Przyznaję się bez bicia, że nie lubię czytać opisów książek, niektóre z nich zdradzają zbyt wiele z fabuły, co psuje mi zabawę podczas czytania. Zdarza mi się również nie czytać opisu książek, które są mi proponowane w ramach współpracy z wydawnictwem, najczęściej jest to spowodowane piękną okładką, jako sroczka okładkowa bardzo często w moje ręce wpadają książki, o których nic nie wiem, oprócz faktu, że okładka mnie zachwyciła. I właśnie tak było z książką autorstwa TJ Klune “Dom nad błękitnym morzem”. Okładka zachwyca pięknymi kolorami i przepiękną grafiką domku nad oceanem, ale nie jest to jedyny genialny punkt tej książki. Dawno nie czytałam tak słodkiej, wzruszającej i pełnej nadziei książki. Każda strona jest rozczulająca i mimo wątku LGBT z czystym sumieniem polecam ją młodzieży, nawet mojej córce chcę ją podrzucić, ponieważ dawno nie miałam w rękach tak dobrze napisanej historii. Szukacie książki, która nie epatuje romansem, lecz skupia się na potrzebach dzieci, nawet tych najdziwniejszych, a nawet tych najniebezpieczniejszych.
“Czasami - rzekł dyrektor - nasze uprzedzenia wpływają na nasze myśli nawet w chwilach, gdy najmniej się tego spodziewamy. Jeśli nauczymy się rozpoznawać te momenty i wyciągać z nich wnioski, możemy stać się lepszymi ludźmi.”
Linus Baker jest pracownikiem społecznym z Departamentu ds. Magicznej Młodzieży, pewnie większość nazwała go nudziarzem, sztywniakiem i nadgorliwcem, lecz pod tą skorupą kryje się człowiek, który jest prawy i na sercu leży mu tylko dobro dzieci. Kieruje się zasadami zawartymi w księdze Zasad i Przepisów. Jego głównym zadaniem jest kontrola sierocińców, których podopiecznymi są dzieci z magicznymi zdolnościami. Nudne życie jakie prowadzi zmienia się w chwili, gdy Niezwykle Ważne Kierownictwo wzywa go przed swoje oblicze i daje mu zadanie, które burzy jego spokojne i ułożone życie. Linus musi spakować się na miesiąc, zabrać swoją kotkę i wybrać w podróż do miejsca jego nowego zadania. Trafia tak na wyspę, na której mieszka szóstka dzieci o bardzo specyficznych zdolnościach.
“Świat jest niezwykłym i cudownym miejscem. Dlaczego czujemy ten przymus wyjaśnienia wszystkich jego sekretów? Dla naszej osobistej satysfakcji?”
Przyznaję, że jeśli szukacie historii pełnej zwrotów akcji oraz napięcia, to nie jest to książka dla was. Podczas lektury miałam wrażenie, że książka jest bardzo podobna do “Osobliwego Domu Pani Peregrine” Ransoma Riggsa i muszę podkreślić, że nie było to nieprzyjemne wrażenie powtórki, lecz całkiem ciekawe doświadczenie zapoznania się z dwoma podobnymi książkami, każda z nich przedstawiała coś innego i wniosła w moje życie całkiem inne odczucia.
Bardzo spodobało mi się to, że autor nie postawił na jakieś dziwne i niejasne nazwy własne, czy nazwy miejscowości, określa miejsca mianem Miasto, miasteczko, wyspa, raz czy dwa razy była podana tylko nazwa miasteczka Marsyas, sam koniec jego podróży. Cała fabuła zamknięta jest w tych miejscach i nie mamy większego wglądu w opis całego uniwersum.
Skupmy się jednak na dzieciach, które występują w tej historii. Dawno nie rozczulałam się nad bohaterami książki. Spotkamy w niej małą wiwernę, kto wie czy nie ostatniego osobnika z tego gatunku, niezidentyfikowanego meduzo podobnego chłopca Chance’ego, chyba jedynego gnoma płci żeńskiej, wszechpotężną nimfę, zmiennokształtnego, który został skrzywdzony przez ludzi i Antychrysta, syna samego Pana Piekieł. Powiedzcie, że to nie jest genialna zbieranina, pieczę nad nimi ma niejaki Arthur Parnassus, który wydaje się być zbyt liberalny wobec dzieci.
Pod względem samego pióra autora, muszę przyznać, że była to bardzo miła lektura. Czytało mi się całą książkę bardzo przyjemnie, nie nudziłam się przy niej mimo braku porywającej akcji, a emocje, które wylewały się z każdej strony zalewały mnie, tak jak łzy na samym końcu.
Klimat książki był po prostu genialny, dawno nie popłynęłam z nurtem fabuły, tak jak przy tej książce. Opisy miejsc, lekkie pióro, schematyczność, która mi nie przeszkadzało i multum fragmentów, które chwyciły mnie za serce, dało mi genialną książkę, którą będę polecać wszystkim. Za książkę do recenzji dziękuję bardzo wydawnictwom YouAndYa i Papierowy Księżyc.
“Magia istnieje nawet w miejscach, w których zupełnie się jej nie spodziewamy.”
Linusa Bakera, pracownika społecznego z Departamentu ds. Magicznej Młodzieży, nie da się nazwać inaczej jak sztywniakiem. Ma trudną, nieprzyjemną pracę: kontroluje, czy sierocińce, w których mieszkaj...
Linusa Bakera, pracownika społecznego z Departamentu ds. Magicznej Młodzieży, nie da się nazwać inaczej jak sztywniakiem. Ma trudną, nieprzyjemną pracę: kontroluje, czy sierocińce, w których mieszkaj...
Linus Baker jest szeregowym pracownikiem Wydziału Nadzoru nad Magicznymi Nieletnimi. Ma nadwagę, nadciśnienie i mieszka z kotką w bardzo małym domku. Swoje obowiązki wykonuje dokładnie i sumiennie, z...
@ObrazekSą takie książki, do których chce się wracać, które poruszają i wywołują całą gamę emocji. Taką książką jest dla mnie "Dom nad błękitnym morzem" T. J. Klune. Zaczynając swą podróż razem z L...
@zacisze.wiedzmy
Pozostałe recenzje @Nastka_diy_book
Ali Hazelwood w odsłonie fantastycznej
Lubicie wątek Enemies to Lovers? A co powiecie na taki wątek w romantasy, czyli połączenie fantastyki z romansem? Osobiście już się pogodziłam, że większość książek ...
Macie już stworzoną listę, najlepszych książek tego roku? A może liczycie jeszcze, że znajdzie się w końcu ta jedyna, która was zachwyci? Przeczytałam właśnie drugi t...