Kobieta w białym kimonie recenzja

Opowieść o miłości, z przerażającą historią w tle.

Autor: @maitiri_books_2 ·7 minut
2021-01-18
Skomentuj
6 Polubień
Z autorką „Kobiety w białym kimonie” spotykam się po raz pierwszy i już wiem, że nie będzie to moje ostatnie z nią spotkanie. Nie dość, że Ana Johns przepięknie pisze, to jeszcze porusza naprawdę istotne tematy. Takie, z których musimy wynieść lekcję, po to, aby świat stał się lepszym miejscem.

Dwie kobiety, dwa odmienne światy. Japonia, 1957 i młodziutka Naoko Nakamura, której rodzina chce, aby poślubiła odpowiedniego chłopaka. Satoshiego, z dobrej japońskiej rodziny. Chłopaka, dzięki któremu jej status rodzinny wśród tradycyjnej japońskiej społeczności pozostanie na odpowiednim poziomie. Rodzina natomiast zyska profity dzięki zaaranżowanemu małżeństwu. Naoko nie chce wychodzić za Satoshiego, zakochała się w przypadkowo napotkanym marynarzu i to jemu oddała swoje serce. To małżeństwo oznaczałoby dla niej wykluczenie z rodziny i życie w hańbie, jako społeczny wyrzutek. Dziewczyna staje przed niemożliwym do dokonania wyborem, którego konsekwencje będzie odczuwać do końca swoich dni.

Stany Zjednoczone, czasy współczesne. Dziennikarka Tori Kovač żegna umierającego ojca. Mężczyznę, który przez całe życie opowiadał córce historie, jak się później okazuje, nie całkiem zmyślone. Ojciec na łożu śmierci zostawia Tori list, który kobieta odczytuje dopiero po jego śmierci. Żałuje, bo w związku ze strzępkami informacji, które tam znalazła, miałaby wiele pytań. Teraz jednak musi polegać już tylko na sobie. To, czego się dowiedziała sprawia, że decyduje się wyjechać w daleką podróż i poznać prawdę o swojej rodzinie.

Czas niczego nie rozróżnia. Nie dba o to, czy jesteś szczęśliwy czy smutny. Nie zwalnia ani nie przyspiesza. Jest stworzeniem linearnym podążającym w jednym kierunku, niezmiennie w jednym nawet w bólu.

Ach, co to była za książka! Nie kłamie blurb na okładce. Ta powieść zapiera dech, porusza do głębi, nie pozwala normalnie funkcjonować i zostawia z takim kacem książkowym, po którym ciężko się pozbierać. Jest jednocześnie piękna i bardzo smutna. I chociaż jest powieścią fikcyjną, autorka oparła ją na prawdziwej historii swojego ojca, który pokochał Japonkę, służąc w marynarce wojennej. Wydarzenia przedstawione w książce poznajemy naprzemiennie z perspektywy Tori i młodziutkiej Naoko. Mamy zatem w książce dwie linie czasowe, które w odpowiednim momencie łączą się w jedną całość. W obu przypadkach mamy narrację pierwszoosobową, która pozwala nie tylko na zżycie się z bohaterkami, ale też ułatwia zrozumienie targających nimi emocji. A tych jest naprawdę sporo. Książka jest dosłownie przesycona wszystkimi możliwymi emocjami i to jak one wpływają na czytelnika jest nie do zastąpienia. Aż trudno mi uwierzyć, że ta książka jest debiutem literackim autorki. Tak nie piszą debiutanci. Wszystko jest w niej dopięte na ostatni guzik, jest napisana starannie i co najważniejsze, opowieść, chociaż podzielona pomiędzy narratorki, jest niesamowicie spójna. Autorka przeprowadziła staranny research, dzięki czemu znajdujemy w książce nie tylko bardzo osobistą opowieść o rodzinie, ale też spory kawał historii. Prawdziwej powojennej historii Japonii, o której do tej pory nie miałam pojęcia, albo było ono bardzo mgliste.

Smutek dochodzi do głosu zrywami. Tak to obmyślono w niebiosach. Gdyby nie chwile wytchnienia, umarlibyśmy obok tych, których opłakujemy. A tak cierpienie pojawia się i znika jak za dotknięciem przycisku. Śmierć napiera na nas tak długo, aż sami jesteśmy jej bliscy. Wyłącza się, zanim się udusimy. Znajdujemy się w pustce, próżni, nicości.

