Kocham podróżować. Stawianie nogi na nieznanym i szukanie czegoś, czego nie widział jeszcze nikt to mój żywioł. Pomimo, iż inspiracji podróżniczych mam wiele, poczynając od znanych podróżników po niektórych przyjaciół to Martyna Wojciechowska zawsze znajdowała sie gdzieś tam na czele tej listy. Od dawna starałem się śledzić jej odważne poczynania ale dopiero po długim czasie sięgnąłem po książkę.
Sobota wieczór. Dzień nie układał mi się najlepiej. Wszystko waliło się i było zupelnie odwrotnie niż miałem zaplanowane. Nie lubie tego. Jedynym przyjemnym wydarzeniem tego nieszczęsnego dnia była bateria od telefonu, która podczas pobytu na mieście wreszcie padła i miałem spokój. Biegnąc na autobus poprzez jedną z galerii handlowych wstąpiłem do sklepu i postanowiłem coś upolowac na zapowiadający się depresyjnie wieczór. Ciągnie mnie zawsze na regał podróżniczy, jest tam tyle kolorowych przewodników i albumów z tak niesamowitych miejsc że mógłbym tam siedziec godzinami. Zobaczyłem Książki Martyny i przypomniała mi się recenzja "Horyzontu" którą przeczytałem dzień wcześniej u znajomej (pozdrawiam Aneta!). Na pierwszy rzut oka wydawała się intrygująca. Ponadto są obrazki z podróży. Ja lubię obrazki! Biorę.
Książka opowiada o wyprawie Martyny Wojciechowskiej i jej teamu na szczyt Mount Everest. Pokazuje jak silna wola, cierpliwość i upór mogą pokonać przeciwności ludzkiego losu. W książce Martyna jawi się jako osoba o bardzo silnym charakterze, jest zawzięta i waleczna. Tracąc przyjaciela w wypadku i lądując w szpitalu z połamanym kręgosłupem nie poddaje się, nie szuka winnych i nie użala sie nad sobą. Będąc w sytuacji, w której wiele osób mogłoby zwątpić w siebie ona postanawia.. przesunąć sobie horyzont. "Nie możesz mysleć tylko o tym, że następnego dnia trzeba wstać i ćwiczyć, żeby dojść do jakiejś tam formy. Musisz spojrzeć na tyle daleko, żeby odzyskanie sprawności było tylko nic nie znaczącym etapem, bo prawdziwy cel leży znacznie dalej. A w zasadzie - wyżej..."
Pokazuje kobiete jaką rzadko w dzisiejszym swiecie można spotkać na ulicy, bo jak pisze:
"Czasami zastanawiam się, dlaczego zamiast siedzieć w eleganckim spa wole sie szlajać, taplać w błocie, marznąć, znosic niewygody? Chyba to po prostu jest moja droga do szczęścia (...) jestem przekonana, że tylko w ekstremalnej sytuacji można poznać prawdę o sobie, dotknąć czegoś niebanalnego - potegi drzemiącej w każdym człowieku. Żeby jednak tak sie stalo, trzeba w tę potęgę uwierzyć własnie wtedy, kiedy jest sie na samym dnie. Kiedy wydaje sie, że to już koniec, że pomiędzy nami i naszymi marzeniami rozciąga się przepaść nie do przebycia."
Pozycja ta jest przystepnie napisana, a liczne zdjęcia nie pozwalają na oderwanie się ani na chwilę. Polecam każdemu sięgnięcie po tę książkę chociażby po to aby... zobaczyć zdjęcie na stronie 233! :)