Recenzowanie kolejnych części serii zawsze wiąże się z tym, że przy opowiadaniu fabuły nie sposób uniknąć spoilerów dla osób, które nie czytały wcześniejszych pięciu tomów. Dlatego już na początku ostrzegam – i ja prawdopodobnie się ich nie ustrzegę, więc jeśli ktoś ma coś jeszcze do nadrobienia, a jest ciekaw oceny – może przejść do ostatniego akapitu.
Akademia Wampirów to seria powstała w erze fascynacji wampirami, zapoczątkowanej przez „Zmierzch”. W pewien sposób powinniśmy być wdzięczni pani Meyer, że najprawdopodobniej przez nią powstały tak świetne książki jak właśnie seria Richelle Mead. Nie jest to typowy paranormal romance. Pojawiają się tu wampiry, ale tym razem to nie one są w centrum wydarzeń. Główna bohaterka, Rose Hathaway, to dhampir - pół wampir, pół człowiek. Bardzo skrótowo mówiąc, celem jej życia jest ochrona jej przyjaciółki, Lissy Dragomir, z którą połączona jest magiczną więzią. Los nie był dla Rose łaskawy. Jej ukochany, Dimitri, został zmieniony w Strigoi – śmiertelnie niebezpiecznego wampira, opętanego żądzą krwi. Gdy w końcu, pokonawszy wszystkie przeszkody, udało jej się go uratować, ktoś wrobił ją w morderstwo królowej – za co grozi kara śmierci.
Rose jednak nie jest sama – ma Lissę, Christiana, Adriana i, przede wszystkim, Dimitra, który w żalu za swoje czyny, jako Strigoi, odmówił Hathaway jakichkolwiek uczuć. Wraz z pomocą przyjaciół i swojego wiecznie knującego ojca – zbiega z więzienia, zostawiając kwestię znalezienia prawdziwego mordercy w rękach Lissy. Z Dimitrim i Sydney ucieka jak najdalej od nieprzyjaznej stolicy, ale znamy przecież Rose – nie potrafi usiedzieć bezczynnie, podczas gdy inni nadstawiają za nią karku. Używając więzi z Lissą śledzi postępy w śledztwie, a sama wypełnia sekretne zadanie zlecone jej przez zamordowaną królową Tatianę, aby jednocześnie zyskać na czasie i pomóc przyjaciółce odzyskać prawa rodu Dragomirów.
Autorka już na początku serwuje nam dużą porcję akcji, związaną z ucieczką dhampirki z więzienia, aby następnie nieco zwolnić, jednak tylko trochę. Z Rose i Dimitrim w jednym pomieszczeniu napięcie przecież nigdy nie ustaje. Uciekinierzy dostają pomoc z najmniej oczekiwanych źródeł i powoli zbliżają się do swojego celu. Fabuła dzieli się na dwa tory, jak w każdym tomie, jednak tutaj mamy do czynienia z całkowitym rozdzieleniem losów Lissy i Rose. Jest to zabieg konieczny fabularnie i właśnie w tym momencie widać, jak bardzo przydatna jest więź między przyjaciółkami – zwalnia Mead z konieczności wprowadzania dodatkowego narratora.
Lektura mknie z ogromną prędkością. Dodatkowy wątek ze śledztwem jeszcze urozmaica nam doznania – możemy tylko zgadywać, kto jest prawdziwym mordercą, a i tak autorka nas zaskoczy. Wielkim plusem tej części są zwroty akcji – nigdy nie wiadomo, co Rose wymyśli, albo jak potoczą się losy poszczególnych jej przyjaciół. Ani pod względem fabularnym, ani tak naprawdę żadnym innym nie mam książce nic do zarzucenia. Richelle Mead wykazała się kreatywnością i prawdziwym talentem pisarskim. Potrafi wciągnąć czytelnika na wiele godzin przejmującej lektury, nie pozwalając ani na chwilę oddechu, a postacie przez nią stworzone są niczym żywi ludzie – pełni sprzeczności, wielowarstwowi i wzbudzający prawdziwą sympatię (lub niechęć) czytelnika.
Last Sacrifice to imponujące zakończenie świetnej serii. Akademia Wampirów wyłamuje się z nurtu paranormal romance i z zapoczątkowanej przez „Zmierzch” mody na wampiry. Każdy tom z osobna to świetna lektura, która, chciałoby się, mogłaby się nigdy nie kończyć. Niestety, zakończenie musiało kiedyś nadejść, a autorka zrobiła to w iście mistrzowski sposób. Jeśli jeszcze nie czytaliście – nie wahajcie się sięgnąć.