Myśli w myśli
„Rozwój duchowy a samoświadomość” Marcin Kotasiński
wyd. Novae Res
rok: 2012
str. 122
Ocena: 4/6
„„Rozwój duchowy a samoświadomość” jest pierwszym na świecie pełnym poradnikiem instruktażowym po samopoznaniu. Opisuje konkretną, przejrzystą i sprawdzoną metodę poznawania siebie, zaglądania (introspekcji) we własną świadomość i odkrywania tego, co myśli się, co się czuje, a z tego na ogół ludzie nie zdają sobie sprawy”. Słowa te przeczytać można na obwolucie omawianej książki. Mają one zachęcać czytelnika do sięgnięcia po tę pozycję, zachęcać do zapoznania się z jej wnętrzem i przeżycia tego samego, czego zaznał sam autor. Jednak czy tak właśnie się dzieje, gdy czytamy cytowane powyżej zwroty? Czy pod ich wpływem naszym ciałem wstrząsa niewytłumaczalne drżenie wywołujące w nas natychmiastowy przymus do czytania? Cóż, trudno mi mówić za kogoś innego, ale mnie one do książki nie przyciągnęły. Uległam jednak jakiemuś wewnętrznemu podszeptowi i stwierdziłam, że może czasem warto zajrzeć do lektury zupełnie odbiegającej od literatury, po którą zwykłam sięgać? Sięgnęłam, otworzyłam, przeczytałam i… no właśnie, sama nie wiem co. Ta książka trochę mnie zszokowała, odrobinę zirytowała i w zupełności zmieszała. Czemu? Tego w zasadzie też nie wiem…
Rozwój duchowy a samoświadomość ma w zasadzie jeden cel – pokazanie czytelnikowi ścieżkę do jego wnętrza, a co za tym do osiągnięcia Szczęścia. Autor chce, by osoba czytająca dowiedziała się, kim naprawdę jest, co w niej siedzi i co ukrywa przed samym sobą. By się tego wszystkiego dowiedzieć trzeba sięgnąć w głąb własnej duszy, wsłuchać się w nią i zrozumieć co chce nam powiedzieć. Jaka jest droga do Szczęścia? Według Marcina Kotasińskiego możemy osiągnąć je jedynie za pomocą wartości, na które mamy bezpośredni wpływ. Do takich prawdziwych wartości zaliczyć należy Prawdę, Miłość, Dobro, Sprawiedliwość, Mądrość i wiele innych Ideałów. Brzmi idyllicznie, prawda? Nie według autora. Zgodnie z tym co zawarł on w swoim poradniku, kierowanie się tymi podstawowymi prawami umożliwia osiągnięcie wewnętrznego spokoju, a co za tym idzie Szczęścia. Oczywiście nic nie jest takie proste, na jakie mogłoby wyglądać, bo kierowanie się w życiu tymi przesłankami jest dopiero wstępem do samopoznania. Kiedy przejdzie się przez ten pierwszy etap pojawia się kolejny, a za nim kolejny i kolejny. Tam gdzieś z tyłu, tuż za uchem, ktoś cichutko podszeptuje, że faktycznie, jeśli wsłuchasz się w siebie, jeśli posiedzisz chwilę cicho i zastanowisz nad tym wszystkim, to możesz dowiedzieć się czegoś ciekawego. I coś interesującego możesz przeżyć. Ale to tylko cichy głosik, a przecież wkoło nas jest tyle zagłuszającego go hałasu. Może więc to właśnie tej harmider uniemożliwił mi poznanie samej siebie? Może to zbyt małe skupienie? Niedostatek energii włożonej w lekturę? Brak wiary w to, że mogę o sobie czegoś nie wiedzieć? A może strach przed tym, iż faktycznie mogłabym dowiedzieć się czegoś o czym nie miałam pojęcia? Co dotychczas zupełnie mnie nie określało? Sama nie wiem. Jedno jest pewne, po zakończonej lekturze wiem o sobie jeszcze mniej, niż wiedziałam przed jej rozpoczęciem. Są nawet chwile, w których wątpię w to, że wiem cokolwiek. Tabula rasa. Czysta tablica… po której teraz potwornie boję się pisać. Według mnie Rozwój duchowy a samoświadomość jest książką niebezpieczną. Nie powinno się jej czytać bez pełnej „świadomości”, że chce się poznać swoją „samoświadomość”. Nie jest to lektura do której można podejść na luzie i przelecieć ją od tak, w trzy godziny. Nad każdym wyrazem, zdaniem, akapitem, należy przysiąść, zastanowić się, przeanalizować. A jeśli się nie zrozumie, należy zrobić to ponownie. I tak aż do skutku. Ja tyle wytrwałości nie miałam. Może to nie był mój czas na samopoznanie? A może mi po prostu nie jest dane dowiedzieć się, co we mnie siedzi? Może kiedyś, za kilka lat, wrócę do tej książki i poznam prawdę o sobie? Może i oby. Bo chyba każdy w pewnym wieku dorasta i pragnie zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Prawda?
Reasumując powiedzieć muszę, że książki niestety nie czyta się najlepiej. Napisana została ona dużo bardziej jak podręcznik, a nie jak poradnik. Poszczególne fragmenty tekstu zlewają się w całość i nie zawsze wiadomo o czym w danej chwili się czyta. Czy to nam miesza się w głowie, czy autor bredzi? I choć wiem, że nie „bredzi”, tylko próbuje ukierunkować mój umysł na zgoła inne myślenie, to jednak trudno mi się w tym wszystkim połapać. Książkę polecam tym osobom, które stoją na życiowym rozdrożu i chcą dowiedzieć się, gdzie, w którą stronę, podążyć. Poznając siebie, poznajemy naszą drogę. Rozwój duchowy a samoświadomość może nam w tym pomóc.