„I choć byłoby mi znacznie łatwiej żyć bez ciebie, to naprawdę bardzo tego nie chcę”.
Nie jestem w stanie zrozumieć tej książki, a tym bardziej zachwytów nad nią. „Mojego szefa” miałam w planach od dawna, ale ciągle nie było nam po drodze. Niby wiedziałam, że nie będzie to wybitne tylko takie dla odmóżdżenia na jeden raz, a mimo to się łudziłam, że tak nie będzie.
Maria dostaje pracę w dużej korporacji i jest wielce oburzona, że szef NIE WITA jej chlebem i solą. Oczywiście poznaje swojego przełożonego w pierwszy dzień. Wcale nie jest podrzędnym szarakiem w korpo. Wcale. Z tego, co wiemy, jest kimś od finansów, a dostaje biurko przy szefie i staje się prawie jego osobistą asystentką. Marysię niesamowicie dziwi też to, że nie może sobie w godzinach pracy wyskoczyć po fotel, który upatrzyła na OLX. Czy ona pracuje, czy przegląda OLX? Strzela focha i w myślach nazywa szefa różnymi określeniami. Jej zachowanie jest dalekie od profesjonalizmu. Otóż musicie wiedzieć, że ma w głowie wbudowany kalkulator i przelicza miliony z prędkością światła. No i co się czepiasz Patrycja? Zazdrościć jej talentu? A no może i umiejętności pozazdrościć, ale ważne zestawienie zarobków pewnej firmy podaje szefowi z pamięci i policzyła je- uwaga!- zjeżdżając do niego windą. Czyżby zapomniała o powadze pracy, w której się znajduje?
Ciągle myśli o Janie i powtarza, że to nie jest na bank jej typ. Żeby nie było nudno, to pojawia się Karol. Postać tak potrzebna jak dodatkowy kawałek serniczka, kiedy już masz serdecznie dość. Maria uważa siebie za INTELIGENTNĄ i określa tego biedaka mianem „tego głupszego” w związku. Natomiast kiedy do niego dzwoni, słyszy w tle jakąś kobietę oraz skrzypienie łóżka. Karolek zapewnia, że jest w pracy dwa piętra niżej. No, ale to jasne jak słońce, że go tam nie ma. Ona niestety nie łapie. I kto tu jest głupi? Pominę już ogólny brak szacunku. Scena w magazynie bardzo mnie zniesmaczyła, z resztą nie tylko ona…
Jej zachowania pozostawia wiele do życzenia. Dziecinne telefony, olewanie próśb, fochy, bo szef nie toleruje emotek w mailach, itd… W dodatku jest emocjonalne niestabilna. Tak się zastanawiam czy ona nie ma wiecznego PSM?
Halo, halo, widział ktoś uciekający mózg? Nie? To wyjaśnia, dlaczego ma w tej pustej główce siano. Ciągle wyzwiska, przekleństwa wciskane na siłę… Czasami błyśnie żarcikiem, ale bohaterka nie reprezentuje sobą nic.
Odnoszę wrażenie, że tak książka była dobra do dnia Wigilii. Potem wszystko, co „dobre” spakowało walizkę i pojechało w Bieszczady. Ach te świąteczne cuda… Marysieńka wyzywa szefa, bo ten kazał jej zostać po godzinach ( te nadgodziny mają wytłumaczenie), a kilka minut później rzuca się na niego. I najlepsze stwierdza, że” jeszcze dwa dni wcześniej go nienawidziła, a teraz jest zakochana. What?
Relacja Marii i Jana miała potencjał, który zamiast pojechać razem z nimi do Szczyrku, wyjechał też w Bieszczady i tyle go widzieli. Rozwinęła się za szybko i zbyt cukierkowo. Bohaterowi nie szczędzą sobie wzajemnego poznawania ciał. Zawsze gotowi. Dawno nie przewracałam tyle oczami, co tutaj.
W książce nie brakuje opisów najprostszych czynności i absurdalnych detali. Opis odpalania papierosa, opis prowadzenia auta, opis czystej toalety… tle mamy bohaterów, którzy istnieją, jak są potrzebni, a jak nie to nie wiadomo, co z nimi. W dodatku brakuje jakichkolwiek ram czasowych.
Kolejna sprawa – Asperger. Ogromny plus dla autorki za poruszenie tematu. Za to, że ten cudowny Janek nie był tak bardzo bajkowy. Ale Janek opowiada o sobie wszystko, a sierotka Marysia zaraz po tym rzuca się na niego. Temat tak płytki, jak brodzik pod prysznicem.
Czasami czułam się tak, jakby ktoś wylewał na mnie wiadro żenady. Uczucie zniesmaczenia też się pojawiało. Jednak muszę przyznać, że pochłonęła mnie ta historia. Zaczęłam po dwudziestej drugiej, skończyłam po drugiej w nocy. Trochę się uśmiałam, bo humoru tutaj nie brakuje i jest element ratujący tę historię.