Życie codzienne w Londynie Dickensa recenzja

Londyńska mgła

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Carmel-by-the-Sea ·5 minut
2024-02-08
2 komentarze
16 Polubień
Świetna seria PIW-u ‘życie codzienne’ powiększyła się o ciekawą pozycję. Tym razem to swoista biografia miasta. XIX-wieczny Londyn - serce machiny kapitalizmu i kolonializmu – kolos konsumujący konsekwencje rewolucji przemysłowej. Pokazany tygiel przez Judith Flanders, to raczej trud, błoto, ubóstwo. Obraz taki mocno kontrastuje z pięknem łąki wokół prowincjonalnych rezydencji arystokracji. Z czegoś musiał czerpać inspiracje Marks dla swoich manifestów. Samo „Życie codzienne w Londynie Dickensa” jest przesiąknięte literackim i reporterskim dziedzictwem wielkiego twórcy, który to miasto miał we krwi.

Proza Dickensa i jego teksty dziennikarskie są jednocześnie źródłem, inspiracją i motywacją dla autorki do pokazania Londynu w świadomie zawężony sposób. Głównym bohaterem są bowiem niemal wyłącznie składniki przestrzeni wspólnej – ulice, sklepy, więzienia, przytułki, niedoświetlone place, teatry czy domy publiczne. Krwiobieg systemu to fale ludzi, które w różnych cyklach pojawiają się i znikają. Większość maszeruje, nieco bogatsi korzystają z omnibusów, majętni z dorożek. Wszyscy grzęzną w błocie organicznych resztek zwierząt pociągowych, przepędzanego na targi bydła i wdychają szerokie spektrum zapachów. Flanders umiejętnie ucieka od, z czasem nieuchronnie nużącego, dokumentalnego stylu poprzez plastyczne wykorzystanie literackiego naturalizm na który musi się przygotować odbiorca (str. 148):

„Jeśli jakiś smród mógł powalić londyńczyków, to musiał być naprawdę odrażający, gdyż w mieście unosiło się mnóstwo rozmaitych brzydkich zapachów. Konie wytwarzały własne. W okresie szczytowej popularności omnibusy wykorzystywały blisko czterdzieści tysięcy tych zwierząt, a każdy z nich zjadał blisko dziewięć kilogramów owsa i siana dziennie. Można więc sobie wyobrazić, jakie ilości końskich odchodów zalegały na ulicach. Do tego trzeba dodać pozostałe konie pociągowe oraz wierzchowce, jak również osiołki i kucyki ciągnące wózki straganiarskie oraz stada bydła i owiec pędzonych ulicami.”

To dopiero początek panoramy problemów miasta z milionami ludzi i zwierząt, którym nie była jeszcze dana nowoczesna kanalizacja, możliwość kremacji zwłok, filtry na smog węglowy, szybka komunikacja wyprowadzająca źródło niezbędnego pożywienia roślinnego i zwierzęcego poza miasta. Londyn był prekursorem wielu nowoczesnych rozwiązań urbanistyczno-administracyjnych, o czym niżej, jednak wciąż nie nadążał chociażby za lawiną przyrostu naturalnego. Narodziny nowego obywatela zawsze oznaczały, że nastąpi i jego pogrzeb, co generowało kolejne komplikacje, o których w 1842 zeznawał grabarz z cmentarza w Soho (str. 233):

„(…) gdy przywożono tam nowe zwłoki, stare wykopywano z ziemi, trumny rąbano na opał, a szczątki, jeśli się jeszcze nie rozłożyły, rozkawałkowywano szpadlami. Stare kości zrzucano na stos w kątach cmentarza lub palono, a czasami odsprzedawano z reguły klientom poszukującym materiałów zwierzęcych na nawóz, a gwoździe i tabliczki sklepom ze starzyzną.”

Choć opisany proceder był karalny, to stanowił publiczną tajemnicę i wynikał ze zmowy przedsiębiorców zarabiających na pochówku na niewielkim, choć pozornie pojemnym, terenie. Londyńczycy chodzili na stercie kości, wdychali fetor, walczyli z upałami, dymem, cholerą i umierającą organicznie Tamizą.

Mimo że książka nie jest wyłącznie opisem apokalipsy, bo jednak coś przyciągało nowych obywateli z prowincji, to pokazuje miasto wymagające od mieszkańców samowystarczalności; pod wieloma względami było bezwzględne w egzekwowaniu konsekwencji dużego zagęszczenia ludzkiego stylu życia. Flnders w podtekście stara się pokazać, że Londyn był w pewnym sensie ogromną wioską, gdzie zdecydowana większość mieszkańców została zmuszona do przyswajania rozległej wiedzy o intymności sąsiadów. W jakimś sensie taki obraz stanowi zaprzeczenie współczesnych miast pełnych anonimowości oferującej ułudę bezpieczeństwa. Usługi były relatywnie tańsze (ubogim robotnikom opłacało się wypić kawę zakupioną na ulicy), ludzie bardzo operatywni (nic się nie marnowało). Coś za coś.

