Thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków. Niestety czasami się zdarza, że książka o tej tematyce zawodzi i to bardzo mocno, dlatego staram się wybierać je jak najlepiej. Ta sztuka niestety się nie powiodła, jeśli chodzi o powieść „Szczerze oddana” autorstwa Pekka Hiltunena. Z jednej strony wydała się mocno intrygująca i nic nie zwiastowało porażki. Natomiast z drugiej treść jej okazała się w większym stopniu pustym słowem. Spora jej część wydała się zbędna, mało było w niej akcji, dlatego ukończenie jej przyszło mi z trudem. Na szczęście udało się i szczerze jestem z siebie dumna.
W centrum Londynu znaleziono zmasakrowane zwłoki, jak się później okazało, młodej kobiety. Świadkiem tego widoku jest Lia, graficzka komputerowa, którą cała sprawa wstrząsnęła do głębi. Długi czas po tym wydarzeniu kobieta nie może przestać myśleć o tej zbrodni. Kiedy spotyka na swej drodze Mari, ich losy łączą się, a Lia ma nadzieje, że z jej pomocą uda jej się rozwiązać do tej pory nierozwikłaną zagadkę śledztwa. Dzięki umiejętnościom Mari, która potrafi „czytać ludzi” , wkraczają w mroczny świat mordercy. Okazuje się, że cała sprawa to jedna wielka intryga, z której trudno się będzie wyplątać…
„Szczerze oddana” to powieść, która ma w sobie ogromny potencjał. Jednak jej wartość jest zbytnio przereklamowana. Autor za bardzo skupił się na znajomości dwóch kobiet i ich spotkań, a cała zbrodniczy intryga zeszła na drugi plan. W dużej mierze treść tej książki była zbyt, powiedzmy, rozciągnięta. Zanim doszliśmy do sedna sprawy, musieliśmy się przebić przez kilkadziesiąt stron, które praktycznie nie wnoszą niczego. Okropnie nużąco się to czytało. Po początkowej akcji, w której znalezione zostaje zmasakrowane ciało, mamy do czynienia ze zwyczajnym tokiem wydarzeń, bez akcji, bez napięcia, bez zaskoczeń. Patrząc na objętość tej książki można się przerazić, jak sporo jest tej treści. Niestety tylko trzydzieści procent ma swoją, powiedzmy, wysoką wartość, która warta jest uwagi.
Przyjrzyjmy się teraz postaciom. Lia to kobieta zwyczajna, pospolita, jednak to ona jest główną bohaterką. Nie oczekiwałam po niej zbyt wiele, jednak po przeczytaniu pierwszych 100 stron dowiedzieć się można o niej tyle, że pracuje w gazecie, pochodzi z Finlandii i sypia z facetami na prawo i lewo. Ot, bardzo intrygujące. Pojawia się Mari, jej krajanka, która ma pewną umiejętność „czytania” ludzi, czyli, mówiąc wprost, jest żeńskim odpowiednikiem Sherlocka Holmesa. Coś zaczyna się dziać, obie stwarzają pewien charakter, ale dalej nie wiemy, gdzie ten psychologiczny thriller się zacznie. Czy może już trwa, a my coś przeoczyliśmy? Bynajmniej trudno to odczytać. Z pewnością autor za bardzo skupił się na opisaniu relacji tych dwóch pań, aniżeli na głównej sprawie. Choć, co trzeba przyznać, akcja w końcu się pojawia, coś się dzieje, wzrasta napięcie… Jednak wszystko szybko gaśnie, jakby ktoś zdmuchnął świeczkę. Szybkie i proste zakończenie. Tego się można było spodziewać po pierwszych stronach.
Ciężko ocenia się książki, które nie przypadły nam do gustu, a przecież należą do ulubionego gatunku. „Szczerze oddana” zapowiadała się mocno intrygująco, jednak na tym jedynie się skończyło. Autor miał dobre chęci i niezły pomysł, to widać na pierwszy rzut oka, ale w tej całej treści odnaleźć można to zbyt mocne: „chcę”. Za bardzo chciał i przedobrzył. Styl też trudno ocenić, bowiem chyba po raz pierwszy spotkałam się z pisarzem, który ciekawie opowiada coś, co czytelnika w ogóle nie interesuje. Z jednej strony treści nijakiej ma się dość, z drugiej tak to fajnie się czyta, że chyba się skusić można na jeszcze jeden rozdział. I tak dalej. Dlatego szkoda, że autor poszedł w tym kierunku i zdołał mnie rozczarować. Trochę więcej pracy i wyszłaby z tego fenomenalna powieść. Pozostaje mi więc tylko czuć niedosyt i rozczarowanie…