"Numery" to debiut literacki brytyjskiej pisarki, Rachel Ward. Przygodę swą rozpoczęła od opowiadania, które okazało się później jednym z rozdziałów utworu. Mnie osobiście książka zaintrygowała opisem, okładkę, ale także w dużym stopniu samą treścią. Poznajemy tu Jem, dziewczynę, która od śmierci matki wędruje od rodziny do rodziny. Sprawia kłopoty wychowawcze, jest zamknięta w sobie, odcina się od innych. Powodem tego nie jest, tak jak wszyscy uważają trauma po śmierci rodzica, ale jej dar. Jeśli Jem spojrzy komuś w oczy widzi jego datę śmierci. Widziała ją u swojej matki, rodziców zastępczych, opiekunów, nauczycieli...Próbuje się od tego wszystkiego odciąć zamykając się w sobie i wszystkich ignorując. Udaje jej się to dopóki nie poznaje Pająka... wtedy, jej świat przewraca się do góry nogami...
Po pierwsze plusem jest fabuła. Autorka odeszła od przetartych szlaków wampirów i wilkołaków, a skupiła się na poznawaniu przeszłości. Oprócz tego to tak naprawdę był to jedyny element fantastyczny. Wszystko inne toczyło się w realnym świecie. To wszystko strasznie mnie zafascynowało i nie pozwoliło nawet na chwilę odciągnąć się od tej lektury.
Nad książkę płakałam tak wiele razy, że przestałam nawet liczyć. Nie jest to jednak zwykły, tani wyciskać łez, a powieść z klasą. Co psuje to wrażenie ? Język. Ogólnie rzecz biorąc nie mam nic przeciwko przekleństwom w utworach, ale te były naprawdę rażące. Jednak, aby was nie zniechęcać powiem, że to jedyny minus, jaki udało mi się dojrzeć w całej książce.
„Najwyraźniej ludzie mnie nie rozumieją. Nie rozumieją, że trzeba mi trochę przestrzeni. Ciągle mi mówią, co mam robić. Uważają, że zasady i plany na przyszłość, czyste ręce i porządne maniery wszystko naprawią. Niczego nie chwytają.”
Bohaterowie, to kolejna rzecz, o której nie można tu nie wspomnieć. Zwykle, kiedy narratorem jest główna bohaterka/bohater, po pewnym czasie zaczyna mi się to wszystko wydawać monotonne, a tu - kolejne zaskoczenie. Autorka potrafiła przestawić Jem nie jako zwykłą, pełną problemów i nienawiści do świata nastolatkę/ wymalowaną dziewczynkę nie mającą swojego zdania, ale jako osobę dojrzałą jak na swój wiek, która jest o krok do przodu od rówieśników. Dziewczyna musiała o wszystko walczyć, wiedziała, że nie może sobie pozwolić na uczucia, bo znajomość daty śmierci ukochanego by ją wykończyła. W bardzo wczesnym wieku przeżyła tragedię- umarła jej matka. Później przenosiła się z domu dziecka do kolejnych rodzin.
Podsumowując, uważam, że jest to książka idealna dla nastolatków i nie tylko. Nie można do niej podejść jak do każdej innej lektury, ale z otwartym umysłem i gotowością do przemyśleń. Stawia ona przed nami wiele pytań, na które musimy odpowiedzieć sobie sami, a także sprawia, że chcemy dziękować Bogu za to, że mamy rodzinę, która nas kocha. Osobiście, zaliczam "Numery. Czas uciekać." do utworów bardziej ambitnych, z przesłaniem, obok którego nie można przejść obojętnie(no bo i jak można oderwać wzrok od tej okładki?) . Teraz ze zniecierpliwieniem czekam na moment, kiedy będę mogła zacząć czytać drugi tom tej niezwykłej serii, "Numery. Chaos".