W Bradfield w Wielkiej Brytanii policja znajduje ciała trzech mężczyzn. Ich zwłoki wyglądają jakby pochodziły z czasów inkwizycji i coś w tym jest: byli oni torturowani, poderżnięto im gardła, a następnie ciała podrzucono w miejsca spotkań homoseksualistów. Zabójca od razu zostaje okrzyknięty “Homobójcą”, mimo że policja uparcie twierdzi, że nie mają do czynienia z seryjnym mordercą, a parą różnych osób, których działania zbiegły się ze sobą w czasie. Bezradni funkcjonariusze angażują w śledztwo psychologa kryminalnego, Tony’ego Hilla, który zaczyna tworzyć portret psychologiczny psychopaty. W zmaganiach pomaga mu inspektor śledcza Carol Jordan, a także tajemnicza Angelica, która serwuje mu terapię telefoniczną, ale w zgoła innym zakresie…
Rozdziały o śledztwie przeplatają się z dziennikiem prowadzonym przez samego mordercę. W brutalnych szczegółach opisuje on nam swoje poczynania od procesu planowania, śledzenia ofiary, po sam akt morderstwa. Zabieg ten jest ciekawy, ale na swój sposób irytujący. Nie wiemy co morderca robi obecnie, gdyż dziennik sięga wstecz, opisując poprzednie ofiary. Zmienia się to pod koniec książki, wraz z potężnym zwrotem akcji, którego nie powstydziłaby się Agatha Christie.
Może nieco przesadziłam z ostatnim stwierdzeniem, bo wnikliwy czytelnik w pewnym momencie może zacząć się domyślać , kto jest mordercą, aczkolwiek dla mnie była to niespodzianka. Cała idea psychopaty torturującego swe ofiary w myśl dawnych metod bardzo mi się spodobała. Żałuję jedynie, że tak mało użył narzędzi, paradoksalnie. Rzadko kiedy się o nich czyta, a w tym wypadku autorka ciekawie je przedstawiła. I dobrze, bo dla niektórych jest to jedyny sposób, aby zapoznać się z niechlubnym okresem historii ludzkości, w którym ofiarom zadawano najwymyślniejsze tortury dla zabawy bądź “wyższego dobra”.
Akcja książki dzieje się w Anglii, ale niestety nie czuć tego brytyjskiego klimatu, równie dobrze mogłyby to być Stany Zjednoczone. Postępy w fabule szybko mkną do przodu, hamowane nieco przez wywody mordercy, ale przez to książkę czyta się sprawnie i łatwo. Autorka ma niekiedy zapędy do dłuższych i przez to nudniejszych opisów, ale z racji tego powieść jest pełniejsza, a jej odbiór jasny. Podobnych książek na pewno było wiele, ale ta ma coś w sobie. Może to postacie, które są do bólu ludzkie, a może fakt, że ominęła nas wątpliwa przyjemność obserwowania kolejnego schematycznego romansu pomiędzy dwoma głównymi bohaterami.
Co ciekawe, książka w oryginale została wydana w 1995 roku. Sprawdziłam ten fakt już na początku lektury, bo wydawało mi się podejrzane, że brytyjscy funkcjonariusze policji mają tak duży problem z udziałem psychologa kryminalnego w śledztwie. W wielu miejscach widać, że są to inne czasy. Kobiety w policji to rzadkość, a homoseksualiści są traktowani z o wiele mniejszą tolerancją niż obecnie.
“Syreni śpiew” zapoczątkowuje serię o Tonym Hillu I Carol Jordan, której w Anglii wydano już 5 tomów. W Polsce natomiast jedynie niektóre. Prawdopodobnie Prószyński I S-ka podejmie się wydania ich w dobrej kolejności. Miejmy więc nadzieję, że doczekamy się następnych książek opisujących zmagania tej pary z psychopatycznymi mordercami. Na pewno po nie sięgnę.