Od momentu, gdy skończyłam tom drugi cyklu o Owocach zatrutego drzewa, miałam ogromną ochotę na zapoznanie się z zakończeniem tej trylogii. Historia Kingi tak mocno mnie wciągnęła, że po prostu potrzebowałam poznać zakończenie tej historii jak najszybciej. Czy tom ten okazał się “tylko” dobry, czy też może zaskoczył mnie czymś nowym? O tym w tej recenzji.
Zbyszkowi udało się w końcu namówić swoją kuzynkę na wyprowadzkę poza granice rodzimego kraju. Paryż jawi się obojgu jako symbol wytchnienia i wolności — jednak czy rzeczywiście tak jest? Kinga postanawia wykonać ten ryzykowny krok, choć nie jest to łatwa decyzja. Środowisko artystów z prawdziwego zdarzenia coraz mocniej inspiruje Kingę, a podjęta decyzja okazuje się strzałem w dziesiątkę. Żeby zaznać całkowitego spokoju, kobieta będzie zmuszona do uporządkowania rodzinnej przeszłości. Jakie jeszcze tajemnice wyjdą na jaw i jakie będą ich konsekwencje?
Zaczynając lekturę tej części, nie miałam co do niej większych oczekiwań — chciałam po prostu ją poznać i w końcu dowiedzieć się, w jaki sposób autorka rozwiąże wszelkie wątki i całą historię Kingi. Nie spodziewałam się jednak tego, jak mocno ta powieść mnie wciągnie do swojego świata i jak po jej skończeniu będę się czuć. No, a poczułam... pustkę.
Główną bohaterkę bardzo polubiłam i mam wrażenie, że z tomu na tom coraz lepiej ją rozumiałam i coraz więcej jej zalet dostrzegałam. Jest to taka postać, której przemianę z fascynacją śledziłam i którą uważam po prostu za świetnie wykreowaną — także brawa dla Agnieszki Janiszewskiej za stworzenie tak ciekawej i dopracowanej bohaterki. Oczywiście, Kinga miała swoje słabsze momenty, jednak pozostałe rzeczy przyćmiły mi to wszystko, więc w ostateczności bohaterka ta ląduje na mojej osobistej liście bardziej lubianych postaci.
Fabuła tej części opiera się głównie na emigracji – w tym przypadku wyjeździe do Paryża, stolicy wielkiego świata, która tylko czeka z otwartymi ramionami, by przygarnąć do siebie Zbyszka i Kingę. Przyznaję, wątek ten okazał się naprawdę ciekawy, choć gdyby funkcjonował samodzielnie, moja ekscytacja byłaby mniejsza. W momencie, kiedy staje się on uzupełnieniem wątki Kingi i jej perypetii z ciotką z przeszłości — mogę go nazwać naprawdę istotnym dla całej fabuły. Nie brakuje tutaj i konfliktów pomiędzy poszczególnymi bohaterami, ale w tym wszystkim było coś magnetycznego i takiego... po prostu szalenie angażującego.
To, jak pozostali bohaterowie z czasem przechodzą przemianę i zaczynają rozumieć wiele kwestii, wprawiło mnie w niemały zachwyt. Nie myślcie, że jestem już całkowicie oddana tej historii i nie widzę jej wad, bo tak nie jest, ale uważam, że Owoce zatrutego drzewa to naprawdę dobra trylogia, która zaangażowała mnie emocjonalnie i sprawiła, że po jej skończeniu zapragnęłam kolejnej części (co, kto wie, może się wydarzy?).
Agnieszka Janiszewska ma bardzo dobre pióro i udowodniła to właśnie tą pozycją. Jestem święcie przekonana, że w przyszłości będę sięgać po inne jej książki i być może w nich również odnajdę tak świetne bohaterki, jak Kinga. Całą trylogię mogę ocenić bardzo pozytywnie, choć to właśnie tom ostatni podobał mi się najbardziej.
Jeżeli chętnie sięgacie po powieści historyczne, w których nie brakuje problemów rodzinnych i tajemnic z przeszłości, które wciąż mają wpływ na teraźniejsze życie bohaterów, to koniecznie przeczytajcie Owoce Zatrutego Drzewa.