Na początku pozwolę sobie zaznaczyć, że lubiłam i ceniłam panią Annę Walentynowicz za niezłomną postawę w życiu i w polityce. Nie chcę oczywiście też popadać w jakiś patos, postaram się trzymać faktów. Co nie zmienia faktu, iż biografia jest niezbyt udana. Tytuł pracyWalentynowicz. Anna szuka raju, jest wielce frapujący i intrygujący. Ale niech Was nie zmyli. Bowiem wedle mojego odczucia książka jest elementem szeroko zakrojonej akcji wymierzonej w rzeczywistą bohaterkę Sierpnia' 80 i ,,Solidarności".
Zawartość merytoryczna poszczególnych rozdziałów jest sporna. Jedynie ciekawy jest, nieznany dotąd życiorys Anny Walentynowicz, de domo Lubczyk. Autorzy przywołują nieznane dotąd fakty z biogramu; odwiedzili rodzinną miejscowość działaczki ''Solidarności". I świetnie, że ten rozdział ma charakter neutralny, odsyła do źródeł, etc. I do tej części rozważań nie mam zastrzeżeń. Natomiast nie rozumiem powodów, dla których autorzy szperają w życiu osobistym bohaterki (można to częściowo uzasadnić tym, że kobieta była osobą publiczną. Ale czy to wszystko tłumaczy? Absolutnie nie.).
Dziennikarze sugerują występowanie białych plam w życiorysie suwnicowej. Insynuują, że ta manipulowała swoim pochodzeniem tak, aby pasowało do ówczesnej sytuacji politycznej. W zasadzie treść zaczynała przypominać okładki popularnych tabloidów. Nie chodzi oczywiście o tworzenie hagiografii czy budowanie pomnika ze spiżu. Anna miała wady i zalety, jak każdy z nas. Chodzi o zrozumienie jej roli w najnowszej historii Polski.
Kobieta nie była wylewna i skora do zwierzeń. Raczej zachowawcza i zdystansowana, nie uzewnętrzniała swoich przeżyć wojennych. Milczała o doświadczeniach głodu, chłodu, bólu, przemocy i o pracy ponad siły. Zamiarem publicystów jest przekonanie nas, że Anna Walentynowicz była podatna na wpływy innych, ponadto zachłanna i pazerna: Na przeprosiny dostaje sukienkę, kożuszek i buty z cholewkami. Następnego dnia wycofuje zeznanie.
Sprawa była poważna, bowiem dziewczyna została pobita przez opiekunów. Świadkiem wydarzeń był sąsiad, który zgłosił sprawę na milicję.
Niepotrzebnie też trywializują chorobę: W domu poleguje na łóżku. Mąż jest na każde jej zawołanie. Dorota Karaś i Marek Sterlingow zaznaczają, iż dywagacje nie są podlizywaniem się komukolwiek. Owszem, to rewizja biografii matki ''S" na własne potrzeby. Autorzy próbują nadać poszczególnym sprawom własne, wydumane znaczenie. Starają się udowodnić założenie: bo to zła kobieta była. Konfrontując panią Annę z innymi działaczami, nie mogą się zdecydować, czy Lech Wałęsa współpracował z bezpieką, czy nie. Są niekonsekwentni w ukazywaniu losów tej postaci, nie mogą się zdecydować, w jakim świetle ją przedstawić.
Na koniec pojawiają się sformułowania, które w oczywisty sposób przeczą faktom historycznym. Karaś i Sterlingow deprecjonują osiągnięcia pani Ani w walce z ustrojem, insynuują różne paskudne rzeczy, zahaczając o manię prześladowczą: Anna tropi agentów.
Cóż, nie sprawdziły się wróżby kpt. SB Józefa Buraka: Pani nigdy nie będzie w encyklopedii. Na szczęście.
Gwoli ścisłości, podkreślić muszę, że nikogo nie zniechęcam do przeczytania omawianej biografii i wyciągnięcia własnych wniosków. A to, że publikacja zyskała wiele nagród, o niczym nie przesądza.