„Odrodzenie May” amerykańskiej pisarki religijnej Lisy Samson to pierwsza powieść z serii Labirynty, którą miałam okazję przeczytać. I choć lektura nie sprostała wszystkim moim oczekiwaniom, to jestem pewna, że sięgnę po kolejne tomy z niniejszej serii.
Tytułowa May ma dwadzieścia lat i właśnie skończyła studia. Dziewczyna jest typem imprezowiczki, która lubi alkohol i niezobowiązujące randki z chłopakami. Po jednej z suto zakrapianych imprez dziewczyna leży nieprzytomna na poboczu drogi. Znajduje ją siedemdziesięcioletni Claudius, który zabiera ją na swoją farmę i otacza opieką. Ten zwyczajnie ludzki gest jest zaskoczeniem dla May. Między parą bohaterów rodzi się najprawdziwsza przyjaźń. Dziewczyna zwierza się Claudiusowi że z braku pomysłu na życie postanowiła wyjechać na misje do Rwandy. Choć jest katoliczką, to nie robi tego z religijnych pobudek, bo z wiarą jej jakoś nie po drodze. Jej misja to raczej wymysł rozkapryszonej panny. W Rwandzie wybucha wojna domowa. Plemiona Tutsi i Hutu zwalczają się wzajemnie. Mimo ostrzeżeń May postanawia zostać w wiosce, którą zdążyła już pokochać. Osadę napadają Hutu z maczetami. Gwałcą i zabijają swoich przeciwników. Tylko May cudem uchodzi z życiem. Przez trzy miesiące ukrywa się w lasach zanim znajdują ją wysłannicy ONZ. Po powrocie do domu zmaltretowaną i okaleczoną dziewczynę przygarnia Claudius. Bo rany duchowe można uleczyć tylko za pomocą miłości i cierpliwości.
Akcja powieści toczy się powoli i spokojnie. Autorka skupia się głównie na życiu May na farmie Claudiusa. Na pierwszy plan wysuwa przeżycia wewnętrzne bohaterów. Ból, żal, rozterki życiowe cały czas towarzyszą dziewczynie, która przeszła przez piekło. Pisarka w umiejętny sposób porusza także problem wiary w Boga. Nie nawraca czytelnika ni siłę, nie narzuca mu swoich poglądów, a jedynie skłania do refleksji. Tematyka powieści nie jest nowa. Motyw powrotu do ziemi, ciężkiej pracy, która oczyszcza i daje ukojenie, były poruszane już wielokrotnie. Wystarczy przywołać choćby „Hańbę” J.M. Coetzee’go, gdzie farma pozwala na zjednoczenie zhańbionej rodziny. Co prawda Lisie Samson daleko do genialnego południowoafrykańskiego noblisty, ale „Odrodzenie May” przeczytałam z przyjemnością.
Liczyłam, że autorka bardziej rozwinie wątek pobytu May w Rwandzie. Fragmenty o Afryce są wyjątkowo skąpe. Uwielbiam wszelkie książki poruszające tematykę Czarnego Lądu, dlatego oczekiwałam barwnych opisów, szczegółów z życia wioski i misjonarzy, zapierających dech w piersiach historii. Niestety ta część powieści potraktowana została po łebkach. Współczułam May i było mi żal mieszkańców osady, że zostali zabici w bestialski sposób, ale nie potrafiłam być faktycznie wstrząśnięta ich losem. Dlaczego? Bo z żadnym z bohaterów, poza May, nie czułam się związana. Autorka nie pozwoliła mi poznać i polubić tych ludzi. Uważam, ze to największy mankament tej książki. Lektura miała ogromny potencjał, którego autorka nie wykorzystała do końca. A szkoda. Mimo wszystko „Odrodzenie May” to wartościowa powieść, która usatysfakcjonuje wszystkich wrażliwych czytelników.
Polecam!