Wiele nowatorskich potrzeb przemian musiało wprost dotknąć parlamentarzystów, jak w pamiętnym czerwcu 1857, gdy uciekli z budynków rządowych dusząc się i mdlejąc w oparach ‘bezkanalizacyjnego powietrza’, by inwestycje materializowały się polepszając byt biedoty. Powszechne szczepienia, oświetlanie ulic, profesjonalizacja straży pożarnej, instalacje wodne , metro, dobrze zarządzane plany robót miejskich czyniły z miasta nowoczesny projekt urbanistyczny. Początki ruchu lewostronnego, pierwsze inscenizacje świetlne, reklamy na budynkach - wszystko to zapowiadało modernizm. Na poziomie jednostek, które w licznych przywołanych przykładach literackich i udokumentowanych bardziej formalnie wprost (od akt sądowych przez prasę po pamiętniki) wracają jakby z zaświatów niemal żywe, była zwykła codzienność w mikroskali. Kucharki, kanceliści, sieroty, mieszkańcy półotwartych więzień dla przestępców za długi, kwiaciarki, mleczarze czy kobiety upadłe i ich klienci. Dla nich wszystkich, skoro nie zarabiali tysięcy funtów, było życie zdeterminowane przychodami, trochę jak ówczesny obieg gazet. Można było je dostać do porannej kawy, można było przeczytać w kawiarni, a nawet dało się wypożyczyć kolejnego dnia! Świat tak nie pędził, a fakt czy plotka sprzed kilku dni wciąż rezonowała w umysłach. Sposób interakcji z ofertą publicznych dóbr zależał, jak zawsze, od zawartości portfela. Nieco bardziej wysublimowany niż dziś był sposób zapełniania brzucha i poszukiwania atrakcji cielesno-duchowych. Do usług publicznych (otwarte parki, lodowiska) władze musiały ‘dorastać’. Sam Dickens opisywał Londyn, jako miasto wielowarstwowe, piękne i przerażające. W podobnych kolorach nakreśla je ostatecznie autorka książki. Nie wiem, czy coś się zmieniło zasadniczego, przez te niemal dwa wieki, w strukturze egzystencjalnych niepokojów ludzi związanych z wielkimi skupiskami własnego bytowania. Pisarz podsumowywał swoje miasto chociażby tak (str. 433):

„ (..) jakże niewiele uwagi, dobrej, złej czy obojętnej, może zwracać na siebie człowiek, żyjąc i umierając w Londynie […] jego egzystencja […] nie wzbudza zainteresowania u nikogo poza nim samym; nie można powiedzieć, że zostaje zapomniany po śmierci, gdyż nikt o nim nie pamiętał, nawet gdy jeszcze żył.”

Garść minusów. Ostateczna nota byłaby wyższa, gdyby nie kilka moich niespełnionych oczekiwań. Zabrakło ogólnego formalnego podsumowania urbanizacji, struktury społecznej miasta. Takie dopełniające suche fakty liczbowe o dynamice przyrostu naturalnego czy grupach klasowych, ustanawiałoby zobiektywizowany kontekst dla szczegółowych rozważań opisu codzienności. Nie chodzi o powielanie rocznika statystycznego, ale o jakiś kilkustronicowy dodatek. Może do tego przydałyby się pewne informacje o strukturze władz miejskich. Trzy mapki i kilka zdań o brytyjskim systemie monetarnym to jednak za mało. Finalny obraz wydał mi się do tego zdumiewająco niezależny od imperialnego dziedzictwa. Echa importu towarów kolonialnych czy etnicznej obecności innych kultur właściwie nie istnieją w opowieści autorki.

„Życie codzienne w Londynie Dickensa” to jakby konsekwencja archeologicznego procesu zdejmowania kolejnych warstw ze skał osadowych. W tym przypadku to rekonstrukcja brukowanych ulic, rynsztoków, zgiełku i emocji na stan sprzed kilku pokoleń. Dopowiadając i korygując powieściowe licentia poetica (Fagin za przestępstwa trafiłby do australijskiej kolonii, a nie na szafot), pomaga nam wypełnić historyczność miasta nad Tamizą trochę wierniejszą treścią.

BARDZO DOBRE – 8/10

Moja ocena:

Data przeczytania: 2024-02-06
× 16 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Życie codzienne w Londynie Dickensa
Życie codzienne w Londynie Dickensa
Judith Flanders
8/10
Seria: Życie codzienne

Publikacja pokazująca XIX-wieczną metropolię w okresie, kiedy jej ulicami spacerował Charles Dickens – uważny obserwator codzienności, którą skrupulatnie, ale z dystansem i humorem opisywał w swych p...

