To niezwykle osobista historia pozbawiona patosu, wzniosłych słów i nostalgii właściwej Polakom. Autor, świadek zdarzeń, a jednocześnie narrator niezwykle szczerze, ale też niezwykle brutalnie relacjonuje wydarzenia, prowadząc swój prywatny dziennik umierania śmiertelnie chorego ojca. W jednej chwili cała rodzina znajduje się bowiem w patowej sytuacji. Nie dostają wsparcia, na jakie powinni liczyć rodziny w takich chwilach, a instytucje, które rzekomo niosą pomoc – zawodzą na całej linii.
"Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" wyraża niewyobrażalny gniew, frustrację, niemoc, rozpacz załamanego syna, ale też opiekuńczość, wyrozumiałość, smutek czy bezsilność wobec zaistniałej sytuacji. Dopiero sam koniec odkrywa prawdziwy powód napisania tej książki – niemy krzyk o legalizację eutanazji. A wszystko to spisane językiem spontanicznego wołania o pomoc, pozbawionym patosu i nazywającym rzeczy, stany i sytuacje po imieniu. Tu nie ma lukru.
Mimo tego całego smutku, ogromu cierpienia dla mnie ta historia jest też o bezmiarze miłości syna do ojca, bezgranicznej do tego stopnia, że aż niemożliwej do pokonania przez śmierć, o cierpliwości w każdej nawet najbardziej krytycznej sytuacji, o akceptacji wad, pogodzenia się z losem, wyrozumiałości, codzienności przeżywania jednocześnie życia oraz śmierci, opiekuńczości, ogromnej empatii i troski, mimo że znamy zakończenie naszego i bliskich ziemskiego bytu. Gdzieś równolegle toczy się również życie, zwykła codzienność, odbywają rutynowe rozmowy, czynności niecierpiące zwłoki. Jest odniesienie do pandemii, polityki, sztuki. Jednak głównym wątkiem wciąż pozostaje umieranie. To ono jest bohaterem, bezkształtnym, metafizycznym, bezgłośnym, jednocześnie błagalnym, ale przy tym tak cichym, że aż huczy mi w głowie.
Śmierć bliskich to ogromna strata, ale czasem ślepe trzymanie kogoś przy życiu jest zwykłym okrucieństwem. Nie potrafimy się zdobyć na akt miłosierdzia, jakby te cierpienie faktycznie miało nas uszlachetnić. W rzeczywistości niestety to tak nie wygląda… Chrześcijańskie wartości nijak się mają, gdy widzimy męczarnie, nieustający ból, który dotyka nie tylko chorego, ale też całą jego rodzinę. W obliczu codziennego, wymuszonego heroizmu stajemy się bezduszni, bezkompromisowi i tylko najbliżsi mogą zaświadczyć, z czym wiąże się te przeżywanie sztuki umierania. Tej prawdy nie pozna nikt. Powody są różne: nie chcemy jej znać, przepisy nie pozwalają jej poznać albo stajemy się na nią zupełnie obojętni, zachowując się niczym bezduszne instytucje, które jedynie potrafią rozłożyć ręce, ponieważ każdy taki śmiertelnie chory to jedynie przypadek. Obrywa się wszystkim – politykom, kościołowi, służbie zdrowia. Nie ma litości dla nikogo. Nawet nie oszczędza czytelnika, serwując mu szczegóły z najgorszych chwil ojca.
W konsekwencji rodzina staje się osamotniona w swoim cierpieniu, a każda próba heroizowania śmierci, gloryfikacji i tłumaczeniu, że to wszystko jest „po coś” ostatecznie staje się bezsensownym aktem usankcjonowania głęboko zakorzenionych i od wieków wpajanych nam wartości. Czym bowiem zawinił człowiek, że opatrzność skazuje go na takie męki? W imię czego? Czy przypadkiem właśnie eutanazja nie byłaby większym aktem miłosierdzia oraz zgodą na godną, szybką śmierć, zamiast biernego czekania i biernego przyglądania się z boku? Do tego jednak dochodzi coś jeszcze – wyrzuty sumienia. Co bowiem zrobimy, jak nic nie zrobimy, ale jak już coś zrobimy, to czy przypadkiem nie staniemy się mordercami? Jedno jest pewne. Każdy ma prawo do wyboru swojej własnej drogi. Nie ma tu mowy o zabawę w Boga, choć pewnie przeciwnicy tak o tym mówią.
