Po sześciu miesiącach przynależności do Ligi Dzieci, Ruby nabyła nowych umiejętności oraz nauczyła się panować nad starymi. Każdy dzień spędzony w tym miejscu oznacza utratę coraz większej cząstki siebie, ale Ruby nie próżnuje. Między ciągłymi misjami szuka sposobu wyzwolenia dzieci z obozów.
W końcu dostaje taką szansę. Na pendrivie znajdują się informacje na temat choroby, która spowodowała masową izolację. Ujawnienie jego zawartości ma znaczenie nie tylko dla nich, a również dla całego kraju. Aby wejść w jego posiadanie, Ruby musi odszukać człowieka, którego za wszelką cenę pragnie chronić.
Drugi tom zdecydowanie bardziej rozszerza obraz przedstawionego świata. Dostrzegamy sytuację gospodarczą oraz polityczną, włącznie z idącymi za tym problemami. Zdecydowanie bardziej można poczuć elementy dystopii, których trochę brakowało mi w „Mrocznych Umysłach”.
Dobrym pomysłem było również to, aby rzeczy, które przez większość czasu były oczywiste, z biegiem wydarzeń nabierały zupełnie innych kształtów. Tym sposobem dostajemy mnóstwo ciekawych zwrotów akcji.
Po raz kolejny Bracken udowadnia, że kreacja postaci jest jej mocną stroną. Czytelnik z łatwością dostrzega głębie bohaterów oraz przemiany wewnętrzne, jakie zaszły w nich w ciągu minionych miesięcy. W tej kwestii najbardziej zaskoczyła mnie Ruby, która chcąc nie chcąc musiała nałożyć bezlitosną maskę, przez co coraz trudniej było jej spojrzeć w lustro.
Nie brakuje także nowych ciekawych twarzy. Ich obecność jeszcze mocniej skłania nas do refleksji. Żyją bowiem w brutalnym świecie, stawiającym politykę na piedestale. Nie ma tu miejsca na troskę i bezpieczeństwo, a dorosłego z dobrymi intencjami trzeba szukać z przysłowiową świecą. Odzwierciedlają wszystkie wyrządzone im krzywdy I choć rzecz dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, to wiele rzeczy w jakiś tam sposób pokrywa się z naszym społeczeństwem.
Autorka funduje nam jeszcze szybsze tempo akcji, co po pierwszym tomie uważałam za niemożliwe. Mnóstwo intryg, podróży i faktów mogą niektórych przytłoczyć, natomiast tym sposobem podkreślono, jak niewiele czasu zostało bohaterom i że chwile wytchnienia mogą przepłacić życiem. Brakowało mi beztroskich utarczek słownych pomiędzy scenami, ale coś kosztem czegoś. Wydarzenia były trochę bardziej przewidywalne, ale wciąż nuta niepewności nie dawała o sobie zapomnieć.
Próżno szukać tu bezsensownych albo niepotrzebnych scen. Co więcej, część z nich między wierszami skrywa drugie dno, które po wychwyceniu mocno daje do myślenia.
Poziom drugiego tomu jest niemal równy pierwszemu. Niezmiennie uważam, że jest to pozycja warta uwagi absolutnie pod każdym względem. Ten rollercoaster naprzemian przynosi nadzieję i ją odbiera, stale bawiąc się z nami w kotka i myszkę. Skleja nasze serca, żeby zaraz połamać je w drobny mak. I co najlepsze – robi z naszych mózgów sieczkę nawet, gdy aktualnie książki nie czytamy.