Kiedy tylko zobaczyłam "Piętno" w zapowiedziach, wiedziałam, że będę je czytać. Już sama okładka zapowiadała dużą dawkę grozy, bólu i krwi. Kiedy książka została wydana czytała ją jedna z moich koleżanek z księgarni i stwierdziła, że to nie to, na co czekam. Następnie wszędzie posypały się pochwały "Piętna", a ja z reguły z dystansem podchodzę do tego, co podoba się wszystkim. Jednak kiedy zobaczyłam zapowiedź "Sfory" wiedziałam, że muszę przeczytać obie części (już tak nie myślę).
Igor Brudny jest komisarzem, pracuje w Warszawie, ale pochodzi spod Zielonej Góry. Kiedy pojawia się tam brutalny morderca, który wygląda identycznie jak Brudny, komisarz jedzie tam, by zbadać sprawę osobiście. Kontaktuje się z prowadzącym sprawę inspektorem Czarneckim. Mówi, że wygląda jak morderca, ale sam nie morduje. Mówi Czarneckiemu, że chce informacji, dostępu do śledztwa. Czarnecki jest starym, doświadczonym inspektorem, zgadza się na żądania Brudnego, ale chce też od niego informacji. On mu ich nie podaje przez ponad pół książki, ale Czarnecki potulnie spełnia żądania Brudnego, bo...hm Brudny tego chce? Już widzę jak w realnym życiu działa taki duet, jasne!
W Brudnym podkochuje się jego koleżanka z pracy. Kocha go też jego dziewczyna- piękna, atrakcyjna kobieta, która dla niego zrobi wszystko. On pozostaje bierny, czerpie z dóbr oferowanych przez dziewczynę, sam nie okazując uczuć, nie traktuje jej serio. Nagle pod koniec, gdy jest zagrożona serce mu pęka, jest gotów poświęcić życie i jest potwornie zakochany. Kiedy mu się tak odmieniło- niewiadomo....
Ogólnie Brudny jest takim superbohaterem na siłę według mnie. Samotny, zimny, twardy niezłomny. Taki bohater wykreowany na potrzeby kryminału, ale wszystko to jest bardzo powierzchowne, nieprzekonujące. Według mnie autor za mało czasu poświęcił jemu, jak i innym bohaterom. Oni po prostu są, bo tak, bo tacy bohaterowie potrzebni są do tej historii.
Kiedy poznajemy przeszłość Brudnego okazuje się, że była ciężka i smutna, jednak on wspomina ją beznamiętnie, bo przecież taki twardziel niczym się nie przejmuje. Nie cierpię takich bohaterów w książkach, przecież każdy ma jakieś uczucia... Tak jak tych, którzy mają rany postrzałowe, rozbite głowy, tracą wzrok, etc, a jednak skaczą, biegają, tropią mordercę w mglistą noc, pływają w lodowatej rzece i jeszcze mają siłę do bitki. No to już zaczyna pachnieć fantastyką albo bajką, a miał być kryminał.
Razi mnie tworzenie historii gwałconych dzieci do wywołania większego efektu "wow". W tej książce jednych gwałcili tu, innego gwałcili tam. Oczywiście kościół też został w to wciągnięty, bo to modny temat. Nie żebym sama była osobą wierzącą, ale zaczyna mnie męczyć i nudzić ta ogólna nagonka i wrzucanie wszystkich do jednego garnka, no bo bez przesady, nie wszyscy księża są pedofilami, po prostu.
W mojej ocenie jest to książka pisana tylko dla zaszokowania czytelnika niepotrzebną falą przemocy, ponieważ to się dobrze sprzedaje. Brak tu głębszego sensu, brak psychologii bohaterów i ich emocji. Sam pomysł na książkę był dobry, morderca mi się podobał i dość długo nie byłam w stanie sobie wyobrazić kim on może być . Jednak wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Po "Sforę" raczej nie sięgnę