Człowiek jest istotą społeczną. Potrzebujemy innych ludzi, żeby się wygadać, przytulić, pośmiać, wspierać i do wielu innych rzeczy. Do czego jeszcze wymienia Benjamin Zephaniah w poemacie dla dzieci „Ludzie dla ludzi”.
Mam mieszane uczucia na temat tego utworu. Można nazwać to ironią losu, kiedy introwertykowi mówi się, że potrzebuje ludzi. Od razu załącza mi się mowa o jakości tych relacji, jednak pukam się w głowę i mówię sobie: „Kobito, nie komplikuj sprawy”. Mamy do czynienia z książką dla dzieci, która ma mieć prosty przekaz – dla zdrowego rozwoju potrzebujemy rodziny, przyjaciół, ludzi. Szczegóły można doprecyzować dyskusji lub sięgnąć po inne książki – na pewno znajdziecie coś co was zadowoli.
Porzuciłam więc swoje introwertyczne podejście do ludzi i postawiłam sobie inne pytanie: „Czy publikacja ta może spodobać się dzieciom?” Zacznijmy od wersji wizualnej [wyd. Świetlik 2023]. Jest obłędna. Ilustracje są przebogate. Mnóstwo na nich postaci, które robią wspólnie czasami wyjątkowe, a czasami prozaiczne rzeczy. Emanuje z nich radość, zadowolenie. Mój roczny synek nie mógł się oderwać od książki. Po swojemu wypytywał się, co robią kolejne osoby.
Teraz czas na sam wiersz. Niczym mnie nie zachwycił, a właściwie wydał mi się nudny. Poemat nie opowiada, żadnej historii, a na to zwraca uwagę moja pięcioletnia córka. Rymy też „szału nie robią”. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy też taki jest sposób wyrazu Bejamina Zephaniaha, ale odniosłam wrażenie, że dostałam zbiór wytycznych, myśli zakończonych tę samą frazą. Szczerze to czułam się, jakby ktoś chciał mi wbić ją do głowy, a moje introwertyczne usposobienie mocno się buntowało.
Z przesłaniem zawartym w publikacji „Ludzie dla ludzi” Benjamina Zephaniaha trudno polemizować, chociaż moja filozofia życiowa „krzyczy”, żeby je doprecyzować. Moim dzieciom chcę pokazać, ze potrzebują ludzi, ale nie za wszelka cenę. Mają pamiętać o jakości tych relacji, żeby ich nie zniszczyły. Sam poemat też nas nie zachwycił. Lubimy i szukamy fabularyzowanych publikacji, a ta jest raczej zbiorem myśli. Przypadły nam natomiast do gustu ilustracje, a szczególnie najmłodszemu członkowi rodziny. Kolorowe, bogate, wesołe. Trochę żałuje, że książka nie jest „kartonówką”, bo małe rączki rocznego chłopca szybko pogniotą kartki.