Komentarze
@Vernau
@Vernau · 3 miesiące temu
Znakomita recenzja 😊Dobrze widać, jaki ludzkość poczyniła ogromna postęp w ciągu ostatnich stu lat, choć nie na całym świecie. Z jednej strony obraz ówczesnej rzeczywistości, a czasy dzisiejsze - w medycynie rezonans, komputery i ... wielofunkcyjne toalety w Japonii.
× 5
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · 3 miesiące temu
Dzięki.
Niewątpliwie - sanitarnie lepiej żyć teraz.
150 lat temu wszyscy ludzie mieli mniejsze oczekiwania, mniejszą wyobraźnię (np. o tym, jak bardzo wygodnie można żyć z wanną ciepłej wody, piany i z kaczuszką do zabawy).
Były bomby biologiczne, teraz też są. Do tego mamy ukrywanie chemikaliów, wody gruntowe skażone, itd.
Ostatecznie, za Pinkerem, wybieram TERAZ.
× 5
@almos
@almos · 3 miesiące temu
Świetna recenzja, może kiedyś powstanie (a może już jest) analogiczna książka o Warszawie czasów Prusa. Notabene, Warszawa w 'Lalce' nie wygląda tak okropnie jak Londyn w tej książce.
× 5
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · 3 miesiące temu
Dzięki.
Też mi od razu przyszła na myśl analogia - jak Warszawa Wokulskiego wyglądała w porównaniu z Londynem?
Sam PIW dla Warszawy ma niestety życie codzienne za Wazów, więc to nie to (widać że bardziej Sienkiewicz jest eksploatowany niż Prus).
Doszedłem do wniosku, że skoro w Londynie było ok. 1850 jeszcze kiepsko z komfortem życia, to jak musiało być gdzieś indziej! Zapewne można by pomyśleć o Paryżu i kilku innych molochach.
Sprawdziłem, że w poł. XIX wieku Londyn to ok. 2,5 miliona ludzi, Warszawa - jakieś 160 tysięcy. To robi różnicę w skali problemów sanitarno-społeczno-bytowych. Małe miasto, małe kłopoty i niska determinacja w pracy nad polepszeniem bytowania. Choć to nie jest takie proste.
Ostatecznie nie wiem, gdzie chciałbym mieszkać w 1850 roku. "Lalka" to 1878. Jednak chyba wolałbym mieszkać wtedy w Londynie, bo to już po wielkich przemianach tego miasta, gdzie sporo udogodnień stało się normą.


× 6
Życie codzienne w Londynie Dickensa
Życie codzienne w Londynie Dickensa
Judith Flanders
8/10
Seria: Życie codzienne
Publikacja pokazująca XIX-wieczną metropolię w okresie, kiedy jej ulicami spacerował Charles Dickens – uważny obserwator codzienności, którą skrupulatnie, ale z dystansem i humorem opisywał w swych p...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Carmel-by-the-Sea

Czarne dziury. Klucz do zrozumienia Wszechświata
„(…) chwila bez jutra (…)”(*)

W zasadzie nie mamy wyboru interesując się czarnymi dziurami, szczególnie jeśli szukamy najgłębszych fundamentów realności. Einstein rozumiał, że jego teoria dopuszcza r...

Recenzja książki Czarne dziury. Klucz do zrozumienia Wszechświata
Krótka historia prawie wszystkiego
Poniekąd wspaniała opowieść o nauce

Kultowa w kręgach popularnonaukowych książka, która doczekała się świetnych ocen mnóstwa czytelników, to ciekawe wyzwanie do zbudowania własnej oceny. Nie chodzi silenie...

Recenzja książki Krótka historia prawie wszystkiego

Nowe recenzje

Chłopak z sąsiedztwa
Patrz sercem nie oczami
@kd.mybooknow:

„Żadne dziecko ani żadna kobieta nie powinna przechodzić przez to, przez co my przechodziliśmy . Nikt nie powinien żyć...

Recenzja książki Chłopak z sąsiedztwa
100 dni bez słońca
Historia Tessy jest jedną z tych, obok której n...
@xbooklikex:

"- O rany - odzywa się. - Należysz do tego rodzaju ludzi? - To znaczy jakiego rodzaju? - pytam z uśmiechem. - Ludzi, kt...

Recenzja książki 100 dni bez słońca
Czas Adeptów
Nick i jego czas w MAOS
@maitiri_boo...:

„Sieć. Czas Adeptów” to powieść, która wciąga od pierwszej strony i nie pozwala oderwać się od lektury nawet na chwilę....

Recenzja książki Czas Adeptów
© 2007 - 2024 nakanapie.pl