodaje im i plusów, i minusów, a nam w głowie robi jeden wielki mętlik.
Podsumowując – ogromnie polecam. „Perygeum” dostarczy Wam wielu zwrotów akcji, morze emocji, kilka łez i ogrom wzruszeń. Po kolejny tom sięgam w ciemno i nie mogę się go już doczekać!