I to ta prawdziwa historia ukazana w powieści przeraża najbardziej. Przeraża, zasmuca i rozdziera serce. Ciężko przyjąć do wiadomości, że rzeczy, które opisuje autorka faktycznie mogły mieć miejsce. Ale tak się działo. Małżeństwa mieszane rasowo były wręcz niemożliwe, a jeśli komuś udało się postawić na swoim, musiał mierzyć się z limitami emigracyjnymi, a po powrocie do Ameryki z przepisami mającymi na celu przeciwdziałanie mieszaniu ras. Jeśli młodzi postanowili zostać w Japonii, przechodzili przez jeszcze większe piekło. Niemało było wtedy kobiet, które zostawały same, z dzieckiem, bez środków do życia i bez mężczyzny, który już dawno wrócił do swojego kraju. Jak podaje autorka, w czasie amerykańskiej okupacji Japonki urodziły ponad dziesięć tysięcy dzieci amerykańskich żołnierzy. Wiele z nich nie przeżyło, a te, którym się to udało, musiały, jako dzieci mieszanej krwi, mierzyć się z ostracyzmem społecznym. To, co opisała w książce Ana Johns, boli. Dosłownie. Bo ma się świadomość, że takie były wtedy realia. I to naprawdę się działo. Z jednej strony tradycje, z drugiej sumienie. Nie jestem w stanie pojąć, jak w ogóle tak okrutne praktyki, jakie przedstawiła autorka, mogły mieć miejsce w cywilizowanym świecie. Dlaczego zamykano na to oczy. Nadal jestem w szoku i nie wiem, co pisać. Bo to mną szarpie od wewnątrz i nie pozwala na składanie sensownych myśli.

Milczącego człowieka słucha się najlepiej.

Pierwsza część książki kładzie nacisk na pokazanie niemożliwej miłości między japońską dziewczyną a amerykańskim żołnierzem. I tego, jak młodzi próbują sobie poradzić. Walcząc z przeciwnościami, godząc się na gorsze warunki i podłe traktowanie. I mimo ogromnego przywiązania, na porzucenie rodziny. Druga część obnaża czarną kartę w historii Japonii. Praktyki, które stosowano, aby pozbyć się niechcianych dzieci, rozdzielić młodych ludzi, uniemożliwić im wspólne życie. I chociaż pierwsza część nie jest zbyt dynamiczna, przy książce trzyma nas tajemnica rodzinna, którą razem z Tori pragniemy odkryć. Napięcie jest w związku z tym ogromne. Później akcja wyraźnie przyspiesza i wtedy już nie da się książki odłożyć. Naoko i Hajime mieli plany. Los im te plany pokrzyżował. Stało się coś, co sprawiło, że dziewczyna musiała wrócić do rodziny, myślała, że na jakiś czas. I znów stało się inaczej. Cały czas zachodziłam w głowę, jak to możliwe, że ostatecznie tych dwoje zostało rozdzielonych. Przecież, mimo przeciwności, wszystko szło dobrze. Jakoś sobie radzili, planowali przyszłość. Na odpowiedź na to pytanie trzeba trochę poczekać. Zapewniam, że warto. Prawda poraża i wyciska z oczu łzy. Okrucieństwo, z jakim spotkałam się na kartach książki, nie mieści mi się w głowie. Was też poruszy do głębi. Zobaczycie.

Zachowujemy się jak drewniane kukły w teatrze bunraku – dajemy pokaz na zewnątrz, a nasze prawdziwe ja stoją w cieniu, ukryte pod kapturami czarnych szat.

Fabuła jest, jak już pisałam, fantastyczna. Przemyślana i dopracowana. Z jednej strony mamy tradycje rodzinne i niemożliwą miłość. Z drugiej powojenną Japonię, Amerykę i tabu, które kładzie się cieniem na historii obu krajów. Poraża fakt przedkładania tradycji i dobrego imienia rodziny ponad szczęście i dobro drugiego człowieka. Przerażają stosowane w tym czasie praktyki. Autorka świetnie wplotła elementy japońskiej kultury do fikcyjnej opowieści. Do tego napisała swoją powieść przepięknie. Z ogromną wrażliwością, delikatnością, poetycko wręcz. Opisy są plastyczne i pozwalają przeżywać tę opowieść całym sobą, a dialogi wydają się wyjęte z codziennej rozmowy. Są żywe i naturalne. Bohaterowie zostali przedstawieni w poprawny sposób. Naoko jest dziewczyną uwikłaną w tradycje, ale postrzegającą świat w bardziej nowoczesny sposób niż jej rodzina. Jest odważna, uparta i waleczna. Robi wszystko, co w jej mocy, aby uratować tę cząstkę siebie, której pragnie najbardziej. Mimo, że wie, na co się pisze. Wie, jaka jest sytuacja. Chociaż targa nią niepewność, co do przyszłości jej związku i w ogóle przyszłego życia. Bardzo dobrze skonstruowana postać, staje się bliższa niż najlepsza przyjaciółka. Tori jest przedstawiona trochę gorzej, nie dowiadujemy się o niej wszystkiego. Tylko tyle, że jest córką swojego ojca, dziennikarką i bardzo pragnie poznać chłopca, jakim kiedyś był jej tata. Wydaje się, że jest na tym świecie sama, dlatego tak rozpaczliwie poszukuje rodziny, o której istnieniu do tej pory nie wiedziała. Nie wiemy wszystkiego o Tori, ale wiemy wystarczająco na potrzeby powieści. Bo to nie jej historia jest w książce najważniejsza. Dobrze pokazała autorka ojca kobiety, a właściwie chłopca, z którego wyrósł mężczyzna związany z rodziną, troskliwy, kochający. Zabrakło mi jedynie informacji o dalszych losach Hatsu, koleżanki Naiko, której udało się uciec z miejsca, gdzie obie były więzione, a później słuch o niej właściwie zaginął.

