Mając serdecznie dość przesłodzonych powieści z idealnymi wampirami w tle postanowiłam wybrać się na poszukiwanie czegoś odmiennego niż powieści pisane w stylu „Zmierzchu”. Przemierzając magiczną krainę literatury zwaną potocznie Empikiem przystanęłam przy półce z fantastyką i przeglądając brzegi książek natknęłam się na „Mroczny sekret”. Wyciągnęłam egzemplarz i moim oczom ukazała się piękna okładka. Spodobała mi się tak bardzo, że nawet nie czytając opisu postanowiłam książkę kupić.
Główną bohaterką jest szesnastoletnia Gemma Doyle, która nie zachwyciła mnie swoją powierzchownością. Doprawdy, czy wszystkie główne bohaterki takich powieści muszą być rudowłose i zielonookie? Jakby nie było innego typu urody niż blada, piegowata skłonna do buntu nastolatka. Szkoda, że autorzy uznają tylko rude brzydule (rzadko są to ślicznotki) i blond piękności o idealnej talii i cerze.
Po tajemniczej śmierci matki główna bohaterka zostaje wysłana na angielską pensję, aby tam kształcić się i uczyć dobrych manier, by stać się doskonałą żoną bogatego pana z towarzystwa. Oczywiście, jak przystało na Anglię w tamtych czasach szkoła okazuje się mrocznym, olbrzymim gmaszyskiem rodem z cyklu o Harrym Potterze, tyle, że w powieściach Rowling Hogwart pachnie magią, a Akademia Spence? Tu czuć tylko zapach dymu z nadpalonego piętra i prostą do rozwikłania tajemnicę, która jest podana niczym danie na srebrnej tacy. Owo danie to pamiętnik dawnej uczennicy szkoły, który wyjaśnia ową tajemnicę. Rozczarowujące i jednocześnie męczące jest to, że dziewczęta, chociaż tak bardzo zaintrygowane opowieścią rozłożyły czytanie historii Mary na raty w skutek, czego, gdy poznają całą opowieść jest już za późno na jakiekolwiek działanie.
Przyjaciółkami panny Doyle stają się dwie, najwredniejsze i wpływowe panienki: Pippa i Felicity oraz brzydka, nieśmiała stypendystka Ann, z którą główna bohaterka dzieli pokój. Szału nie ma, ale zaskoczona jestem zróżnicowanymi, barwnymi charakterami całej czwórki i ich relacjami, które zmieniają się szybciej niż pogoda w Tatrach. Szkoda tylko, że Gemma nie jest już tak prawdziwa jak nieśmiała Ann, romantyczna Pippa, czy porywcza Felicity. Główna bohaterka ma zadatki na ideał – jest dzielna, bystra i ‘samodzielnie myśląca’. Pomimo tych idealnych cech Gemma posiada tak rzadko spotykany u nastoletnich bohaterek dystans do samej siebie i urocze, ironiczne poczucie humoru, za co można ją polubić. Rzecz jasna, żadna powieść fantasy dla nastolatek nie może obejść się bez przystojnego rycerza. W „Mrocznym sekrecie” w tę rolę wciela się Kartik, siedemnastoletni opiekun naszej rudej buntowniczki, a także członek tajemniczej organizacji zwanej Zakonem (czyżby panią Bray zainspirował Zakon Feniksa?). I tutaj nasuwa się pytanie: dlaczego owa organizacja na niebezpieczną misję za ocean wysyła siedemnastoletniego chłopaka? Czyżby nie było innych chętnych? Odpowiedź jest bardzo prosta: gdyby Zakon wysłał za Gemmą kogoś w średnim wieku, nasza bohaterka nie miałaby, do kogo wzdychać, a tak… mamy pięknego młodzieńca, niewiele od niej starszego, do którego może kochać się do szaleństwa ile wlezie.
Czy tak będzie? Na to pytanie zapewne odpowie drugi tom powieści trylogii „Magiczny krąg”.
Autorka przedstawiła czytelnikowi czasy wiktoriańskie i niby wszystko jest w porządku: dziewczęta noszą gorsety i uczą się dobrych manier, ale Gemma i jej przyjaciółki myślą zdecydowanie zbyt współcześnie jak na tamte czasy. I nie mam na myśli tego, że dziewczęta bez skrępowania rozmawiają o seksie, ale o siedzeniu po nocach w jaskini niedaleko szkoły i piciu whisky, którą swojego czasu ukradły pastorowi. Mimo tych wpadek Libba Bray pokazuje czytelnikowi odarty ze słodyczy i lukru świat poza Akademią Spence, w którym przeznaczeniem brzydkiej, ubogiej panny jest zostanie guwernantką, a przeznaczeniem jej pięknych koleżanek jest dobrze wyjść za mąż – podkreślam dobrze, a nie z miłości. Dziewczęta nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia, chyba, że magia i bunt czterech bohaterek zdziała tutaj jakiś cud.
Książka w niektórych sytuacjach może i jest nielogiczna, ale wcale nie wydaje się taka banalna jak może się wydawać po pierwszych rozdziałach. Książkę czyta się szybko i lekko, a język powieści i liczne opisy przeżyć i miejsc maluje w wyobraźni niesamowite obrazy tamtych czasów, przygód czwórki przyjaciółek i pozwala zapomnieć o szarej rzeczywistości za oknem. „Mroczny sekret” stroni od naiwności i ukazuje, że magia nie służy tylko po to, aby zdać poprawnie test z francuskiego czy wyczarować sobie pięknego, szlachetnego rycerza, potrafi być też śmiertelnie niebezpieczna. Bray pokazuje też, do czego zdolny jest człowiek, gdy pragnie jeszcze większej mocy niż posiada. Brutalny obraz nagich dziewcząt, które bez mrugnięcia oka mordują niewinną sarnę może wstrząsnąć.
Podsumowując, jeśli ktoś ma dość szkolnych lektur i książek o miłości człowieka do wampira, czy innych idealnych ‘stworzeń’ i szuka magicznego, niezobowiązującego czytadła to „Mroczny sekret” jest do tego stworzony.