"On nie może wiedzieć, że słowa są wszystkim, czego zawsze jestem świadoma. One są życiem. One są śmiercią”.
Wyobraź sobie taką sytuację, że twoje słowa mają moc sprawczą, np. możesz kogoś uleczyć, albo wręcz przeciwnie- zranić, możesz sprawić, że ktoś uwierzy w największe kłamstwa, możesz kogoś zmanipulować. Wystarczy jedno słowo… Brzmi niezwykle, co? No to wyobraź sobie, że od ponad dwóch lat nie powiedziałeś ani słowa…nic…cisza. Milczysz, nikt nie zna twojego prawdziwego imienia, jesteś jakimś tam obiektem z przyporządkowaną liczbą. I na koniec już tych wyobrażeń- jesteś zamknięty w tajnym ośrodku rządowym, pies wie, gdzie on jest i jaki jest. Traktują cię jak więźnia, a nawet gorzej. A sami boisz się, że jesteś potworem.
I nagle wszyscy mają dość milczenia! Oddają cię pod opiekę tajemniczego Landona, który ku zaskoczeniu jest dla ciebie uprzejmy… Twoje opory słabną… Co się stanie, kiedy w pewnej sytuacji przemówisz? Jakie będzie miało to konsekwencje? Czy rzeczywiście jesteś potworem?
Jane Doe inaczej obiekt 6-8-4 nie musi sobie tego wyobrażać. To jej życie.
Wooooooooooooooow! Moje pierwsze słowo o pierwszej w nocy, gdy skończyłam.
Jestem pod ogromny wrażeniem! Nie jestem fanką fantastyki, nie czytam jej wcale, ale ta książka zaciekawiła mnie swoim opisem i nie żałuję, że ją przeczytałam. Ba! Chcę więcej. Nie wiedziałam, że to pierwszy tom… A teraz po takim zakończeniu z niecierpliwością czekam na kolejny. Potrzebuję go, może nie tak jak powietrza, ale potrzebuję.
Historia opowiadana z perspektywy Jane jest niesamowicie wciągająca. Od pierwszych stron jest tajemniczo, a im dalej tym jest więcej niewiadomych. Poznajemy codzienną rutynę dziewczyny, jej warunki. I na pewno nie należą one do ludzkich. Dziewczyna jest traktowana gorzej niż zwierzę. Kajdanki jak wychodzi, przepaska na oczach, doktorek grzebiący w mózgu, brak ubrań, a zamiast nich poszewka, bezsmakowe papki zaprawione proteinami… Brutalność trochę mnie przeraziła, ale jednocześnie zafascynowała.
Nie ma tutaj szybkiej akcji, zbyt wiele się nie dzieje, jednak „Szept” jest książką, której nie odłożysz, póki nie przeczytasz epilogu. Stworzony przez autorkę świat był dla mnie czymś nowym, nietypowym, magicznym i odległym. Potrzebowałam chwili, aby odnaleźć się w nim, zwłaszcza w drugiej połowie książki gdzie górowała fantastyka. Nie spodziewałam się, że fantastyka z pogranicza science fiction może być ciekawa, a jeszcze to połączenie z rzeczywistością – super! Nie mogę określić czy fabuła była oryginalna, bo jak już wyżej pisałam – nie czytam tego gatunku. Jednak myślę, że dla osób, które nie mają zbyt dużej znajomości może być ona czymś odkrywczym i zadowalającym.
Tak naprawdę w tej książce nic nie jest pewne. Przyjmujemy, że podana wersja wydarzeń jest prawdziwa, a potem następuje nagle zwrot akcji i już nie wiesz komu ufać. Dobry, zły, dobry, zły, dobry, zły… Kto jest dobry a kto zły? Pojawiają się pytania, o co chodzi? I potem są kolejne zwroty i to już wytrąca zupełnie z równowagi. Książka w pewnym momencie była dla mnie naprawdę nieźle porąbana i nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Czytałam niektóre akapity po dwa razy. Autorka świetnie to sobie wymyśliła, chociaż niektórych faktów idzie się domyślić.
Bohaterów jest dużo, ale no właśnie. Przeważnie jak jest dużo, to wychodzi, że niektórzy są mdli, bladzi jak ściana. I tutaj przy niektórych postaciach tak niestety było, chociaż z drugiej strony stanowili drugi i trzeci plan, więc to nie na nich skupia się historia. Co do samej głównej bohaterki to jest ona do polubienia. Dzięki pierwszoosobowej narracji wraz z nią odczuwałam niepokój i zagubienie. Razem z nią odkrywałam Lengrad. I wraz z nią poczułam się oszukana. Jane Doe jest sprzecznością. Z jednej strony jawi się jako silna, rozsądna i uparta dziewczyna, a z drugiej, gdy przemawia, staje się zagubiona, niepewna i słaba. Wydawać by się mogło, że mimo złego traktowania pragnie zemsty i krzywdy drugiej osoby. Nie, ona taka nie jest. Nie traci swojej wrażliwości. Jednak tutaj kompletnie leży logika, gdyż wielokrotnie na myśl przychodziło mi pytanie: Czemu ona po prostu swoją mocą nie opuści tego zakładu? Bo skoro posiada aż tak silną moc, większą niż każdy w tym ośrodku, to dlaczego nie sprawi, że wszystko się zatrzyma i ona sobie po prostu spokojnie wyjdzie. Przecież może to zrobić. Może sobie przecież sprawić ubrania, lepsze jedzenie… Skoro nie chce mówić, a pytań ma dużo w głowie, to przecież może, napisać. A przez całą książkę napisała jedno, jedniuteńkie zdanie. I tyle. I o ile to pierwsze idzie jeszcze wytłumaczyć tym, że się boi to kwestii pisania już nie.
Lynette Noni posługuje się prostym, ale dość barwnym językiem. Wszystko jest uporządkowane i spójne, nawet to, co wydawało mi się początkowo zapomniane przez autorkę, potem zostało wyjaśnione. Nie jest to ambitne, raczej napisane dla rozrywki, ale podane w naprawdę dobry sposób. Oczywiście niektóre wydarzenia mogłyby, zostać bardziej rozbudowane, o niektórych postaciach można by napisać więcej. Samo przedstawienie „mowy” była niezwykle ciekawe i interesujące.
Oczywiście jak na romantyczkę przystało, doszukałam się wątku romantycznego. W sumie nie do końca romantycznego. Dobra, nie było go wcale. Jednak ukradkowe spojrzenia robiły swoje, a i też niektóre gesty. Jednak nie było tego dużo, większą rolę odgrywała przyjaźń i budowanie zaufania. Przeczuwam, że w kolejnej części może powstać całkiem niezły romans, a może nawet i trójkącik. A brakiem go w tej części nie jestem zawiedziona.
Podsumowując, „Szept” jest naprawdę przyjemną książką. Dostarczy wam ona wiele rozrywki, która podziała na wyobraźnię, a zakończenie sprawi, że będziecie potrzebować kolejnej części.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl