Cześć i czołem!
Dziś napiszę Wam co nieco o świeżutkiej nowości Ewy Przydrygi, czyli o "Topieliskach".
"Mglisty poranek, szalejąca za oknem zamieć śnieżna i jedna prośba, która zmieni wszystko".
Chłodnym, styczniowym porankiem Pola dostaje telefon z przychodni, informujący ją, że jej mąż Kuba i trzyletni synek Jaś nie dotarli na umówioną wcześniej wizytę. Kobieta więc próbuje, niestety nieskutecznie, skontaktować się z ukochanym. Po kilku nieudanych połączeniach, mając złe przeczucia wsiada w samochód i jedzie tą samą trasą, którą rano miał jechać Kuba, mając nadzieję, że na niego natrafi. I natrafiła... Na wozy policyjne na moście. Okazuje się, że samochód jej męża wpadł prosto do rzeki. Kilka dni później płetwonurki wyławiają zamarznięte ciało Kuby. Po Jasiu jednak nie ma ani śladu. Wszystkie okoliczności wskazują na nieszczęśliwy wypadek. Pola po pogrzebie próbuje poradzić sobie ze stratą i trzyma się kurczowo nadziei, że może chociaż jej synek jakimś cudem ocalał i policja lada moment zapuka do drzwi, oddając chłopca w ręce matki. Jednak te nadzieje zostają wnet rozwiane, a nad dobrym imieniem Kuby zaczynają zbierać się czarne chmury. Pola odkrywa, że dopuścił się kilku przekrętów i przez to był w ostatnim czasie szantażowany. Dodatkowo, kobieta prowadząc drobne śledztwo na własną rękę dowiaduje się, że jej ukochany i lojalny mąż miał przed nią wiele tajemnic nie tylko z przeszłości, ale i z ich teraźniejszego życia. Kiedy jednak natrafia na trop informacji o tajemniczej śmierci bliskiej Kubie dziewczyny, która kilkanaście lat wcześniej utonęła w kaszubskim jeziorze, czerwona lampka naszej bohaterce się w głowie zapala. Ponadto policja w trakcie przeszukiwania domu Poli i Kuby, w piwniczce na wina dokonuje wstrząsającego odkrycia...
Emocje jeszcze mi po tej książce nie opadły, choć skończyłam ją czytać wczoraj wieczorem. Cała ta historia ma masę luk, niedopowiedzeń, aż do pewnego przełomowego momentu, który wrył mnie w fotel. To jak człowiek radzi sobie z żałobą i jaki wpływ mają na nas traumy z przeszłości, to jest istny obłęd. Zaczytując się w "Topieliskach" dzięki przyjemnemu stylowi pisania pani Ewy łatwo było mi poczuć się w skórze głównej bohaterki. Cała powieść, prócz zawartych w niej mroku, dramatyzmu, tajemniczości i tragedii zawiera w sobie wgląd w ludzki umysł i to, co się z nim dzieje po stracie, po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości; ukazuje skutki PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego. Autorka pokazuje nam poprzez postać Poli jedne z najmroczniejszych czynników ludzkiej psychiki. Przy ostatnich rozdziałach serce waliło mi jak młotem - sama nie wiem, czy to ze stresu, podekscytowania czy z ogromnego napięcia, jakie we mnie ta książka wywołała. Czytałam chyba tak szybko jak nigdy, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się jak cała ta mroczna historia się zakończy.
Z całą pewnością sięgnę po resztę powieści pani Ewy Przydrygi, bo moją pierwszą randką z jej twórczością jestem oczarowana.
Polecam gorąco!
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.
Bookstagram:
http://www.instagram.com/strazniczka_ksiazekx/