Różne rzeczy sprawiają, że sięgamy czy mamy ochotę przeczytać jakiś tytuł. W tym przypadku u mnie było to skojarzenie z serią Żywioły zagranicznej autorki, Brittainy C. Cherry. Nie myślałam nawet o tym, że może to mieć jakiekolwiek podobieństwo z tamtymi książkami, ich treścią, ale po prostu, że stworzenie takiej serii, opartej na czterech żywiołach może być ciekawe. Może to pokrętna logika, ale dla mnie w momencie decyzji wystarczająca.
Książka bardzo ładnie wydana, okładka przyciąga spojrzenie, stron około 320 z całkiem sporą czcionką i w dużej mierze krótkimi rozdziałami (z perspektywy obojga bohaterów, dodatkowo przyjemny styl autorki, co razem sprawia, że "W płomieniach" czyta się naprawdę szybko!
Rafał jest strażakiem.
Odważny, niesubordynowany, woli słuchać własnej intuicji niż szefa. Igranie z życiem nie jest mu obce.
Poza pracą jest natomiast trochę samotnikiem, lubi jednorazowe przygody i uważa, że każda laska przestaje być interesująca, kiedy już ją przeleci... Generalnie trochę taki ch.. z niego, nie mający szacunku do kobiet.
Z jednego z pożarów ratuje Martę, młodą kobietę, która jak się okazuje, nie pamięta nic od momentu powrotu z pracy, do chwili odzyskania przytomności po wyciągnięciu jej przez Rafała z płonącego budynku. Czy był to wypadek? A może...
Z jakiegoś powodu, Marta nie chciała wyjść z głowy mężczyzny. Przelecieć i przejdzie, prawda? Ha! Marta nie jest kobietą, z którą można w ten sposób postąpić.
Ta dwójka coraz bardziej zbliża się do siebie, poznaje w sposób, w jaki nie zna ich prawie nikt. Nadal jednak mają swoje sekrety, a ja przyznaję, że im dalej, tym bardziej się wciągałam! Zrobiło się tajemniczo i trochę niebezpiecznie, kartki książki, historię na nich zawartą zaczął spowijać mrok.
Książka ma kilka naprawdę mocnych fragmentów, a zakończenie? Zdecydowanie się tego nie spodziewałam! Ogromnie jestem ciekawa, jak autorka dalej poprowadzi tę historię. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi się z tego coś aż nazbyt związanego z przeszłością Rafała.
Cieszę się, że temat straży nie był tylko bladym, zamazanym tłem do romansu, ale naprawdę miał znaczenie i był dość rozwinięty.
Z minusów, o ile normalnie nie przeszkadzają mi sceny erotyczne, tak tutaj, nie tyle samego aktu, co mówienia i myślenia o seksie było w którymś momencie aż za dużo.
Podobnie jak zwrotów "Mój mężczyzna/moja kobieta", niby nic takiego, prawda? Uwierzcie, używane w nadmiarze doprowadzało mnie to do coraz większej irytacji! I było takie...nienaturalne?
Nie uważam tej książki za jakąś rewelacyjną historię romantyczną z nutą sensacji, ale myślę, że jest całkiem dobra, a dodatkowo z takim zakończeniem zmusi czytelnika do sięgnięcia po kontynuację ;)