"Trzy godziny ciszy", to historia depresji, smutku, historia o wyparciu ze świadomości traumatycznego zdarzenia, o życiu w cieniu rodzinnych tajemnic, to opowiesć o wielkiej miłości i nie zaakceptowaniu bolesnej prawdy. Powoli, krok po kroku zagłębiamy się w fabułę, razem z Patrycją zatapiamy się w jej wspomnieniach z dzieciństwa i młodości, jednocześnie obserwując jak "TO", czyli nieuleczalna choroba przejmuje władzę nad jej życiem. Dla Patrycji nic już nie ma zanczenia, nie widzi sensu w tym aby zawalczyć o siebie, o swoje zdrowie, o tak przyziemne sprawy jak prysznic czy zjedzenie czegokolwiek. Poddaje się, dręczą ją wspomnienia z przeszłości, a jedyne czego pragnie, to spędzić trzy dni z dawnym ukochanym, z miłością jej życia.
Warto przebrnąć przez pierwszą część, jest ona istotnym wprowadzeniem do kolejnych, zaskakujących wydarzeń. Wtedy zmieni sie wszystko, otrzymamy opowieść nasyconą sporym ładunkiem emocji. Wszystko połączy się w jedną całość i da nam pełny obraz choroby jaka trawi główną bohaterkę. Czasami ból duszy, niewyobrażalne cierpienie serca mogą być tak ogromne, że będą w stanie cakowicie zmienić naszą rzeczywistość...
"Trzy godziny ciszy" - ta książka pozostanie z czytelnikiem na jakiś czas. Tej opowieści nie da się tak od razu zapomnieć. Opowieść ta uświadamia nam, jak przerażającą chorobą jest depresja, jakie skutki niesie ze sobą to gdy pozostawimy chorego samemu sobie, gdy chory nie chce pomocy i ucieka od problemów do wyimaginowanego świata. Moim zdaniem okrutne było pozostawienie Patrycji samej sobie, pozwolenie jej aby tyle lat, tyle długich lat trwała w tej alternatywnej rzeczywistości. Opłacanie rachunków i uzupełnianie konta bankowego pieniędzmi, aby nasza bohaterka miała na bieżace potrzeby moim zdaniem było tylko utwierdzaniem jej, pomocą w pogłebianiu jej choroby. Przez tyle lat żyła z poczuciem winy za śmierć bliskiej osoby, potem doświadczyła kolejnej tragedii.
Jest to opowieść o miłości, stracie, tęsknocie, o nie pogodzeniu się z rzeczywistością, o walce z własnymi słaboścami, o życiu w cieniu tragedii i tajemnic z przeszłości. Autorka w subtelny sposób przekazała czytelnikowi cały ten ogrom nieszczęścia, wywołała u mnie lekkie wzruszenie. Wątek z Magnusem i porwaniem małej dziewczynki moim zdaniem miał spowodować to, żeby Patrycja w końcu wyszła ze swojej skorupy, otworzyła się na innych i zmierzyła z rzeczywistością oraz przeszłością. Samo zakończenie dało mi wiele do myślenia, wygląda na to, że droga ku wolności, do życia wolnego od przeszłości, od choroby, nie będzie wcale taka łatwa.
Moja ocena to 6.5 - 7/10. I na sam koniec chciałam wspomnieć o czymś co mi się nie spodobało. Mianowicie, nie spodobało mi się nazwanie bohaterki własnym imieniem i nazwiskiem, miałoby to sens gdyby to była autobiografia, oraz nie spodobało mi się wtrącnie do fabuły tytułu poprzedniej powieści autorki, taka autoreklama do mnie nie przemawia.
"Za możliwość lektury bardzo dziękuję Patrycji Gryciuk oraz Iwonie Niezgodzie, organizatorce niezależnego plebiscytu na polską książkę roku „Brakująca Litera” 2018."