„Kiedy Cię ujrzałem” to już kolejna książka Kamili, która ogromnie mi się podobała! Już od samego początku wciąga, a historia z każdą stroną ciekawi coraz bardziej. Pierwszy raz spotykam się z takim połączeniem bohaterów i powiem szczerze – wyszło genialnie!
Czytając prolog, od razu pomyślałam, że to będzie coś dobrego. Amy, to dziewczyna, która miała naprawdę ambitne marzenie. Chciała rozpocząć karierę bokserską, bowiem to sprawiało, że naprawdę czuła się wolna. Jednakże wypadek zniszczył jej wszystkie plany na przyszłość. Do tego dziewczyna straciła wzrok, a przyjaciele się od niej odwrócili. Ale nie poddała się, przystosowała się do nowego życia i poszła na studia. Nie mogła zostać zawodową bokserką, to chociaż postanowiła zostać fizjoterapeutką sportową. W ramach „podszkalania swoich umiejętności” dodatkowo pomagała zawodnikom trenującym boks pod okiem jej ojca, przez co dla większości z nich stała się zakazanym owocem. Jednakże w momencie gdy na sali pojawia się Trevor, z przestrzeganiem niektórych zasad może być problem…
Pomysł na samą fabułę jest naprawdę genialny! Połączenie niewidomej dziewczyny i wybuchowego i zazdrosnego boksera, nieraz wywołuje ciarki na plecach, a same ich początkowe „dochodzenie się” momentami wywołuje uśmiech na twarzy, ale i powoduje, że serce bije dwa razy szybciej :P Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawiła perspektywę Amy. Po raz pierwszy mogłam wczuć się w postać osoby, która musi polegać na innych zmysłach niż wzrok. Nie dziwne mi było zachowanie jej ojca, który był momentami mocno przewrażliwiony na jej punkcie. Ja sama, jako matka pewnie też bym nie myślała o niczym innym i nie chciała za wszelką cenę bronić własnego dziecka przed wszystkim i wszystkimi :P Chociaż pomimo tej nadopiekuńczości, Amy doskonale sobie radziła i z łatwością popełniała nawet studenckie wybryki :P a i do bezbronnych też przecież nie należy, bo kiedyś trenowała boks, więc i nachalni goście jej nie straszni. Z kolei Trevor, mężczyzna z krwi i kości, agresor jakich mało, zazdrośniak okropny, ale jak trzeba to i do serca przytuli – czy to nie brzmi jak ideał? Owszem brzmi, ale niestety jego życie do idealnych nie należy. Ścigające go demony przeszłości, trauma i wyrzuty sumienia, nie dają mu w nocy spać. Co zdecydowanie tworzy wokoło niego taką aurę tajemniczości i wydaje się przez to jeszcze bardziej interesujący. Uff… no cóż poradzę, że chłopak skradł moje serce… chociaż momentami swoją zazdrością i zaborczością, wyprowadzał mnie z równowagi.
„Kiedy Cię ujrzałem” to pierwsza część trylogii „Niewidzialna miłość”, a co za tym idzie przygotujcie się na zakończenie, po którym z utęsknieniem będziecie wypatrywać kontynuacji! W międzyczasie oczywiście nie zabraknie pełnych emocji fragmentów i zwrotów akcji, które przyspieszą bicie Waszego serca. Autorka zdecydowanie wie, jak zagrać czytelnikowi na emocjach, co jeszcze bardziej scala go z tą historią! Ta z kolei, od samego początku toczy się w idealnym tempie, przez co cała relacja między bohaterami wydaje się tak rzeczywista, że w pewnym momencie, gdy na twarzy czytelnika pojawia się długo wyczekiwany uśmiech, a emocje sięgają zenitu, autorka kończy tą euforię słowami „Koniec I tomu”… i co w takim przypadku można zrobić? Jakie emocje wtedy towarzyszą biednemu czytelnikowi? Tak… ciężko nie rzucać soczystymi przekleństwami, ale wiecie o czym to świadczy? O tym, że książka jest naprawdę genialna i warta przeczytania. Dlatego ja Wam ją gorąco polecam!