Czasem, nie tylko zresztą w sporcie - pojawia się siła, której niestraszna jest żadna technika. I systematycznie, bywa - beznamiętnie, niszczy wszystko, co stanie jej na drodze do wytyczonego celu. Tak właśnie swego czasu Mike Tyson traktował swoich ringowych rywali - niczym przeszkody dzielące go od wymarzonego trofeum, czyli pasa bokserskiego mistrza wszechwag...
Historia Tysona to dobry przykład na to, że prawdziwa wielkość nierzadko rodzi się w bólach. Bo dzieciństwo i młodość miał niespecjalnie udane. Boks, który wprowadził go do innego, lepszego świata - też w pewnym momencie dał mu bolesnego pstryczka w nos (Mike odpadł w kwalifikacjach olimpijskich). Ale koniec końców Tyson został najmłodszym w historii czempionem wagi ciężkiej i wydawało się, że długo pozostanie na samym szczycie zawodowego sportu ...
Z różnych przyczyn tak się jednak nie stało, i o tym m. in.opowiada ta książka. Oraz, oczywiście o samym Mike'u, i jego dosyć burzliwych "przepychankach" z życiem...
A także największych ringowych rywalach. Nie mogło więc zabraknąć Evandera Holyfielda. Niewiele brakowało, by ten jednak w ogóle nie został pięściarzem. Jako młody chłopak, po kilku treningach i boleśnie przegranych sparingach- Evander bowiem niespecjalnie chciał kontynuować swoją przygodę z boksem. Wtedy do akcji wkroczyła jego matka mówiąc, że i owszem, przymusu nie ma, ale...Nie wychowała syna na tzw." przegrywa", więc ma on wrócić na salę, pokazać swoim "pogromcom", że się ich nie boi ani nie unika, i dopiero wtedy będzie mógł zawiesić rękawice na kołku... Wkrótce okazało się, że Holyfield obdarzony jest sporym pięściarskim talentem, a w tzw.międzyczasie "objawiło się" też jego - dziś już sławetne - wielkie serducho wojownika. Nic więc dziwnego, że walcząc w tym samym okresie- prędzej czy później Holyfield musiał spotkać na swej drodze Tysona...
Obydwaj walczyli też z Lennoxem Lewisem. Ten Brytyjczyk - wielkie i silne chłopisko, był swego czasu najbardziej unikanym "ciężkim" w zawodowym boksie. W sumie nic dziwnego, bo oprócz świetnych warunków fizycznych - sztukę walki na pięści opanował w stopniu co najmniej bardzo dobrym. I choć czasem jego trener narzekał, że Lewis w ringu bardziej przypomina szachistę, niż wojownika- to ten spektakularnymi nokautami efektownie odprawiał kolejnych rywali. W tym, niestety, i naszego Andrzeja Gołotę...
Oprócz opisów legendarnych już dziś wyczynów w/w mistrzów - w książce znajdziemy też sporo "pozaringowych" opowieści. I czasem, dla niektórych pewnie trochę niespodziewanie, okaże się, że nawet najwspanialsi sportowcy to jednak przede wszystkim też...ludzie. Zaś kiedy schodzą z jasno oświetlonych aren - nierzadko zmagają się z podobnymi problemami, co uwielbiający ich fani. A bycie świetnym sportowcem nie zawsze jest równoznaczne z byciem godnym naśladowania człowiekiem...