„- Siądź przy mnie, pani, aby mógł, pijąc, patrzyć na ciebie, czuć twój dotyk i zapach, wiedzieć, że jesteś częścią tego wszystkiego. Inaczej zrezygnuje, a to będzie dla was bardzo niebezpieczne. (…) Chyba widzisz, że to jedyny sposób, żeby się dokroił. Musisz to zrobić dla niego.”*
Nie powinni się spotkać, nie powinni się w sobie zakochać. Ją czekała śmierć, a jego jeszcze długie lata walka z potworem w nim mieszkającym. Los bywa jednak przewrotny, a przeznaczenia nie da się oszukać czy zmienić. Czasem coś musi się stać, nawet jeśli mamy coś stracić zaraz gdy to odzyskamy.
To już drugi tom z serii Bractwa Czarnego Sztyletu. Każda część mówi o innym członku Bractwa. Tym razem głównymi bohaterami są Mary i Rankor. Ona jest człowiekiem i choruje na białaczkę, prowadzi normalne życie pracuje i dodatkowo pomaga w „telefonie zaufania”, stara się nie pamiętać się o tym, że każdy dzień, miesiąc, rok może być jej ostatnim. On jak wiadomo jest wampirem, członkiem Bractwa, obciążony klątwą przez Panią Kronik (siedzi w nim bestia, która uspokaja się tylko wtedy gdy walczy z Reduktorami lub po sexie).
Mary dowiaduje się, że ma nawrót choroby lecz stara się nie załamywać. Udaje twardą. W „telefonie zaufania” dość często odbiera głuche telefony. Okazuje się, że to John, młody chłopak niemowa. Polubił Mary, a kobieta chłopca. Gdy rozmawiają przy basenie dołącza do nich Bella, sąsiadka głównej bohaterki. Zaczyna wypytywać chłopca o jego przeszłość i proponuje mu jazdę do szkoły walki. Mary musi z nimi jechać bo tylko ona zna język migowy.
Tak trafiają d siedziby Bractwa i tu nasi bohaterzy się spotykają. Spotkanie jest dość hm… nietypowe bo Rankor wręcz ją napada gdy słyszy jej głos. Coś z nim się dzieje. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Walczy ze sobą bo wie, że kobieta jest człowiekiem. Trudno mu jednako niej zapomnieć. Spotyka się z nią i nie może się nadziwić, że ma tak mało wiary w siebie, a zarazem jest ta silna i stanowcza. Nie jedna kobieta po takich przeżyciach jakie ją spotkały przy wampirze uciekłaby w siną dal.
Rankor czuje jej opór przed zaangażowaniem się, ale robi wszystko by wreszcie poddała się uczuciu. Sam jednak boi się jej reakcji na wiadomość jego klątwie i widok bestii. Kobiecie trudno zrozumieć prawa w Bractwie, nie może uwierzyć, że Ci co się kochają muszą się krzywdzić. Stan ukochanej się pogarsza… Czasu jest coraz mniej… Walka z Reduktorami nadal trwa…
Czy Mary przeżyje i zaakceptuje nowe życie wraz z Rankorem i bestią w nim mieszkającym? A może jednak Mary umrze, jak wtedy wampir sobie poradzi z utratą ukochanej? Czy klątwa rzucana przez Panią Kronik zostanie kiedyś zdjęta? Co planują Reduktorzy?
Przyznam, że bałam się zaczynając czytać kontynuację serii. Mroczny kochanek mnie zachwycił, powalił i trzymał w swoich szponach. Bałam się, że się zawiodę i mój zachwyt diabli wezmą. Ale nie. Na szczęście obyło się bez rozczarowań. Znowu zostałam wciągnięta w mroczny świat wampirów i ich walkę z Reduktorami. Oraz losami poszczególnych braci. Tym razem jest nim Rankor. Dopóki nie poznałam jego historii uważałam go za bufona wykorzystującego kobiety. Nic jednak nie było tak jak mi się wydawało.
Książka jest pełna seksu, wulgaryzmów i mocnych scen. Jednak tak jak w pierwszej części nie odnosi się wrażenia, że jest gorsząca, taki jest ich świat i już. Jeśli czegoś chcą dążą do tego by to było ich. Jeśli kochają to na zawsze i bez granic, zaś jeśli zabijają to skutecznie i z zimną krwią i bez skrupułów.
Czyta się ją szybko i niecierpliwie. Ja osobiście zawaliłam plan dnia aby tylko poznać koniec powieści. Niecierpliwie przewracałam kartka za kartką i z wypiekami na twarzy czytałam co się dzieje z myślą „co dalej?!” Ostrzegam lojalnie zarezerwujcie sobie czas na nią bo trudno się od niej oderwać. Ja z pewnością w najbliższym czasie sięgnę po trzeci tom.
*str. 314