Stefan Chwin urodził się w 1946 roku w Gdańsku i jest jednym z najbardziej znanych gdańskich powieściopisarzy. Jest również krytykiem literackim, eseistą, historykiem literatury a także grafikiem.
Jest absolwentem Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Gdyni-Orłowie oraz Uniwersytetu Gdańskiego. Jako naukowiec zajmuje się romantyzmem i romantycznymi inspiracjami w literaturze nowoczesnej. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim na wydziale Filologii Polskiej.
Pisze również beletrystykę pod pseudonimem Max Lars i pod tym nazwiskiem zadebiutował dwoma powieściami fantastyczno-przygodowymi dla młodzieży: Ludzie-skorpiony i Człowiek-Litera. Również w tym czasie ukazał się jego autobiograficzny esej Krótka historia pewnego żartu, w którym autor dokonał osobistego rozrachunku z historią Gdańska z lat pięćdziesiątych XX wieku.
Ostatnio został on laureatem Jana Heweliusza doceniony za wkład w rozwój współczesnej literatury i kultury, oraz za wybitne osiągnięcia w dziedzinie literaturoznawstwa i badań nad polską i europejską kulturą XIX i XX wieku.
Dolina radości to powieść… nie wiem czy mogę jednoznacznie określić ją, ponieważ w moim mniemaniu jest to powieść, obyczajowa i historyczna jednocześnie. Chociaż jak dla powieści obyczajowej nie występuje w niej charakterystyczna narracja auktorialna w trzeciej osobie, tylko narratorem jest osoba opowiadająca trzeciej osobie o losach drugiej osoby. Coś w rodzaju wspomnień.
Głównym bohaterem tej lektury jest Eryk, sierota zaadoptowana przez radcę Stamelmanna i jego żonę. Po śmierci przybranych rodziców młody Eryk postanawia zostać mimem i przybrać postać Kaspara Hausera – legendarnej znajdy. Pozostając bez dachu nad głową i pozycji, jaką zapewnili mu bogaci rodzice, kiedy jeszcze żyli, ukrywając za życia swoje bankructwo, chłopak musi sobie jakoś radzić. Pewnego dnia stając w obronie dziewczyny, która tak jak on przybrała postać mima, rani nożem syna burmistrza, za co zostaje aresztowany. Dzięki pomocy dziewczyny udaje mu się jednak uciec z komisariatu i od tej pory ścigany listem gończym musi ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości.
Losy Eryka przeplatają się z wydarzeniami historycznymi od lat trzydziestych ubiegłego wieku do lat powojennych, rzucając młodego mężczyznę w różne miejsca na ziemi począwszy od Niemiec, Austrię, wolne miasto Gdańsk po Rosję. Eryka można nazwać dzieckiem szczęścia, bo dzięki swoim zdolnościom i umiejętnościom wykonywania specyficznych makijaży i kamuflaży, udaje mu się wyjść cało prawie z każdej opresji. W czasie swojego życia znajduje się w wielu miejscach, z których niejeden nie wyszedł żywy, i tak między innymi udaje mu się uciec z oblężonej przez Niemców Poczty Polskiej w Gdańsku, opuścić cało i zdrowo obóz koncentracyjny w Auswitz, pobyt w kampanii karnej wysłanej na front wschodni i niewolę sowiecką.
Fabuła książki podzielona jest na rozdziały, w których albo Eryk opowiada komuś o swoich losach, albo robi to komisarz Kluge opowiadając o młodym uciekinierze pułkownikowi Hartmanowi. Powieść napisana jest w formie monologów, które przeplatane są słowami, i charakterystycznie pisane przez autora, nie są oddzielane myślnikiem tylko cudzysłowem.
Autor zabiera czytelnika do przedwojennego Monachium, wolnego miasta Gdańska, Berlina czy Moskwy, zmysłowo wplatając w tekst fakty i wątki historyczne oraz wydarzenia, które wstrząsnęły światem i odcisnęły się w pamięci wielu ludzi.
Książka jest chwilami humorystyczna, chwilami tragiczna, chwilami przypomina thriller, a niektóre jej wątki wzruszają do łez. To sposób pisania Stefana Chwina, bardzo specyficzny i niepowtarzalny. W tej jednej powieści czytelnik znajdzie wątek kryminalny, miłosny, historyczny i psychologiczny.
Skromna, ale bardzo ciekawie przygotowana okładka sugeruje, że za nią kryje się coś tajemniczego, i tak jest. W każdej powieści tego autora znajdziemy coś, co zadziwia. Muszę jednak przyznać, że mimo, iż od książki nie potrafiłam się oderwać, nie zaciekawiła mnie tak jak dwie wcześniejsze lektury tego autora. Jak dla mnie jest w niej zbyt wiele fantazji. W przypadku niesamowitych losów Eryka Stamelmanna, autor chyba trochę zbyt daleko „pogalopował” z niesamowitą fikcją.
Polecam tę książkę, jak i inne dzieła tego pisarza, bo wiem, że warto przeczytać. Przy lekturach Stefana Chwina czytelnik się wycisza, dzięki obrazowym opisom, jakie wplata autor w treść. Czasami po prostu widzi się przed oczami to, o czym pisze tak dokładnie, jakby patrzyło się na piękny obraz.