Jaki powinien być wampir? , dla mnie jedyny i prawdziwy jest Dracula, Brama Stokera. Przypominał człowieka, oczywiście o ile nie zmieniał się w przerażającą bestię, roztaczał aurę niepokoju, uwodził gorącokrwiste niewiasty celem ich skonsumowania, ewentualnie przemienienia, spał w trumnie, był blady jak prześcieradło, nosił czarny płaszcz, świecił zakrwawionymi kłami i miał w nosie wszelkie zasady bo był ...potworem. W dawnych wierzeniach ludowych wampir to ożywiony trup, samo przez się piękny nie był, na szczęście bał się czosnku, kołka osinowego , uciekał przed krzyżem i chronił się przed Słońcem. Im bliżej współczesności tym wampiry stają się coraz bardziej powabniejsze, zdolniejsze, modne i co dziwne przyjaźnią się z ludźmi.
„Maskarada” to drugi tom przygód błękitnokrwistych, w porównaniu z pierwsza częścią wypada bladziutko. Króciutko, żeby za wiele nie zdradzić. Schuyler wraz z przyjacielem Oliverem wyrusza do Wenecji na poszukiwanie swojego dziadka. Dziewczyna potrzebuje pomocy i odpowiedzi na kilka trudnych pytań, wierz że tylko on jest wstanie wyjaśnić jej, kto morduje Nieśmiertelnych. W tym samym czasie na Manhattanie trwają przygotowania do wielkiego Balu Czterystu, imprezy zarezerwowanej tylko dla wampirów. Mimi Force planuje dodatkową atrakcję dla młodych błękitnokrwistych, organizuje bal maskowy. Będzie się działo. Ku uciesze snobistycznych panienek z Duchesne, w szkole pojawia się nowy chłopak Kingsley Martin. Oczywiście jest piękny jak model, zdolny, a do tego kpi sobie z zasad. Mimi pociąga swoboda chłopaka, jednak jej wielką miłością jest Jack, który zaczyna się od niej oddalać. Dziewczyna staje się chora z zazdrości, o wszystko obwinia Schuyler, postanawia zdyskredytować rywalkę.
Wydaje się, że w książce powinno dziać się wiele bo wątków, tropów i zagadek nie brakuje. Niestety „Maskarada” to porażka. To co w pierwszej części mnie lekko drażniło i śmieszyło, czyli opisy blichtru, strojów bohaterów, nadmierne epatowania markami, w tej przekroczyło wszelkie granice. Z racji tego, że w fabule pojawiają się przygotowania do wielkiego Balu, to non stop czytamy o tym czy Versace ma piękniejsze suknie od CC, a może to stroje Diora oraz Galliano wypadają najlepiej w świetle dziennikarskich fleszy. Nasi bohaterzy błyszczą, są nieziemsko modni, biorą udziały w sesjach dla magazynów mody, rywalizują między sobą o to kto jest popularniejszy, słodszy i kto ma lepsze ciuchy. Książka obfituje w przymiotniki takie jak ekskluzywny, lśniący, złocisty, wykwintny, szlachetny, oszałamiający. Mogłabym wymieniać bez końca te urokliwe słówka, które upodobała sobie autorka, ale mdli mnie. Rozumiem, że pisarce zależało na stworzeniu szpanerskiego klimatu, w którym obracają się „gwiazdki” z Duchnesne, ale coś się tutaj wymknęło spod kontroli.
Ubolewam nad tym, że Melissa De La Cruz nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej książce, bo możliwości były, jak choćby dodanie pikanterii i magi wydarzeniom w Wenecji, urozmaicenie balu maskowego, czy nawet rozbudowanie postaci tajemniczego chłopaka. W powieści nie znajdziemy napięcia i zagadkowości, spotykamy się za to z nudnymi dialogami i nieciekawymi postaciami. Autorka prześlizgała się po kluczowych wydarzeniach, lekko drgnęła akcja pod koniec książki, ale co z tego jak The End był bardzo blisko.
Szczerze żałuję, że „Maskarada” jest tak bardzo rozczarowująca, chociażby dlatego że podobał mi się klimat panujący w pierwszej części serii czyli w „Błękitnokrwistych”, ten świat VIP-ów, mimo że przesycony nadmiarem obrazów był ciekawie skonstruowany, a nowy wizerunek wampirów przypadł mi do gustu. Tej powieści nie pomogły nawet wstawki z „New York Heralda” z roku 1871, informujące o zaginięciu Maggie Stanford. Liczyłam na interesującą lekturę, a dostałam ramotę.
„Maskarada” wypada bardzo słabo, jest to czytadło mało pasjonujące, ot ratunek w razie nagłej potrzeby czytelniczej.
Tak jak w przypadku pierwszej części tak i tutaj muszę pochwalić opracowanie graficzne książki. Niesamowita okłada, ciekawa czcionka plus rysunek maski karnawałowej na każdej stronie czynią powieść atrakcyjna wizualnie. Cóż, jak się wypada blado z treścią to trzeba nadrobić wyglądem.