Ta historia uwrażliwia nas – osoby, którego tego nie przeżyły – na dobroć, współczucie oraz zachowanie ludzkiej wrażliwości na cierpienie, któremu nie można zapobiec, którego nie można wyleczyć, któremu nie można podołać. Tutaj żadne przepisy, regulacje nie mają zastosowania, ponieważ nie o prawo pisane tu chodzi. Gdyby tylko je brać pod uwagę, to wszechobecny brak empatii, stereotypy oraz powierzchowność, z jaką traktuje się osoby skazane na cierpienie, to takie prawo miałoby uzasadnienie. Prawo bowiem, konstytucja, ustawy nie mają przecież uczucia, są zimne i zerojedynkowe. Paragrafy nie podlegają dyskusji.
Jedyną odskocznią wydają się rozmowy z czołowymi twórcami literatury będące przerywnikiem od życia codziennego. Te przeplatanie prozatorsko-dramatyczne idealnie ukazuje wewnętrzne rozdarcie autora między dwoma światami, ale też między tym, co chciałby zrobić, ale jednak coś mu nie pozwala. Te dialogi odkrywają, czym tak naprawdę jest człowiek, jak ewoluuje. Wnikają w ludzką świadomość.
Śmiertelna choroba, która dotknęła ojca w niczym nie przypomina mistycznych, romantycznych doznań, religijnych uniesień czy poezji sławiącej cierpienie. Nie znajdziemy tu też szczerego wyznania wiary wobec nadchodzącego końca, ponieważ sam autor deklaruje się jako ateista. Zamiast tego przeczytamy o przyprawiających o mdłości wymiocinach, problemach jelitowych, odczłowieczeniu i o tym, jak pełny werwy mężczyzna na oczach rodziny staje się wrakiem. Dowiemy się, jak wielki jest strach przed śmiercią w samotności między kolejnymi dawkami morfiny. Poznamy zwykłego obywatela pragnącego za wszelką cenę ulżyć ojcu i skrócić jego gasnące życie, gdy ten prosi wprost o "przewinięcie taśmy" a ostatecznie o eutanazję.
To jest opowieść o umieraniu. Szczera, intymna do granic, groteskowa, brutalna, smutna i okropnie śmieszna. To dziennik umierania ojca, nie książka wspomnieniowa. To historia o rodzinie w sytuacji gr...
To jest opowieść o umieraniu. Szczera, intymna do granic, groteskowa, brutalna, smutna i okropnie śmieszna. To dziennik umierania ojca, nie książka wspomnieniowa. To historia o rodzinie w sytuacji gr...
Przyznam, że przeczytać książkę Pakuły chciałem już od dawna. Nie interesowało mnie to, o czym jest. Przyciągał mnie głównie tytuł, przyznaję się bez bicia. Natknąłem się na nią, bo biblioteka w moim...
@snaky_reads
Pozostałe recenzje @sylwiacegiela
„Listy do przeszłości” – poruszająca podróż przez miłość, przebaczenie i dziecięce traumy
„Urodziłam się, by żyć” to druga część autobiograficznej opowieści, dzięki której autorka mogła z pełną wnikliwością zajrzeć w głąb siebie i jeszcze raz przeanalizować w...
"W stronę serca" – literacka podróż ku prawdziwym emocjom
"W stronę serca" Luizy Włoch to autobiograficzna opowieść o miłości i różnej jej obliczach napisana z perspektywy przebytych doświadczeń. Kobieta na swojej drodze spotyk...