Aby zrozumieć, dokąd zmierzasz, musisz poznać zarówno swoje korzenie, jak i cel.

„Kobieta w białym kimonie” to debiut idealny. Historia opowiedziana w książce jest niesamowita, a emocje jej towarzyszące autentyczne i rozdzierające serce. To nie jest jedna z tych opowieści, którą po przeczytaniu zwyczajnie odłożycie na półkę. To historia, której nie zapomnicie. Jestem szczerze zachwycona tą opowieścią i z czystym sumieniem bardzo ją Wam polecam!

Recenzja pochodzi z bloga:„Kobieta w białym kimonie” Ana Johns – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)

Moja ocena:

Data przeczytania: 2021-01-17
× 6 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Kobieta w białym kimonie
Kobieta w białym kimonie
Ana Johns
8.3/10

Czytelniczy wybór klubu książki BBC RADIO 2! Zapierająca dech w piersiach powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Historia żyjących po dwóch stronach Pacyfiku dwóch kobiet i jednej łącząc...

Komentarze
Kobieta w białym kimonie
Kobieta w białym kimonie
Ana Johns
8.3/10
Czytelniczy wybór klubu książki BBC RADIO 2! Zapierająca dech w piersiach powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Historia żyjących po dwóch stronach Pacyfiku dwóch kobiet i jednej łącząc...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„ Człowiek wędruje po świecie, żeby szukać tego, czego potrzebuje, lecz wraca do domu, by to znaleźć.” (str.188) Jest to powieść fikcyjna, lecz oparta na rzeczywistych wydarzeniach i historiach. J...

@asach1 @asach1

Japonia 1957r. Siedemnastoletnia Naoko Nakamura zakochuje się w amerykańskim marynarzu Hajime. Rodzina dziewczyny jest przeciwna temu związkowi, chcą wydać ją za mąż za Satoshiego. Jeśli sprzeciwi ...

@judyta_czyta @judyta_czyta

Pozostałe recenzje @maitiri_books_2

Love, Theoretically
Mimo podobieństw, rewelacja!

"Love, Theoretically" to moje kolejne spotkanie z twórczością Ali Hazelwood i kolejne udane, mimo wielu podobieństw do poprzedniczek, które w niej odnalazłam. Powieść zg...

Recenzja książki Love, Theoretically
Ja, która nie poznałam mężczyzn
Świat bez mężczyzn i nie tylko

"Ja, która nie poznałam mężczyzn" to opowieść o wyjątkowej podróży przez tajemniczy dystopijny świat, w którym bezimienna bohaterka i jej towarzyszki uwalniają się z pod...

Recenzja książki Ja, która nie poznałam mężczyzn

Nowe recenzje

Szept
Ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗼 𝘁𝗼 ż𝘆𝗰𝗶𝗲. 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗼ść 𝘁𝗼 ś𝗺𝗶𝗲𝗿ć.
@gala26:

Ż𝑎𝑟 autorstwa Weroniki Mathii głęboko zapisał się w mojej pamięci. Była to uczta literacka na bardzo wysokim poziomie. ...

Recenzja książki Szept
Oko słonia
Pustynia, susza, śmierć...
@aga.kusi_po...:

„Oko słonia” ... Po lekturze tak wiele słów ciśnie mi się na usta. Zbyt wiele, by wykrzyczeć je jednocześnie. Zbyt wie...

Recenzja książki Oko słonia
Klątwa Czarnoboga
niesamowita przygoda
@w_ksiazkowy...:

Nieoczekiwane znalezisko odmienia życie trzynastoletniego Makarego i jego przyjaciół. Odnaleziony totem - drewniany po...

Recenzja książki Klątwa Czarnoboga
© 2007 - 2024 nakanapie.pl