Siedemnaścioro nastolatków. Elektryczne dzieci. Wśród nich Michael Vey, chłopak, który na co dzień zmaga się ze swą tajemniczą i niewiadomego pochodzenia przypadłością oraz cierpi na zespół Tourette'a. W bardzo dużym skrócie o tym opowiada najnowsza powieść Richarda Paula Evansa, pierwsza w jego dorobku literackim książka dla młodzieży.
Michael Vey to postać przedstawiająca jeden z szablonów amerykańskich nastolatków: drobny, cichy, poniżany i bity przez osiłków ze szkoły, samotnik, ma jednego przyjaciela, z którym spędza większość swojego czasu, nie ma problemów z nauką... Dla wielu osób totalnie nieciekawa. Jak już wcześniej wspomniałam posiada bardzo dziwną i jednocześnie wyjątkową przypadłość: ma w sobie prąd elektryczny. Można powiedzieć, że jest chodzącą naładowaną baterią, która w każdej chwili może porazić prądem, a nawet uśmiercić. O jego wyjątkowych zdolnościach wiedzą jedynie jego mama i najlepszy przyjaciel Ostin, bardzo inteligentny chłopiec, uwielbiający dokonywać różnego rodzaju eksperymentów na Michaelu.
Oprócz tego cierpi na zespół Tourette'a (podobnie jak autor powieści i jego syn), który objawia się nietypowymi tikami twarzy w stresujących sytuacjach.
Michael prowadzi dosyć spokojne życie w Idaho, gdzie przed laty sprowadził się z Kalifornii. Nie jest popularny, wręcz przeciwnie, nikomu nawet przez myśl nie przeszedł pomysł, iż mógłby być kimś wyjątkowym.
Aż do pewnego dnia, gdy jego najbliżsi zostają porwani, a Michael musi ich uratować. Trafia do Akademii Elgen, gdzie poznaje kilkoro nastolatków, bardzo do niego podobnych pod względem "mocy", ale odmiennych mentalnie. Chłopak zrobi wszystko by uratować matkę, przy okazji poznaje prawdę o swoim pochodzeniu, która przewróci jego życie do góry nogami.
"Diabeł powie tysiąc prawd, żeby przemycić jedno kłamstwo."
Michael jest bardzo związany z matką, dlatego jej zniknięcie sprawia, że osuwa mu się grunt pod nogami. Nigdy by nie pomyślał, że coś takiego może przytrafić się właśnie jemu. Nagle znajduje się w centrum zainteresowania, a to ogromna zmiana, ponieważ do tej pory byli wspólnie z Ostinem outsiderami. To bardzo dzielny chłopak, zdolny poświęcić siebie w imię dobra najbliższych. Nie zgadza się z okrutnym zachowaniem mieszkańców Akademii Elgen, a to co przeżywa w tytułowej celi 25 przyprawia o dreszcze. Nie będę Wam zdradzać, co się w niej działo, bo to trzeba przeczytać samemu.
Niezaprzeczalnie moją ulubioną postacią jest Ostin, którego uwielbiam! Niezwykle zabawny, trochę fajtłapowaty, gruby i bardzo inteligentny chłopak, który dla swego przyjaciela poświęca wszystko. Można rozpoznać go po tym, że nieustannie coś jadł, jedno z jego ulubionych powiedzeń to: "Nie obchodzi mnie, jak się nazywasz, o ile jeszcze jest coś do zjedzenia." Przez to, że większość czasu spędzał z Michaelem w szkole lub w domu, nie umiał zbytnio zachować się w towarzystwie nowych znajomych przez co często popełniał rozmaite faux pas.
" - Moja mama zrobiła na śniadanie płatki owsiane.
- Płatki owsiane?
- To kara. Serio... chłopie, smakują jak klej do tapet. Myślę, że karmią nimi więźniów syberyjskich gułagów."
Panu Evansowi należy się także wielka pochwała za to, że powieść ta nie jest tylko historią fantastyczną, ktoś mógłby powiedzieć science-fiction. Na pierwszy plan wybijają się nieziemskie moce bohaterów, ale zaraz za nim stoją różne zachowania czy problemy społeczne istniejące we współczesnym świecie. Mam tu na myśli historie nastolatków znęcających się nad Michaelem i innymi słabszymi uczniami. Pochodzili oni z patologicznych rodzin, nie mieli na tym świecie praktycznie nikogo i to właśnie dlatego byli tym, kim się stali. Nie chcę tu oczywiście tłumaczyć ich zachowania, bo wiadomo, że mogli obrać całkowicie inną drogę życiową. Autor pokazał jednak, że bardzo często jest tak, iż człowiek staje się zły przez środowisko, w którym się wychowuje czy przez jakieś traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa.
Michael Vey Więzień celi 25 to typowa książka dla młodzieży: bardzo lekka, przyjemna, napisana prostym i przyjaznym językiem. Nie brak tu humoru, jak i zarówno chwil pełnych napięcia i dreszczyku. Nie jest to może przykład literatury wysokich lotów, ale mnie bardzo się spodobała, myślę, że jest godną uwagi pozycją.