Chris i Cathy oraz bliźniaki- Corry i Carrie mają cudowne życie i kochających rodziców. Ich straszna historia zaczyna się, gdy tata nie wraca do domu, zginął w wypadku samochodowym. Muszą przeprowadzić się do domu rodziców swojej matki, która dawno została wydziedziczona. Tam zostają zamknięte na poddaszu oczekując na dzień, w którym ich matka odzyska względy ojca i będzie mogła mu powiedzieć o dzieciach. Jednak ten dzień nie nadchodzi. Rodzeństwo musi sobie radzić samo w pełnym przemocy i nienawiści domu. Babcia codziennie przynosząca im koszyk jedzenia zaczyna się nad nimi znęcać i podejrzewać o kazirodztwo. Całe ich życie stoi pod znakiem zapytania, gdy bliźniaki zaczynają poważnie chorować. Wtedy też Chris wraz z Cathy muszą podjąć decyzje czy nadal mogą ufać swojej ukochanej mamie i powstrzymać się z planami ucieczki. Tylko, że wszystko dodatkowo się komplikuje, gdy rodzeństwo odkrywa sekrety skrywane przez ich rodzicielkę…
Czy rodzeństwo ucieknie? Czy ich mama jest taka jak kiedyś? Czy podejrzenia babci o kazirodztwo są słuszne? Czy dzieci będą miały siłę na walkę z chorobami czekającymi ich na zamkniętym poddaszu? Jakie będą ich dalsze losy?
„Coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. [..] Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności.”
„Kwiaty na poddaszu” to jedna z nielicznych książek, że tak to nazwę „normalnych”, które przeczytałam. Jak już pewnie zauważyliście lubię spędzać czas nad książkami fantasy i dlatego nie byłam pewna czy to lektura dla mnie. Dobrze, że jednak dałam jej szansę. I choć z początku bardzo mnie nudziła, mniej więcej pośrodku zrobiła się ciekawa, a na końcu byłam już przekonana, że muszę sięgnąć po drugą część.
Bohaterowie mają bardzo wyraziste charaktery. Każdy jest zupełnie inny. Cathy wściekła i kipiąca nienawiścią do matki, która zostawiła ich na poddaszu potrafiąc nie przychodzić do nich przez miesiące. Chris rozdarty między uczucie do ukochanej mamy a obowiązkiem chronienia młodszego rodzeństwa. Carrie marudna, wiecznie niezadowolona mała dziewczynka. Corry gotowy pójść w ogień za swoją bliźniaczką Carrie.
Całą historię opowiada Cathy, więc można poczuć to co ona czuła, widzieć to co widziała i słyszeć to co ona. Autorka świetnie opisuje uczucia przez co w pewnym momentach mogłam poczuć się jak Cathy.
Treść książki w pewnych momentach mnie bulwersowała do takiego stopnia, że chciała jakimś sposobem wejść do jej środka, stopić się ze słowami i wszystko pozmieniać. Niestety choć jestem wychowana na fantasy wiedziałam, że to niemożliwe i dalej przerzucałam kartkę po kartce.
Książka jest bardzo refleksyjna. Nie raz zmuszałam się, żeby odstąpić na chwilę od lektury i głębiej przemyśleć jej zawartość.
„Z każdej książki, którą przeczytałam, zaczerpnęłam jeden paciorek filozoficznej mądrości, a wszystkie nawlokłam na różaniec, który miał mi wystarczyć do końca życia.”
Nie powiem, że książkę czytało mi się szybko i lekko, bo tak nie było. W żadnych wypadku. Na początku bardzo się z nią męczyłam. Strony nie chciały się przekładać. Każde słowo było uciążliwe. Ale w końcu zaczęłam doceniać tę książkę i ostatnie dwieście stron przeminęło szybko.
Choć „Kwiaty na poddaszu” przeczytałam już jakieś dwa tygodnie temu nadal, gdy myślę o tej książce czuję lekki ból w okolicach serca. Jak myślę o tym rodzeństwie i o tym co przeszło aż chce mi się płakać, i zdarzyło się to już nie jeden raz.
„Wtedy przyszła do mnie odpowiedź, której tak długo szukałam - a wielokrotnie się zastanawiałam, czym był ten tajemniczy przycisk, włączający miłość ... i pożądanie.(...) Tu chodziło o oczy. Sekret miłości tkwi w oczach, w sposobie porozumiewania się i mówienia bez otwierania ust.”
Zdecydowanie polecam! Szczególnie czytelnikom, którzy lubią refleksyjne i piękne powieści.